Zatrzymane chwile #23

O mały włos, a przegapiłabym początek miesiąca! A tu już piąty grudnia, a fotopodsumowania niet, zgroza 😉 W każdym razie albo mija mi powoli pasja dokumentowania chwil, albo listopad miałam bardzo mało widowiskowy. Inna sprawa, że mój aktualny telefon raczej mnie wkurza działaniem i jakością zdjęć, więc i to może wpływać na zmniejszenie liczby fotek. W każdym razie po czasach, gdy było ich i po około 40 sztuk, czas na miesiąc, gdy było ich tylko 14. A jakich?

Oczywiście były książki!

Mansfield Park – przez zbieg różnych okoliczności dopiero co skończyłam czytać. Książki z kolejnego zdjęcia wszystkie (trzecia to nowy zbiór opowiadań Kinga) są już przeczytane, tak samo, jak i „Sekta egoistów”. Oczywiście nie wyrobiłam się jeszcze z ich opisaniem, ech… „Handlarz kawą” to prezent od Biblionetkołaja. A „Dziewczynę z pociągu” przeczytałam już dawno i nawet zdążyłam opisać – TUTAJ.

Były też kolorowanki, chociaż zdecydowanie było ich mniej (i generalnie gorsze jakościowo) – ze względu na leczenie kontuzji ręki. Na jednym ze zdjęć widzicie zresztą próbę nauczenia się delikatniejszego dociskania kredek do papieru 😉

A reszta to już różności zupełne…

Od lewej: prezencik, który dostałam od kontrahentki w pracy + kalendarz z pięknym widokiem, który chwilowo zdobi moje biurko, zanim zaczenie odliczać dni + deser, który uświetnił kolację po spotkaniu autorskim Katarzyny Puzyńskiej. Bardzo miły wieczór, pełen śmiechu.

Na początku listopada odwiedziła mnie z doroczną wizytą Mamuśka. Przez kilka dni oddawałyśmy się wielu przyjemnościom, m.in. zafundowałyśmy sobie nowe fryzury w mojej ukochanej Teksturze oraz uśmiałyśmy się niesamowicie na sztuce „Sextet czyli Roma i Julian” w Teatrze Buffo. Fajnie było! A ostatnie zdjęcie to moj sądny dzień, czyli chwile przed wyjściem z domu i ruszeniem do Polsatu, by brać udział w rozmowie o blogach książkowych. Pisałam o tym TUTAJ.

To tyle, zastanawiam się, co przyniesie mi grudzień. I czy z końcem roku nie zamknąć tego cyklu, może 2 lata jednak wystarczą…? Co Wy na to?

Zatrzymane chwile #22

Szczęśliwie dla mej schorowanej dłoni i nadgarstka nadeszla pora na kolejne fotopodsumowanie, a to spokojnie mogę zrobić lewą ręką. A pażdziernik był baaaaardzo pracowity i bardzo zabiegany – ważne premiery, spotkania, festiwale, targi, działo się!

 Przede wszystkim starałam się łapać piękne chwile tej jesieni…

Jak zwykle były też książki i czytanie, bo jakżeby inaczej!

Z tego, co widzę, to była też masa kolorowanek. Miałam wydajny miesiąc 😉

Były wyjazdy okołoksiążkowe, spotkania z fajnymi ludźmi i bolączka, że na to zawsze zbyt mało czasu…

Przy okazji wkręciłam garstkę ludzi w to, że zostałam autorką. Ja! Która od zawsze twierdzi, że zna swoje ograniczenia i w życiu mi do głowy nie przyjdzie pisanie książki. Nie słuchacie! 😛

Były też drobiazgi, różności:

Była impreza z okazji zacnej rocznicy istnienia firmy 🙂 Były piękne poranne widoki. Był przedpremierowy pokaz „Marsjanina” (całkiem przyjemna rozrywka!). Były postanowienia życiowe koleżanki zza biurka obok. Była nowa cudna kolorowanka oraz suche pastele do teł, których niestety nie miałam okazji wypróbować w związku z choróbskiem. Ciekawe, kiedy będę mogła wrócić do tej cudnej rozrywki…

Listopad już powinien być spokojny, zobaczymy!

Zatrzymane chwile #15

Ufff… Święta minęły i znalazłam chwilę, by poczytać i zrobić fotograficzne podsumowanie miesiąca. Ostatnie dni były szalone, minęły mi bardzo aktywnie i padam na twarz ze zmęczenia. Dobrze, że mam krótki urlop, bo byłabym w pracy niezbyt wydajna. A przechodząc do marca – słabo go pamiętam 😉 Oprócz lekarzy i zajmowania się swoim wnętrzem oraz chodzenia do pracy nawet już nie pamiętam, co robiłam! Sprawdźmy więc, co przypomną zdjęcia…

Już widzę, że w ubiegłym miesiącu miałam sporo okazji do jedzenia dobrych rzeczy 🙂 Poczynając od leniwej soboty, którą rozpoczęłam śniadaniem z przyjaciółkami, a zakończyłam w szerszym gronie wizytą w hiszpańskiej restauracji serwującej głównie tapas. Przez upiększanie swych dni owocami i pysznymi słodkościami, aż po przestowanie słynnej „Dziurki od klucza”, która słynie z kuchni i robionego na miejscu makaronu. A przy okazji odkryłam w okolicy malutki sklepik, którego właściciel stawia na lokalne produkty (np. hummus robi sąsiadka 🙂 ), a na dodatek wstawił do sklepu 1 stolik, serwuje pyszną kawę i wyciskane na miejscu soki. A do tego jest uroczym gadułą. Coraz bardziej podoba mi się rozwój mojej dzielnicy – pełno małych sklepików, kafejek, malutkich restauracji na 3 stoliki, prowadzonych przez rodziny, gdzie klienci witani są z uśmiechem i familiarnie. Oby tak dalej!

