Zatrzymane chwile #21

Ciekawe, czy uznacie wrzesień za wart oglądania, w dużej części wyszedł mi dosyć monotonny. Może dlatego, że jest to czas, w którym mam mnóstwo roboty, więc głównie siedzę i pracuję, a nieliczne wolne chwile staram się wykorzystać na relaks. Chociaż różnie z tym bywało, bo biegałam też po lekarzach, po sklepach (szukanie ubrania na imprezę firmową – koszmar!). Ale przechodząc do rzeczy, to mój wrzesień był taki…

Było duuuuużo kolorowankowego szczęścia!

Uwielbiam kolorowanie coraz bardziej. Stale uczę się nowych rzeczy, technik, doboru kolorów, sprawia mi to masę frajdy. Tylko muszę trzymać rękę na finansowym pulsie, by nie przepuścić połowy pensji na zeszyty i przybory 😉

Był rodzinny przedłużony weekend w Trójmieście i okolicach 🙂

Pogoda trafiła nam się mocno w kratkę, ale i tak było cudnie. Uwielbiam polskie morze i uwielbiam Trójmiasto, jak mi się znudzi kiedyś Warszawa, to się przeprowadzę.

Było sporo zachodów słońca i jesiennych zdjęć uroczych 😉

Pięknych widoków dookoła jest naprawdę sporo, tylko dni coraz krótsze i coraz bardziej ograniczone są możliwości ich łapania, a szkoda!

Były książki, chociaż mało ich zdjęć ostatnio, bo najczęściej czytam w komunikacji miejskiej i w podróży, a wtedy raczej fot nie robię.

Na pierwszym zdjęciu widzicie fragment pierwszego tomu trylogii V.C. Andrews, który pojawi się w księgarniach w listopadzie. Trzy książki z kolejnego zdjęcia już dawno przeczytane, ale ciągle nie mogę się zmotywować do ich opisania. A ostatnia od dzisiaj w czytaniu, bardzo jestem ciekawa wrażeń.

Było też – kolejny raz z rzędu – Blog Forum Gdańsk, gdzie w końcu byliśmy książkowo lepiej reprezentowani!

Impreza zasługuje na opisanie w osobnej notce, niech tylko znajdę chwilę. Było ciekawie, wesoło, w niesamowitym miejscu (polecam ECS!), a na dodatek przyjechałam z Kindlem! Orange zorganizowało bingo, 4 z 5 czytników zgarnęli blogerzy książkowi 🙂 Ciekawe, kto był piątym szczęściarzem!

No i na koniec różności:

Rzut okiem na centrum przed zniknięciem w otchłaniach Dworca Centralnego. Storczyk wyznający miłość 🙂 Oraz gazetka o whiskey. Czyli garść pierdołek 😉

To byłoby na tyle, dosyć monotonnie, przyznaję. Październik ma szansę być bogatszy w wydarzenia, ale zobaczymy…

Zatrzymane chwile #20

Nadrobiłam lipiec, a teraz czas na sierpień!

Jak zwykle – były książki!

Było pyszne jedzenie, mniam, mniam… Poczynając od przepysznej tarte flambee, przez genialne ciasto marchewkowe z dodatkami, domowej roboty kompot, pierwsze w sezonie kurki oraz własnoręcznie mieszane musli (od którego się uzależniłam).

Były kolorowanki, nowe zeszyty do kolorowania, nowe kredki i inne pomoce naukowe 😉

Było trochę natury, widoków i przyjemności 🙂

I kilka do niczego nie pasujących fot 😉 Pierwsze foto, to moje wspaniałe, pierwszosierpniowe odkrycie! Okazało się, że w czasie, gdy wiele osób w Warszawie godzinę „W” świętuje przy wyciu syren i rac, moi sąsiedzi najpierw słuchali Chopina, potem – przez minutę – stali w ciszy, a potem zaczęli śpiewać wojskowe i warszawskie pieśni. Ależ to było niesamowite!