Oczywiście były ze mną książki. I to więcej, niż się spodziewałam! Trochę czytadeł, trochę pasjonującej lektury, odrobinę wymagających pozycji. I coraz więcej tych związanych z psychologią, jakoś ostatnio zaczęło mnie ciągnąć w tym kierunku.

Kolorowanki z „Kolorowego treningu antystresowego” towarzyszą mi dalej, wsiąkłam po uszy i tyle. Od czterech dni nie kolorowałam i już mnie nosi 😉 Żałuję, że nie zabrałam moich „Esów floresów” i kredek ze sobą na urlop. Świetnie mnie to relaksuje i sprawia masę frajdy.

Jak widać – poszukiwałam też wiosny. Uwielbiam tę porę roku, a ona – po dobrym początku – jakoś się wycofała. Wstręciucha! A jak były ładne dni, to najczęściej był to środek tygodnia i mogłam je podziwiać tylko przez okno. Za to w weekend najczęściej wiało/lało/było zimno. Urlop na razie też mnie nie rozpieszcza. Ech…

Niezmiennie uwielbiam Warszawę, bardzo mi w tym mieście dobrze. Lubię je, spacery po nim, odkrywanie drobnych szczegółów, poznawanie kolejnych miejsc. Niekończące się odkrywanie. A na dodatek można tu dostać nagle – wracając do domu o godzinie 23-ciej – pęk balonów. To było urocze zamknięcie dnia!

A na koniec trzy zdjęcia, które nigdzie mi nie pasowały. Pierwsze to symbol spełnienia kolejnego mego marzenia! Miałam w końcu okazję obejrzeć na żywo dwóch spośród moich ukochanych mistrzów w łyżwiarstwie figurowym – Jewgienija Pluszczenko oraz Stephane’a Lambiela. Od lat ich uwielbiam, a teraz w końcu mogłam ten czar, wdzięk i piękno na żywo. A razem z nimi występu wielu innych świetnych łyżwiarzy, „Kings on Ice” było super! Chociaż nie wiem, dlaczego nie trafiło to foto na podsumowanie lutowe, bo rzecz działa się ostatniego dnia tego miesiąca. Chyba muszę się przyjrzeć ustawieniom w aparacie, bo mówi mi, że zdjęcie zrobiłam 1 marca…

Obok już bardziej typowo – jedno z moich wyjść do teatru oraz symbol kolejnego wpisu blogowego. I to byłoby tyle!

PS. Obejrzyjcie to wystąpienie, przeczekajcie spokojniejszy początek, sprawdźcie całość! ❤

Zatrzymane chwile #14

O mamuniu, jak te pierwsze miesiące roku mnie wykończyły. Mam wrażenie, że od Sylwestra upłynęło 5 lat! Bardzo intensywny czas, bardzo męczący, ale pojawiło się światełko w tunelu, bo rozpoznano dokuczająca mi bardzo mocno chorobę tarczycy, więc chociaż od tej strony powinny być powoli postępy. A ja muszę tylko wyciszyć część aktywności i złapać oddech, odpocząć. Trzymajcie kciuki, by się udało! A przechodząc do fotopodsumowania…

Jak zwykle było mocno książkowo 🙂 Chociaż z wyżej prezentowanych przeczytałam na razie tylko trzy książki. Niestety. No i nie wiem, jak traktować „To nie jest książka”, bo to faktycznie nie ma – oprócz kształtu – nic z nią wspólnego. Nie da się więc czynności nazwać czytaniem 😉 A przy czytniku widzicie koktajl truskawkowy zrobiony z ubiegłorocznych truskawek z ogrodu rodziców, mniam!

W końcu dorastam do tego, by spełniać zachciewajki duszy i ciała, rozpieszczać się. W tym miesiącu hitem było – jak widać na zdjęciach – kolorowanki dla dorosłych, czyli „Kolorowy Trening Antystresowy”, uwielbiam 🙂 Mam teraz problem z podziałem tych resztek czasu wolnego, bo chcę i czytać, i rysować! Poza tym drugi raz w życiu byłam na masażu, myślałam, że nie przeżyję, skąd ta kobietka miała tyle siły?! 😉 W końcu doczekałam się też pożarcia tatara, który chodził za mną ze 2 czy 3 tygodnie. Oraz byłam u mojego ulubionego fryzjera.

Reszta to już różności. Miałam okazję reprezentować firmę na gali „Bestsellery Empiku”, gdzie do wejścia uprawniało takie ciekawe zaproszenie. Dzień pracy rozpoczynam pyszną kawą z ekspresu i jeszcze lepszą drożdżówką z serem. Foto z płytą ukazuje prezent, który dostałam po tym, jak na Bestsellerach wygadałam się, że ta śpiewająca ze sceny pani brzmi całkiem ciekawie 😉 A teraz, gdy już znam płytę, to chciałabym pójść na majowy koncert, zobaczymy! Zachód słońca oraz rozciągnięta na parapecie Zołza to wizualizacja 2,5 dnia, które spędziłam u Rodziców, krótka wizyta, która miała na celu objedzenie ich z faworków (które pieką raz w roku, nie mogłam tego odpuścić! 😉 ).

Louis Vuitton ma aktualnie wystawę, która bardzo mi się podoba i postanowiłam ją uwiecznić, a przez przypadek przechodził tam rolnik z protestu i tak oto wyszło fajne społecznie foto 😉 Ten paskudny krwiak to rezultat pobierania krwi na kolejne badania hormonów. Niestety, moje żyły są poukrywane i najczęściej kończy się to w ten sposób, ech… A wizyta w aptece przypomniała mi smak dzieciństwa 🙂

Dzięki redakcji Magazynu „Książki” miałam okazję przeczytać najnowszy numer magazynu, szczególnie polecam wywiad z Elżbietą Cherezińską! Przy lekturze podgryzałam przepyszne kruche rurki z kremem i toffii ❤ A dzięki PZU miałam okazję być na koncercie Marka Piekarczyka i muszę powiedzieć, że było ekstra. Teksty z sensem, głos jak dzwon, świetne poczucie humoru, polecam!

To byłoby na tyle. Tak biegam i biegam, że nawet o robieniu zdjęć myślę coraz rzadziej, chlip! Ciekawa jestem, co będzie z tym moim blogowaniem, jak się to moje zabieganie i brak sił nie zmieni. Ciekawam…

Zatrzymane chwile #13

Styczeń. Pierwszych sześć dni leniwych, a potem… Zaczęło się szaleństwo! Dopiero teraz w pełni widzę, co zawiera się w mojej pracy i to jest niesamowite, ile tam się mieści! I tak, to oznacza, że w pracy znowu mam mało czasu dla blogerów, co już mniej mi się podoba. No ale cóż, życie! W każym razie – jak zwykle sporo się działo, chociaż zdjęć pojawiło się ciut mniej, niż zazwyczaj. Ale do dzieła!

Jak zwykle było mocno książkowo, to zawsze temat przewodni każdego miesiąca. No ale to raczej nikogo nie dziwi! Trochę prezentów, trochę czytania książek, które się naczekały, coś do pracy. Różnorodnie.

I jak zwykle – zdjęcia natury, bo takowe uwielbiam. Fantastyczny zachód słońca na różowo udało mi się złapać w drodze do lekarza. A ten pierwszy, z palmą, to wspomnienie sprzed pięciu lat, czyli z moich ostatnich „prawdziwych” wakacji. Pora pojechać na kolejne!

Pierwsze zdjęcie jeszcze ze świątecznej wizyty w domu rodzinnym. Tak wtedy wyglądała moja sypialnia. Drugie to niesamowity pomysł – czosnek w tubce! :> Dostałam od kierowcy BlaBlaCar, który zabrał mnie od Rodziców do Warszawy i na koniec obdarował prezentem – produktem, który rozprowadza. Obok niego symbol powrotu do pracy po dwóch tygodniach urlopu. A dolny rząd to tylko lenistwo i smakowitości w płynie.

Najpierw wydruki zdjęć z Instagrama, które otrzymałam w prezencie od firmy specjalizującej się nie w drukowaniu, a w wywoływaniu takich zdjęć. Kolejne zdjęcie to symbol wieczoru spędzonego w towarzystwie autora tej książki. Rezultatem była ta notka. Obok symbol mojego uzależnienia, staram się trzymać na wodzy, ale różnie z tym bywa. Na dole plakat filmu „Kingsman”, który serdecznie polecam, ubawiłam się całkiem nieźle! Ostatnia pogróżka, to ciekawa forma promocji książki.

W końcu obejrzałam „Ziarno prawdy”! Moim zdaniem bardzo udana ekranizacja, poza drobiazgami bardzo mi się podobała. Bardzo fajnie zrobiona, ze świetną muzyką. Obok przedziwny czarny rogal, bardzo smaczny zresztą, który upolowałam w supermarkecie i do dzisiaj zastanawiam się, z czego było zrobiony 😉 Następnie stos książek i audiobooków, który w ubiegłym tygodniu trafił do moich dzielnicowych bibliotek. Oraz symbol pisania notek na bloga, z inspirowaniem się pięknymi tulipanami.

I to tyle. Tym razem zdjęcia nie odzwierciedliły szaleństwa tego miesiąca. O dziwo!