Kolejne foty, to już pierdołki: nowy budzik, który kupiłam. Za nim symbol przeraźliwej suszy, która przez tygodnie dręczyła Warszawę, a na końcu siedziba radiowej Trójki, gdzie (dwukrotnie w ciągu jednego miesiąca!) wypowiadałam się a propos kolorowania i kolorowanek. Jednak zrobiła się moda!

I to tyle, jestem z fotopodsumowaniami na bieżąco, oby tak dalej 😉 Chociaż nie wiem, czy są one Wam potrzebne, bo są chyba dosyć monotonne. Ja tam je lubię, ale nie wiem, na ile są one dla Was interesujące?

Zatrzymane chwile – bardzo opóźnione #19

Przegapiłam! Kurczę, no! Nie tylko przegapiłam 6 rocznicę blogowania, ale i podsumowanie lipca… Co się ze mną dzieje? Może pora zwinąć blogowy bizensik? Ale na razie do rzeczy! Najpierw nadrabiam ominięty lipiec, a niedługo wrzucę sierpień!

Było duuuuużo kolorowania, bardzo dużo 🙂

Było sporo Pałacu Kultury i Nauki, który kończył niedawno 60 lat i chyba z tej okazji zrobił się jeszcze bardziej fotogeniczny, niż zazwyczaj 😉

Byłam też na chwilę u Rodziców, trochę przewinęło się pięknych okoliczności przyrody 🙂

Były oczywiście i książki…

W lipcu na fanpage’u pojawił się fan numer 2000, to super, że jesteście ze mną! 🙂 Jakoś dziwnie mało jedzenia się w lipcu przewinęło przez mojego Instagrama 😉 A na ostatnim zdjęciu widzicie moich Rodziców, do których wpadłam na weekend.

Na pierwszym zdjęciu widzicie mój cudowny zestaw 72 kolorów kredek Koh-I-Noor Polycolor, uwielbiam je! Siedziba firmy symbolizuje „miesięcznicę” pracy (chociaż już stuknęły 3 miesiące!), a na końcu widzicie jedną z przesyłek, które przygotowywałam w pracy dla blogerów 🙂

To już cały mój lipiec! A niedługo postaram się pokazać Wam, jaki był mój sierpień!

Zatrzymane chwile #18

Czerwiec. Na początku miesiąc niepewności i obawy, potem… potem to już dobry miesiąc i tyle. Nie mogę go inaczej podsumować. Spokojniejszy, radośniejszy, bardziej zrelaksowany, dobry i tyle. I niech tak będzie dalej! Mniej czytałam, więcej kolorowałam, mania ciągle kwitnie 😉

Generalnie miesiąc był taki, jak wszystkie. Były książki…

Różnorodnie, raczej dobrze jakościowo, ale poza Bishop bez wielkich uniesień. No, jakościowo jeszcze „Jaśnie pan” równa w górę. Reszta ok, ale poza poziom dobry nie wyskoczyła. „Inofoszk” pewnie wyskoczy, ale skończę go już w lipcu 😉

Było jedzenie…

Był przepyszny obiad – tarte flamee w uroczej restauracji Flambeeria. Było musli na życzenie (bardzo smaczne, ciągle się zastanawiam, czy organizować sobie własne, jeżdżąc i szukając składników, czy zamówić za ciut więcej, ale bezproblemowo). Mój ukochany sezon w pełni – truskawki, czereśnie, maliny, arbuzy, mnóstwo pysznych, świeżych warzyw i owoców, uwielbiam tę porę roku! Typowo letnie pyszności, jak zupa kalafiorowa czy drinki z lodami 😉 A na koniec dwa moje uzależnienia – Pretzel chips oraz karmelowa czekolada ze słonymi orzeszkami. Ech, za dużo tego dobra dookoła 😉

Były kolorowanki…

O tym, że wsiąkam coraz bardziej, to wiecie od dawna. Zobaczcie, ileż tego naprodukowałam w czerwcu! Teraz chyba jasne już jest, dlaczego o ksiażkach jest mniej 😉 A w trakcie weekendu u znajomych odkryłam przyjemność wspólnego kolorowania i gadania, gadania, gadania. Super sprawa!

Starałam się też łapać piękne chwile lata, które takie w naszym kraju krótkie jest! Możecie też zobaczyć trzeciego storczyka, którego nabyłam, bo pozostałe dwa się lenią i długo już nie kwitną. Swoją drogą nawet podziałało, bo jeden z nich wypuszcza nową gałązkę! Miałam też okazję być na pokazie przedpremierowym filmu „Randka z królową”. Taka romantyczna bajeczka, chociaż ponoć oparta (oczywiście w części) o prawdziwe zniknięcie księżniczek. Macie też okazję zobaczyć komplet moich cudnych talerzy, które zafundowałam sobie dzięki karcie podarunkowej. Cudne są, orgia kolorów, jak na kolorowankach 😉

W czerwcu miałam też okazję obejrzeć kolejne przedstawienie przecudnego Cirqu du Soleil! Tym razem był to „Quidam” i było to niesamowite, przepiękne przeżycie, uwielbiam ich! Piękne widoki złowione w trakcie podróży po mieście. Oraz znowu mój piękny storczyk i nowa kolorowanka. W prawym górnym rogu –  symbol piątkowego wieczoru spędzonego na spotkaniu z dwiema znajomymi z poprzedniej pracy. Na końcu „Conan The Baby” próbujcie zmyć się tacie z chusty 😉

Ostatnie są trzy zdjęcia reprezentujące pracę – książki, które zobrazowały na Instagramie ogłoszenie o nowym pracodawcy. Buciki kopciuszka, które promować będą jedną z książek (oraz posłużyły do zareklamowania nowego konta na Instagramie, śledźcie nas na @proszynski_wydawnictwo!). A na środku cudny pies koleżanki, który spędził z nami wieczór w kawiarni, w trakcie którego grałyśmy w Tabu i miałyśmy masę frajdy, takie nieformalne wyjście integracyjne działu.

To byłoby na tyle. I tak jest tych zdjęć – jak zwykle! – masa. Jak Wam się podobał mój czerwiec?

Zatrzymane chwile #17

Maj. Miesiąc dużej ilości stresu – przez pierwsze dwa tygodnie oraz miesiąc odpoczynku – przez kolejne dwa. Dziwaczny miesiąc, który zagwarantował mi taki rollercoaster emocjonalny, że prawie padłam w pewnym momencie. Ale dzięki ostatnim dniom, które spędziłam u Rodzinki, pozwolił mi ochłonąć i dojść do siebie.

Dosyć monotonny miesiąc pod względem zdjęć. Duuuużo natury…

O dziwo, pierwsza część tych zdjęć to Warszawa. Można tu znaleźć takie cudne zakątki, uwielbiam to! Ciekawe, jak długo, bo tną na potęgę i zalewają betonem 😦 Bukiet tulipanów dostałam od znajomej z poprzedniej pracy, na pożegnanie. Wzruszyła mnie! Z konwalie i pozostałe foty to już ogród u Rodziców i okolica ich domu. Cudnie tam jest!

Dużo nieba, słońca i chmur…

Nie wiem, na czym to polega, ale u Rodziców często można zaobserwować superanckie zachody słońca! Tego mi bardzo tutaj brakuje, okna mam od północy i to wychodzące na podwórko, dookoła wysokie drzewa i domy, ech!

Dużo kolorowania…

Jak wiecie – wsiąkłam po uszy! A miałam w maju sporo wolnego, więc i kolorowałam, kolorowałam, kolorowałam. Teraz tempo mi spadnie, ale co tam, poziom frajdy jest niezmienny!