Zatrzymane chwile #12

Grudzień – sporo pracy, trochę lenistwa. I obserwowanie, jak ludzie z furią, paniką i szaleństwem w oczach rozbijają się po sklepach, centrach handlowych i w komunikacji miejskiej. Jak dobrze, że ja w listopadzie mam wszystko kupione, i to w 80% online. Nic to, zbaczam z tematu…

Po pierwsze – Święta! Pierwsze zdjęcie pokazuje naszą roboczą choinkę, której jestem dumną współtwórczynią. Pozostałe to głównie ozdoby okołoświąteczne. I jedna, szczególna kartka, która dotarła do mnie z daleeeeka 🙂 Dzięki!

Po drugie – prezenty. Większość z nich nie trafiła na zdjęcia, ale cosik mam. Butelka wina + 3 rodzaje herbat dedykowane kanałom telewizyjnym: AXN Red, Black i White. Fajny pomysł! A obok kolejka, która mokła, czekając na odbiór zamówień w jednej z tanich księgarni internetowych. Następnie prezencik od Magazynu Książki. A na końcu książki, które dostałam od dwóch BiblioNETkołajów 🙂

Po trzecie – jak zwykle: książki. Wśród nich wiele z tych wyczekiwanych! „Miasto cieni”, nowe tomy w kolekcji „Angielski ogród”, ostatni tom heksalogii o Dorze Wilk. Dużo fajnych tytułów. A razem z książką Zucha zawitał u mnie Pleśniaczek z nieodłącznym kubkiem 🙂

I jak zwykle – garść różności. Pierwsze zdjęcie symbolizuje BlogoWigilię, która w tym roku była baaaaardzo udana. A na tym zdjęciu zebrali się – o dziwo nieźle reprezentowani – blogerzy książkowi. Obok zakupy, które zrobiłam na wyprzedaży poświątecznej. Rzadko, bo rzadko, ale czasami się zdarza chwila słabości – mniej więcej raz na rok pożeram jakiś fast food. Tym razem padło na KFC – przez notkę na blogu Zombie Samurai 😉

Dolny rząd otwiera symbol rozpieszczania się – książka, kawa i pyszności. Na środku widzicie zestaw gier „Saga Gothic”, który dostałam w prezencie od Segritty, gdy ta usłyszała, że mam ochotę wrócić do gier komputerowych. Szalona, co nie? 🙂 A na końcu spotkanie autorskie Marcina Wrońskiego.

Na koniec relacje pogodowe z czasu mego urlopu na wsi. Tam mam zawsze materiał do fajnych zdjęć 🙂

To już rok z podsumowaniami fotograficznymi. Jak uważacie – kontynuować? Lubicie je? A może są według Was zbędne?

PS. Przypominam o aukcjach na rzecz WOŚP – kilka książek do wzięcia 🙂

Zatrzymane chwile #11

To był miesiąc! Niesamowity, wyczerpujący, aktywny tak, że bardziej już prawie nie można! A co się działo?

Po pierwsze – nowa praca! Jakiś czas temu dostałam ofertę zmiany firmy. Rozważyłam wszystkie za i przeciw, i ruszyłam do przodu! Nowa firma, nowe obowiązki, sporo nowości, uczę się wiele, mam poczucie, że się rozwijam, dzieje się mnóstwo!

Po drugie – spotkania autorskie. Miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu Anety Jadowskiej oraz zlocie fanów Dory Wilk, było super! Aneta jest fajna i zabawna, jest dobrą reklamą swoich książek! Drugie spotkanie było również spotkaniem pod znakiem uśmiechu – swoją książkę promował Maciej Mazurek, znany wielu pod ksywką Zuch – z Zuch rysuje i Zuch pisze. Maciek jest tak samo fajny na żywo, jak na blogu (i w książce 😉 ), wszystkim serdecznie polecam podczytywanie jego komiksów oraz czytanie tekstów, bo całkiem mądrze pisze.

Po trzecie – działania bardziej kreatywne. Po fajnej kampanii dotyczącej „Miniaturzystki”, w listopadzie padło na „Przebudzenie” Kinga – kalendarz na 2015, filmik odgrywany po najechaniu na grafikę okładki/kalendarza oraz napój energetyczny – chyba nikt tego jeszcze do książki nie robił. Była też przesyłka dotycząca „Marsjanina” – plakat przedstawiający Marsa oraz hm… hełm kosmonauty 😉

Po czwarte – książki. Na zdjęciach przedstawiałam nie tylko książki, które aktualnie czytam, ale również te, które do mnie w tym miesiącu dotarły. Na przykład długo wyczekiwaną kontynuację książki Riggsa. Co za piękne wydanie! Jest też kawałek jednej z półek z książkami przeczytanymi, bardzo tę część półki lubię 🙂

Po piąte – jedzenie i picie. Mniam! Belgijskie czekoladki, prezent urodzinowy od kumpeli. Restauracja Bombaj Masala, w której spędziłyśmy z przyjaciółkami miły, aczkolwiek emocjonujący wieczór. Poranna kawa w fajnym kubku. Nowe odkrycie, czyli słodko-słonawa czekolada. Rogal marciński i fajne piwo jako zaproszenie na Targi Piwne w Poznaniu. Domowej roboty sushi, pychota! A na koniec przepyszna pizza w „Cuda na kiju”.