Dużo jedzenia, trochę picia…

Uwielbiam wiosnę i lato, tyle pyszności do zjedzenia! Te wszystkie owoce, warzywa, a do tego lody! Dlaczego te dwie pory roku nie mogą trwać wiecznie? Wśród wszystkich tych pyszności znajdziecie też niestety jeden niewypał – bardzo niesmaczną pizzę, którą zamówiłam, bo po targach padałam na nos, nie chciało mi się gotować, a moje niechciejstwo przypłaciłam wyrzuceniem sporej części tego podłej jakości placka. Nigdy więcej pizzy z tej firmy!

Dużo książek i czytania…

Bardzo różny zestaw lektur. Ukochany Wegner, na którego tak długo czekałam! (Dzięki, Marta, nigdy Wam tej przysługi nie zapomnę!) O części książek już pisałam, ale sporo jescze przede mną. Żeby tak mi się chciało pisać, jak chce mi się kolorować 😉

A poza tym były różności…

Co roku sąsiedzi z uliczki przylegającej do naszego podwórka organizują Dzień Sąsiada – grill, słodkości, zabawy dla dzieci. Całkiem fajna inicjatywa, pomaga czuć się, jak u siebie. Dzięki sporej ilości wolnego trochę też pisałam na bloga, aczkolwiek bez fajerwerków, mogło być lepiej. Zdjęcie z GPS pokazuje, w jakiej pustce – wg nieaktualnej mapy – jechaliśmy do Warszawy. Powyżej znajdziecie też foty dokumentujące mój szał zakupowy oraz jedną symbolizującą kolejne Targi Książki w Warszawie. Nie mam wrażenia, że je „poczułam”, ale za to spotkałam tylu znajomych, że hej! 🙂

Bardzo fajna tabliczka w jednej z kawiarni, wywołała zabawne dyskusje na moim profilu na Instagramie i Facebooku 🙂 Obok symbol stosiku, który po przerwie powrócił na łamy bloga. No i „profesjonalne” kredki, które kupilam, by pofolgować mojej manii kolorowania. A pokaz wieńczy moje oko w wersji po zakraplaniu paskudztwa do badania dna oka. Jakbym się naćpała 😉

Zdjęć bardzo dużo, to chyba efekt dużej ilości wolnego czasu. Albo fioła foto… Ciekawe, jaki będzie czerwiec!

PS. Ciekawe, czy ktoś w ogóle zauważył, że od trzech miesięcy nie ma podsumowań „statystycznych”. Wnioskuję, że nikomu nie jest ich brak, bo inaczej byście sie o nie upominali, więc dopóki nie poczuję potrzeby, to ich tutaj nie zobaczycie.

Zatrzymane chwile #16

Kwiecień. Długo byłam przekonana, że to całkiem niezły miesiąc, sprawy zaczynają się układać. A potem życie pokazało, że to, co sobie człowiek myśli, to śmiechu warte złudzenie i się ostro pokaszaniło. Ciekawe, co będzie dalej. Jednak podsumowanie miesiąca będzie całkiem wesolutkie i optymistyczne, bo taka była większość miesiąca.

Co się chyba nigdy nie zmieni – było książkowo…

Jak widać różnorodnie – obyczajowo, kryminalnie, fantastycznie, historycznie, a ten wydruk to nowa książka Martyny Raduchowskiej, więc i science fiction się pojawiło. Czytania było w kwietniu sporo, dawno tyle nie przeczytałam!

Jak widzicie – wpadłam w kolorowanie po uszy! Albo i głębiej. W Światowy Dzień Książki, jak na rasowego mola przystało kupiłam sobie nowe kredki 😉 I dostałam nową kolorowankę, piękne obrazy, ale chyba trudniejsze do relaksowania się, niż „Esy floresy”, zobaczymy.

Miesiąc hulanek – nie dość, że najpierw Święta, to potem spotkania z przyjaciółmi, a na nich pyszności do picia i jedzenia. A tyłek rośnie…

Wiosna rozkwitła, a kilka dni wolnego z okazji Świąt i urlop po ich zakończeniu pozwoliły mi bardziej wrzuć się w to święto wzrostu, zieleni, piękności. Uwielbiam wiosnę! Więc trochę przyspamowałam jej zdjęciami…

Ale liczę na to, że mi wybaczycie, przecież wiecie, że mam fioła na punkcie zdjęć zachodów słońca i przyrody. A zresztą – zawsze możecie zejść niżej, do kolejnych zdjęć 😉

Drogę do Rodziców pamiętać będę do końca życia – trasa Warszawa – Bydgoszcz zajęła nam 6,5 h… Mandat, uniknięcie wypadku, dwukrotne zgubienie drogi, grad, śnieżyce, ulewy. Straszne to było! A po Świętach nastąpił tydzień lenistwa – rozkoszowanie się wiosną, kotem domagającym się głaskania, szalone zakupy, rozpieszczanie przez Rodziców, fajnie tak!

Przed Świętami poczułam, że należy odwiedzić ulubionego fryzjera. A na początku kwietnia wielu zostało zaskoczonych (niewielu nie ;p) zawiadomieniem, że dwójka naszych znajomych w trakcie wyjazdu wakacyjnego do Seulu weźmie tam ślub. Życzę im stu szczęśliwych lat razem, zasługują na to! Za to po powrocie do Warszawy wybrałyśmy się z koleżankami na zakupy do Ikei. Dumna jestem, że wróciłam tylko z tymi rzeczami 😉

A ostatnie foto to fura prezentów – pocieszajek od znajomych, które dostałam po mocno dziwnym i niefajnym zakończeniu miesiąca.

Co mi przyniesie maj? Mam wrażenie, że zamiesza mi ostro w życiu. A czy na dobre, czy na złe – los pokaże!

Zatrzymane chwile #8

Sierpień był pełen różnych wydarzeń, mnóstwo się działo, czekały na mnie również różne decyzje do podjęcia. Na nudę więc nie narzekałam! Ciekawe, jaki obraz ułoży się ze zdjęć, zobaczmy!

Najpierw wspomnienie z pobytu w Olsztynie. Byliśmy tam razem z Mają z bloga Wiecznie zaczytana oraz Boomerem z bloga Wszędoblogerski na zaproszenie organizatorów Festiwalu Dziedzictwa Browarniczego i było fajnie! Już cola w drodze do Olsztyna przekonywała mnie, że będzie dobrze 😉 Uczestniczyliśmy tam w warsztatach fotografii produktowej (środkowe górne foto) oraz warsztatach wideo. Poza tym mieliśmy okazję brać udział w bardzo smacznej degustacji piw Browaru Kormoran, o których opowiadał nam prawdziwy pasjonat tematu, bardzo dobrze się słuchało jego historii.

Mieliśmy okazję być chwilę na zamku, zwiedzić centrum miasta oraz spotkać się z blogerami książkowymi z Olsztyna. Piękne mieszkanie Uli zrobiło na nas wszystkich wielkie wrażenie, jest tam bardzo klimatycznie!

Pierwsze foto jest symbolem relaksu po naprawdę ciężkim dniu, miałam wtedy ochotę rzucić wszystko i jechać w dzicz hodować alpaki 😉 Na kolejnych widzicie #darylosu od kanału AXN oraz zaproszenie od Wydawnictwa Bellona, dzięki któremu miałam okazję porównać książkę z filmem, o czym pisałam TUTAJ.

Na kolejnym zdjęciu widzicie rezultat sprzątania, gdy boli mnie głowa, to czasami mi odbija na tyle, by zająć się sprzątaniem. Na środku piątkowy gość, który odwiedził nas w pracy i przyniósł sierpniowe premiery. A ostatnie to zdjęcie z miłego wieczoru, który spędziłam u znajomej – miałam okazję zobaczyć gdzie i jak mieszka, pospacerować po urokliwym parku i przegadać kilka godzin. Było bardzo fajnie!

Najpierw kubek, który pomagał mi w przetrwaniu dnia pełnego rzeczy, których nie lubię, a potem sushi – nagroda dla samej siebie za jego przetrwanie. Leniwy niedzielny poranek i popołudnie spędzone w gronie blogerów, czyli blogośniadanie w Miasto i Ogród, a później wizyta na wyścigach na Służewcu.