A teraz zostały już tylko różności z codziennego życia…

Świetna sztuka w Teatrze Współczesnym – „Taniec albatrosa”. Dowcipna, pełna sarkazmu, ciekawa i dobrze zagrana, polecam! Obok zaproszenie na pokaz „Love, Rosie” – fajną komedię romantyczną. Ciepłą, zabawną, lekko wzruszającą, w sam raz na zimowy wieczór po pracy. Środek nocy, czyli pewnie jakaś 17:30 😉 Jak ja tęsknię za dłuuuuugimi dniami!

Dolny rząd to symbol pamięci rodzicielskiej – byli pierwsi, zrobili mi niespodziankę, nie spodziwałam się niczego poza telefonem z życzeniami 🙂 A w któryś weekend zrobiłam porządki w szufladzie z papierami, znalazłam w niej m.in. właśnie to – wspomnienia dawnych, bardziej rozrywkowych chwil. Obok przykład koszmarku okołowyborczego, brrr…

W listopadzie mój storczyk postanowił poszaleć – jeszcze nie skończył jednego kwitnienia, a już zaczął drugie. Szalony taki 😉 A obok dwa portery uroczej jesieni, szkoda, że już się skończyła!

Na dole dwaj nowi lokatorzy mieszkania znajomej blogerki książkowej – Batman i Lucy, fajne maluchy! A obok nich symbol mojego listopadowego padania na twarz, często zdarzało mi się tak, że wracałam do domu tak zmęczona, że ledwo zdołałam zrobić łóżko. W ten wieczór jednak musiałam mieć sił wystarczająco wiele, by zrobić foto 😉

To byłoby na tyle. Szalony miesiąc, test moich sił. Był fajny, ale jednak trochę się cieszę, że się skończył, może w końcu trochę odsapnę?

Zatrzymane chwile #10

Już dziesiąty miesiąc za nami! Kurna, czas przecieka mi przez palce, trochę mnie to dołuje. Ledwo się obejrzę, a będę staruszką 😉 Przejdźmy jednak do milszych rzeczy! O październiku pisać już nie będę, bo zrobiłam to w książkowym podsumowaniu miesiąca, teraz więc prosto do zdjęć!

Miesiąc rozpoczął się tąpnięciem, czyli tekstem w Wyborczej. A po nim zaczęło się dziać wiele 😉 Relaksowałam się więc książką i herbatką zimową, celebrowałam szampanem i ananasem (tu mrugnięcie okiem dla tych, którzy wiedzą skąd ta inspiracja 😉 ).

Pokazałam też moją ulubioną ścieżkę, którą w weekendy chodzę „po bułki”. W październiku miałam też okazję uczestniczyć pierwszy raz w Wielkiej Warszawskiej. Super! Nawet mimo tłumów, których nie znoszę. Ale ten klimacik – kawaleria, warszawskie kapele, pucybut, stylizacje a la lata dwudzieste, miodzio! A ostatnie foto to kolejna przesyłka od miniaturzystki, intrygowała mnie ta akcja coraz bardziej.

W końcu i w Warszawie udało mi się upolować zachód słońca. A to tylko dzięki temu, że – niestety! – robi się coraz wcześniej ciemno i taki widok czekał na  mnie zaraz po wyjściu z pracy. Obok moje zachwyty przecudownym wydaniem książki Moersa, jaka to jest piękna seria! Następnie moje tête-à-tête z prokuratorem Szackim.

Dolny rząd otwiera zdjęcie z jednej z moich ulubionych lokalnych knajpek – OHO. A obok porządki książkowe, które w końcu poczyniłam, by ogarnąć nowe ułożenie, cały jeden regał do zapełnienia 😉 Ostatnie foto symbolizowało mnie chorą i niemożność podziwiania złotej jesieni inaczej, niż tylko przez okno.

Na początek kolejny piękny kąt Ochoty, lubię tę moją dzielnicę! W październiku stuknęło mi 500 obserwatorów na liczniku Instagrama (właściwie już 547) i wydała mi się to ładna liczba do podziękowania za bycie razem ze mną na tym portalu. A obok słodki kalendarz z serii Leniwa Niedziela, podarunek od znajomego.

Dolny rząd otwierają zdjęcia ze spotkania autorskiego Zygmunta Miłoszewskiego, były tłumy! A w trakcie pobytu w Olsztynie (na Festiwalu do Czytania) odkryłam u Wiki takie cudeńka – Murakami po rosyjsku. A na koniec jeden z moich ulubionych widoków tego miasta. Nie wyobrażam sobie, by PKiN mógłby zostać zniszczony, dziwne pomysły mają ludzie w swych głowach, nie ma co! Dobrze, że jest już zabytkiem i jego zburzenie nie jest takie proste.

Krótko przed zmianą pracy odkryłam, że mamy świetnego dostawcę sushi! Jaka szkoda, że pod nowy adres nie dojeżdża, ech… Takie piękności, jak to, co widzicie na środkowym zdjęciu, znajdziecie właśnie w Pałacu Kultury i Nauki, a konkretnie w Teatrze Dramatycznym. Cudeńko! Ostatnie zdjęcie to symbol przygotowań do wylotu do Gdańska. Z którym miałam masę przygód – opóźnienia pociągów, gigantyczne korki w mieście i pod miastem, gnanie taksówką na lotnisko, dojazd 5 minut przed zamknięciem bramki, uffff… Ale się udało!