W sierpniu udało mi się przeczytać drugi (z trzech) komiksów, które swego czasu otrzymałam w prezencie. Niestety, ten zrobił na mnie mniejsze wrażenie. A na koniec jeden z moich ukochanych owocow w ramach kolacji.

Po męczących zakupach w centrum handlowym pozwoliłam sobie na pyszną pizzę na kolację, a co mi tam! Obok widzicie mini-stosik z jednego dnia: prezenty od znajomej, a na spodzie egzemplarz recenzencki. Obok moja „krówka”, czyli drugi storczyk zakwitł i cieszy me oczy!

Na dole sobotnie śniadanie umilone przez ten pięknościowo opakowany dżem. W sierpniu zdołałam też obejrzeć film, który zachwalała większość moich znajomych, nawet ci, którzy generalnie na takie filmy nie chodzą. Faktycznie, gdy wyłączy się mózg i potraktuje go jako najczystszą rozrywkę, to wtedy można się świetnie bawić! A przerwy w myśleniu o ważnych sprawach zapełniało mi czytanie np. tej książki.

Warszawska panna patriotka w parku na Żoliborzu. Obok pyszne piwo, symbol spotkania blogera piwnego z blogerką książkową. Mieliśmy o czym rozmawiać, oj mieliśmy! W dniu, w którym miałam wizytę u mojego ulubionego fryzjera otrzymałam w prezencie nową książkę Cabre. Poprzedniej nie czytałam, zobaczę więc, jakie wrażenie zrobi na mnie ta jego powieść!

Dolny rząd rozpoczyna foto mojej fryzury. Ja jednak kompletnie nie potrafię robić tzw. selfie! Gdy wyjeżdżałam z Warszawy, to było pochmurnie i deszczowo, a gdy dotarłam do Bydgoszczy, to przywitało mnie błękitne niebo i takie chmurki. A potem kilka dni rozmów z rodzicami, omawiania spraw, które wymagały podjęcia decyzji, ale najpierw przegadania ich na wszystkie strony. I zachodów słońca…

I takich cudnych zachodów, jak te dwa. I spełniania życzeń naszej kotki – chodź tu, podrap mnie po brzuszku, no dalej, czekam już całe 10 sekund!!

Nagle też odzyskałam takie wyróżnienie sprzed lat, czyścioszek jeden mały 😉 Jednak „dni burzy mózgów” minęły błyskawicznie i już wracałam do Warszawy, w towarzystwie czytnika i kawy. Po wielu nerwach i wątpliwościach (ci, którzy śledzą mnie na FB wiedzą, o co chodzi) udało mi się jednak polecieć na spotkanie robocze do Szwecji, na wyspę Sandhamn, która momentalnie podbiła me serce, ot chociażby takimi widokami, jak na ostatniej fotce.

Piękny zachód słońca na wyspie, a na pierwszym tle łódka autorki, która nas gościła. A obok nasza droga powrotna, zaczytane owieczki w samolocie 🙂 W ostatnim tygodniu sierpnia miałam okazję przeczytać przeuroczą (jeżeli lubi się takie książki) powieść „Miód na serce”, a to jej początek.

Kubek, który przysłali mi – razem z innymi drobiazgami – organizatorzy imprezy, na którą w końcu nie dojechalam, czyli See Bloggers 2014. Miły gest! Piątkowy wieczór przeleniłam w towarzystwie Wegnera i testowanego napoju. A sobota była bardzo aktywna – sprzątanie, pakowanie, a potem najpierw cudny piknik w gronie blogerów (ponownie Miasto i Ogród), a potem spotkanie z przyjaciółkami i domowej roboty pizza. Mimo początku – to był bardzo fajny ostatni dzień miesiąca!

To byłoby na tyle. Sporo wyjazdów, sporo spotkań, dużo się działo, wiele myślenia i decydowania, miesiąc pełen emocji!