Dolny rząd otwiera zdjęcie symbolizujące spotkanie autorskie Jacka Dehnela – jak zwykle było cudnie! Uwielbiam tego autora, jego książki, jego erudycję, cięty języczek, niesamowite oczytanie! Na środku trzecia już miniaturowa przesyłka od Wydawnictwa Literackiego, bardzo ciekawa akcja im wyszła! A ostatnie zdjęcie reprezentuje rozpoczęcie Blog Forum Gdańsk, najważniejszej imprezy blogerskiej roku.

Blog Forum Gdańsk w tym roku odbywało się w przeuroczym miejscu – Teatrze Szekspirowskim. Robi wrażenie! Kolejne dwa zdjęcia, to lans na ściance –  na pierwszym razem z Zorką i Zuchem, a na drugim z groźnym misiem pysiem zwanym Opydo 😉

BFG to również rozmaite przyjemnostki. Był np. koncert Patrycji Kosiarkiewicz. Oraz pyszna kawa, ciastka i czekoladki 🙂 A ostatnie foto to już powrót z Gdańska. Tym razem pociągiem, był więc czas na czytanie.

Po wypadku na Trasie Łazienkowskiej Warszawa stanęła. Masakryczny korek ciagnący się na kilometry we wszystkie strony! A obok znowu pyszne sushi, tak na pożegnanie z byłą pracą. Oraz pamiątka z BFG – roześmiana ja na okładce katalogu Ikei.

Grubo, co? Dużo wyjazdów, dużo spotkań, dużo różnorakich wydarzeń. A zdjęć ciut mniej niż normalnie, ciekawa sprawa. W każdym razie, ciągle uwielbiam Instagram i zapraszam do obserwowania mnie tamże – nick ksiazkowo.

Miłego wtorkowego leniuchowania!

Zatrzymane chwile #9

Wrzesień. Miesiąc świetny i okropny jednocześnie. Masa fajnych wydarzeń, miejsc i ludzi vs. masa stresu, złych emocji, złych ludzi. Wychodzi na zero? Sama nie wiem. Na bank był to jeden z najintensywniejszych miesięcy w tym roku, który doprowadził mnie – mimo urlopu! – na skraj wycieńczenia. Ciekawe, czy październik mnie dobije? 😉

Tak się złożyło, że powyższe zdjęcia to piękne świadectwo pierwszej części mego urlopu – wizyty w Trójmieście. Kocham te trzy miasta, uwielbiam tam bywać, zawsze jest to dla mnie najczystsza przyjemność. I mam nadzieję, że widać to również na tych zdjęciach! Było mi tam świetnie i gdyby nie okoliczności rodzinne, to z chęcią przesiedziałabym tam cały urlop. Piękne jest to nasze wybrzeże! ❤

Jak widać na pierwszym zdjęciu – nowe książki potrafiły mnie dogonić nawet na urlopie. Książkę Yrsy już przeczytałam i nawet opisałam. Jest to niezmiennie jedna z moich ulubionych autorek z zimnej części Europy. Jak zwykle w domu rodzinnym miałam okazję ponapawać się – a przy okazji pospamować obserwujących przepięknymi i bardzo różnorodnymi zachodami słońca. No cóż, jestem uzależniona od tych widoków… Chociaż miałam już okazję przyłapać bardziej jesienne widoki – puste pola, szarość skradająca się powoli opłotkami, chociaż ciągle jeszcze kolory wczesnej jesieni walczą i się nie poddają. I mimo obrzydzenia, jakie czuję do pająków, to ponownie stwierdziłam, że są dosyć twarzowymi modelami 😉

Jak widzicie – druga część mojego urlopu była dosyć monotematyczna: zachody słońca vs. jesień, okraszone książkami 😉 W pewne deszczowe popołudnie zaczęłam mą przygodę z „Głosami Pamano”, których ciągle nie zdążyłam opisać, muszę to niedługo nadrobić! A część urlopu spożytkowałam na dalsze porządki na półkach – półki z książkami przeczytanymi są na jakiś czas wyczyszczone z tych, których nie chciałam dłużej trzymać. A nawet pierwsze książki z tych kiedyś zdobytych, a ciągle czekających na swoją kolej znalazły nowych właścicieli. Na niektóre z tych czekających książek, po kilku latach od zdobycia, nie mam już ochoty.

Zanim wyjechałam do Warszawy, to sporo czasu upłynęło na pakowaniu książek i chodzeniu na pocztę. A i tak trochę dostało się lokalnej bibliotece. Na koniec urlopu kolejny zachód i „przystojniaczek” z ogródka, brrrr… Żebyście widzieli, ile wielgachnych (30-40 cm) sieci pajęczych znalazłam w jednym tylko kącie ogrodu po deszczu, gdy były łatwo zauważalne!