Raport

Chciałabym tylko dać znać, że po mocno zajętych dniach roboczych wypadł mi kilkudniowy wyjazd do rodziny, a po nim będzie dwudniowy wyjazd roboczy, po którym z kolei nastąpi trzydniowy ciąg szkoleń, a po nich prawdopodobnie urlop. Nie jestem więc w stanie konkretnie określić, kiedy pojawią się kolejne teksty (a trochę książek przeczytałam, uch!), ani też kiedy zdołam ogarnąć rozwiązanie konkursu. Ale ciągle o tym pamiętam, więc jak tylko będzie chwila, to siadam i ogarniam. Wybaczcie poślizg!

A na pocieszenie wczorajszy zachód słońca 😉

zachód

Zatrzymane chwile #7

Mamma mia, to już siedem miesięcy, kiedy, jak!?!

Nie napiszę nic o upływie czasu, bo i tak mam aktualnie różnorakie jazdy a propos tej kwestii, a na dodatek jeszcze życia, celu, kierunków, decyzji etc. Udaję więc, że nie zauważyłam, że ten czas  tak błyskawicznie leci. Ad rem…

W lipcu działo się sporo, co też widać na zdjęciach. Z miesiąca na miesiąc jest ich więcej! Ciekawe, czy zakończenie wyzwania 100 happy days ograniczy ich liczbę, zobaczymy w sierpniu! A, pamiętajcie, że po kliknięciu na dane zdjęcie zobaczycie jego powiększenie.

Najnowsza książka Stephena Kinga jako umilacz chorowania. Chociaż były takie momenty, gdy nie chciało mi się nawet czytać! Nienawidzę chorować, nie wiem, jak można to w ogóle lubić. Zdjęcie po środku to eksperymenty z funkcją makro. Mimo mojego olbrzymiego wstrętu, nie mogłam się oprzeć widokowi pająka na zmoczonej deszczem pajęczynie! Trzy kolejne zdjęcia wyjaśnień nie potrzebują. Uwielbiam zachody słońca, które można oglądać u moich Rodziców, ach i och! A ten ostatni zachód oglądałam w towarzystwie przyjaciółki z liceum, „odnalazłyśmy się” po latach i widujemy się co kilka miesięcy, zawsze jest fajnie. Cieszę się z podtrzymania tej znajomości! Ostatnie są poziomki prosto z krzaczka, zalety posiadania ogródka!

Pierwsze foto prezentuje przeczytaną część kolekcji książek Murakamiego, uwielbiam te wydania i ich kolory, śliczności! Ciekawa jestem, jak będzie się prezentowała całość, jak już kiedyś przeczytam je wszystkie. Kolejny zachód u Rodziców, nie jestem w stanie – będąc tam – nie uwieczniać tych widoków. Te stosy obok to 70 książek, które trafiły do okolicznych bibliotek. Ponoć panie bibliotekarki były wniebowzięte, więc się cieszę, że w końcu się na to zdobyłam!

Dolny rząd otwiera jeden z najprostszych i najsmaczniejszych wiosenno-letnich obiadów, uwielbiam! „Katedra w Barcelonie”, którą opisałam w ostatnią sobotę w towarzystwie ciasta z truskawkami, to było przepyszne zestawienie 🙂 I ostatni dzień chorobowego, tuż przed ruszeniem w podróż do Warszawy – rozpoczęcie lektury „Kobiety z Impetem”.

A w trakcie podróży – po dzikim upale – towarzyszyła nam ulewa za ulewą. Jednak z dobrą kawą i dobrą książką nic nie było mi straszne. Obok świętowanie rozpoczęcia lektury „Niewidzialnej korony”, należy uczcić kolejną książkę ukochanej autorki. Obok radość z pierwszych egzemplarzy „Sierocych pociągów”, które dotarły do naszego podręcznego magazynku.