Dolny rząd otwiera foto, na którym prezentuję storczyka typowego i „miniaturkę” i nie mogę wyjść ze zdziwienia, co też z tą miniaturką się stało 😉 Na środku książka autorki, która zupełnie z tym gatunkiem mi się nie kojarzy, niedługo sięgnę i przekonam się, czy warto było! A obok prezent od Tesco i MTV, który do dzisiaj bardzo mnie cieszy – fajne słuchawki, które otrzymałam w najlepszym możliwym momencie. Akurat dojrzewałam do zakupu podobnych, jakby mi ktoś w myślach czytał!

Na pożegnaniu lata ja zajadałam się gofrem z kremem kasztanowym, powidłami śliwkowymi i rumem, a Maja ciastkiem z dziurką. Okazało się, że ta impreza ściągnęła różnych znajomych, których wieki nie widziałam, więc wychodziłam zadowolona. Obok symbol tego, że nawet droga do dentystki może być urocza 😉

Jak widać – jesień przynosi nie tylko masę premier książkowych, ale i imprez. Dwie z nich już za mną, trzecia odbędzie się jutro, a jeszcze tyle przede mną! Wyobraźcie sobie moje szczęście, gdy po powrocie z pracy zastałam taki widok! Regał, pierwsze miejsce na książki w mym mieszkaniu! Przez 3 lata upychałam je do szafek wnękowych, szaf, szuflad i na półkę pod ławą, a teraz chociaż część może egzystować w porządnych warunkach. A na koniec zdjęcie, które symbolizuje sobotę spędzoną w gronie blogerów książkowych i pisarzy – spotkanie w Agorze, nowy numer Magazynu Książki oraz bukiecik kwiatów, który dostałam od Eli Cherezińskiej ❤

Najpierw dwie urocze przesyłki – jedna książkowa, a druga to taka „zapowiedź” książki. Fajnie, że wydawnictwom coraz bardziej chcę się tworzyć coś bardziej kreatywnego, coś spoza schematu. A obok zaproszenie na „Klimakterium… i już” w Teatrze Capitol. Poszłyśmy z koleżanką, uśmiałyśmy się do łez! To nic, że d klimakterium mamy jeszcze trochę, to nic, że humor raczej prosty i rubaszny, ale i tak dobrze nam taki wieczór pełen śmiechu zrobił.

Dolny rząd pod wezwaniem Koozy i Cirque du Soleil. Ciągle jestem tak samo pełna zachwytu, jak zaraz po przedstawieniu, kompletnie mi to nie mija. Przecudowny spektakl, polecam z całego serca! A ostatnie foto prezentuje łóżko, które trafiło się mnie i Eli w trakcie Festiwalu Pióro i Pazur. Całkiem godnie przyjmują tam blogerów, nie ma to tamto 😉

Zdjęcie z gali wręczenia nagród festiwalowych. Na scenie bomba energii, pomysłów i pozytywnej energii, czyli przesympatyczna Mariola Zaczyńska. A obok pan aktor, o którym nie warto wspominać 😉 W końcu udało mi się przeczytać felieton uroczego Mariusza Szczygła, który to tekst wzbudził u niektórych osób wielkie oburzenie. Do dzisiaj nie rozumiem dlaczego. A poniżej prezent, który wprawił mnie w osłupienie – bilet na listopadowy koncert Lisy Stansfield!

A dolny rząd to już tylko przygotowania do i sama premiera serialu „Zbrodnia”. Telewizja AXN zaadaptowała jedną z naszych październikowych książek i nakręciła na Helu polską wersję szwedzkiego serialu. Na ostatnim zdjęciu razem ze Zwierzem Popkulturalnym i Wiecznie Zaczytaną.

Tak wyglądał mój wrzesień. Październik zapowiada się na chyba najbardziej szalony miesiąc roku, ale zobaczymy, może się mylę. Na razie przynosi mi ogrom negatywnych emocji, które próbują zabić mój – bardzo ostatnio dobry – nastrój. Ale nie dam się!

PS. Jeżeli ktoś ma ochotę śledzić me zdjęcia na bieżąco, a może nawet rozmawiać ze mną o nich, tego zapraszam na Instagram, czekam tam pod nikiem @ksiazkowo.

Zatrzymane chwile #8

Sierpień był pełen różnych wydarzeń, mnóstwo się działo, czekały na mnie również różne decyzje do podjęcia. Na nudę więc nie narzekałam! Ciekawe, jaki obraz ułoży się ze zdjęć, zobaczmy!

Najpierw wspomnienie z pobytu w Olsztynie. Byliśmy tam razem z Mają z bloga Wiecznie zaczytana oraz Boomerem z bloga Wszędoblogerski na zaproszenie organizatorów Festiwalu Dziedzictwa Browarniczego i było fajnie! Już cola w drodze do Olsztyna przekonywała mnie, że będzie dobrze 😉 Uczestniczyliśmy tam w warsztatach fotografii produktowej (środkowe górne foto) oraz warsztatach wideo. Poza tym mieliśmy okazję brać udział w bardzo smacznej degustacji piw Browaru Kormoran, o których opowiadał nam prawdziwy pasjonat tematu, bardzo dobrze się słuchało jego historii.

Mieliśmy okazję być chwilę na zamku, zwiedzić centrum miasta oraz spotkać się z blogerami książkowymi z Olsztyna. Piękne mieszkanie Uli zrobiło na nas wszystkich wielkie wrażenie, jest tam bardzo klimatycznie!

Pierwsze foto jest symbolem relaksu po naprawdę ciężkim dniu, miałam wtedy ochotę rzucić wszystko i jechać w dzicz hodować alpaki 😉 Na kolejnych widzicie #darylosu od kanału AXN oraz zaproszenie od Wydawnictwa Bellona, dzięki któremu miałam okazję porównać książkę z filmem, o czym pisałam TUTAJ.

Na kolejnym zdjęciu widzicie rezultat sprzątania, gdy boli mnie głowa, to czasami mi odbija na tyle, by zająć się sprzątaniem. Na środku piątkowy gość, który odwiedził nas w pracy i przyniósł sierpniowe premiery. A ostatnie to zdjęcie z miłego wieczoru, który spędziłam u znajomej – miałam okazję zobaczyć gdzie i jak mieszka, pospacerować po urokliwym parku i przegadać kilka godzin. Było bardzo fajnie!

Najpierw kubek, który pomagał mi w przetrwaniu dnia pełnego rzeczy, których nie lubię, a potem sushi – nagroda dla samej siebie za jego przetrwanie. Leniwy niedzielny poranek i popołudnie spędzone w gronie blogerów, czyli blogośniadanie w Miasto i Ogród, a później wizyta na wyścigach na Służewcu.

W sierpniu udało mi się przeczytać drugi (z trzech) komiksów, które swego czasu otrzymałam w prezencie. Niestety, ten zrobił na mnie mniejsze wrażenie. A na koniec jeden z moich ukochanych owocow w ramach kolacji.

Po męczących zakupach w centrum handlowym pozwoliłam sobie na pyszną pizzę na kolację, a co mi tam! Obok widzicie mini-stosik z jednego dnia: prezenty od znajomej, a na spodzie egzemplarz recenzencki. Obok moja „krówka”, czyli drugi storczyk zakwitł i cieszy me oczy!

Na dole sobotnie śniadanie umilone przez ten pięknościowo opakowany dżem. W sierpniu zdołałam też obejrzeć film, który zachwalała większość moich znajomych, nawet ci, którzy generalnie na takie filmy nie chodzą. Faktycznie, gdy wyłączy się mózg i potraktuje go jako najczystszą rozrywkę, to wtedy można się świetnie bawić! A przerwy w myśleniu o ważnych sprawach zapełniało mi czytanie np. tej książki.

Warszawska panna patriotka w parku na Żoliborzu. Obok pyszne piwo, symbol spotkania blogera piwnego z blogerką książkową. Mieliśmy o czym rozmawiać, oj mieliśmy! W dniu, w którym miałam wizytę u mojego ulubionego fryzjera otrzymałam w prezencie nową książkę Cabre. Poprzedniej nie czytałam, zobaczę więc, jakie wrażenie zrobi na mnie ta jego powieść!

Dolny rząd rozpoczyna foto mojej fryzury. Ja jednak kompletnie nie potrafię robić tzw. selfie! Gdy wyjeżdżałam z Warszawy, to było pochmurnie i deszczowo, a gdy dotarłam do Bydgoszczy, to przywitało mnie błękitne niebo i takie chmurki. A potem kilka dni rozmów z rodzicami, omawiania spraw, które wymagały podjęcia decyzji, ale najpierw przegadania ich na wszystkie strony. I zachodów słońca…

I takich cudnych zachodów, jak te dwa. I spełniania życzeń naszej kotki – chodź tu, podrap mnie po brzuszku, no dalej, czekam już całe 10 sekund!!

Nagle też odzyskałam takie wyróżnienie sprzed lat, czyścioszek jeden mały 😉 Jednak „dni burzy mózgów” minęły błyskawicznie i już wracałam do Warszawy, w towarzystwie czytnika i kawy. Po wielu nerwach i wątpliwościach (ci, którzy śledzą mnie na FB wiedzą, o co chodzi) udało mi się jednak polecieć na spotkanie robocze do Szwecji, na wyspę Sandhamn, która momentalnie podbiła me serce, ot chociażby takimi widokami, jak na ostatniej fotce.

Piękny zachód słońca na wyspie, a na pierwszym tle łódka autorki, która nas gościła. A obok nasza droga powrotna, zaczytane owieczki w samolocie 🙂 W ostatnim tygodniu sierpnia miałam okazję przeczytać przeuroczą (jeżeli lubi się takie książki) powieść „Miód na serce”, a to jej początek.

Kubek, który przysłali mi – razem z innymi drobiazgami – organizatorzy imprezy, na którą w końcu nie dojechalam, czyli See Bloggers 2014. Miły gest! Piątkowy wieczór przeleniłam w towarzystwie Wegnera i testowanego napoju. A sobota była bardzo aktywna – sprzątanie, pakowanie, a potem najpierw cudny piknik w gronie blogerów (ponownie Miasto i Ogród), a potem spotkanie z przyjaciółkami i domowej roboty pizza. Mimo początku – to był bardzo fajny ostatni dzień miesiąca!

To byłoby na tyle. Sporo wyjazdów, sporo spotkań, dużo się działo, wiele myślenia i decydowania, miesiąc pełen emocji!