A na dole wyniki moich kolejnych eksperymentów z krewetkami, jakie to było obłędnie dobre, o mamuniu… W ubiegłym miesiącu mówiło do mnie wiele przedmiotów – kapsli i butelek. Tymbarkowy kapsel sugerował randkę, taki flirciarz 😉 Ostatnie zdjęcie, to symbol naszego pokoju w firmie – jest najgorętszym pomieszczeniem w budynku i od dłuższego czasu ratuję się tylko lodami na przemian z zimną colą.

Dwa pierwsze zdjęcia obrazują niespodziankę przygotowaną w ramach comiesięcznego spotkania pod hasłem „Blogerzy i przyjaciele”. Tym razem organizator załatwił dla nas degustację różnych wersji Johnniego Walkera, to był zacny wieczór! Ambasador tej marki fantastycznie nam o niej opowiadał, słuchaliśmy jak urzeczeni. Właściwy człowiek na właściwym miejscu! A na koniec odśpiewał nam nawet hymn z filmu „Braveheart”!

Następnie jest przesyłka od Karmi – „dla relaksu” 🙂 Dwa z tych piw już za mną, jeszcze muszę sprawdzić ostatnie. Potem moja ulubiona z roboczych serii, czyli „Szmaragdowa Seria”, bardzo fajne książki! Na środku natomiast pyszne naleśniki z serkiem waniliowym i borówkami. A ostatnie zdjęcie to symbol cudownego czasu, który spędziłam w trakcie pobytu u Padmy z Miasta Książek. Cudnie było!

Zachód, jakim po powrocie z Poznania przywitała mnie Warszawa. Chyba się ucieszyła z mego przyjazdu 😉 A obok katedra w Poznaniu, symbol naszego popołudnia, który spędziłyśmy z Padmą pod znakiem książek Elżbiety Cherezińskiej. Jak to literatura potrafi inspirować! „Więzi krwi” to specyficzny film, ale poruszający bardzo ciekawy temat, relacje międzyludzkie to kopalnia pomysłów dla artystów!

Słonecznik na dole to symbol powolnego i uroczego wieczoru, który spędziłam ze znajomą, której nie widziałam chyba z 1,5 roku, jak nie dłużej. Rozmowy, dobre jedzenie, zimne drinki, a potem teatr nad Wisłą – było super! Kolejne zdjęcie pokazuje właśnie jakie tłumy były na tym przedstawieniu nad Wisłą! Ostatnie zdjęcie to ilustracja urokliwego popołudnia z widokiem na centrum Warszawy. Lubię to miasto, dosyć regularnie dopada mnie ostatnio taka właśnie refleksja.

Sushi, którym uraczyli mnie znajomi, było boskie! I pomyśleć, że dopiero za czwartym razem zaskoczyło i dopiero od tamtego momentu polubiłam te wszystkie maki i inne „kwiatki”. A obok kolejny gadający przedmiot, czyli komplement od butelki Coli 😉 Następnie przepiękne niebo witające mnie w pewien wolny, sobotni poranek.

Dolny rząd to smakowite lektury tejże soboty i kawa w przecudownej urody kubku. Nie mogę się na niego napatrzeć! A po powrocie z zakupów, na których byłam z przyjaciółkami powitał mnie taki zachód słońca. Co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że mam pechowo pod tym względem wybrane mieszkanie, bo by móc się rozkoszować zachodami, to muszę być poza domem. Ostatnie zdjęcie to symbol niedzieli, w trakcie której non-stop od rana do wieczora lało i przełaziła jedna burza za drugą. A ja tak marzyłam o dniu w parku, ech…

W trakcie gorących wieczorów chłodziłam się np. piwem-lemoniadką lub lodami na kolację. Uwielbiam lato! Ostatnie foto związane jest z deklaracją w temacie: OFE czy ZUS?

Na dole roboczy kubek – symbol tego, że stuknął mi rok pracy w tej firmie, a ja tę datę przegapiłam i obudziłam się tydzień później! A czasami ostreeeee przekąski dodają energii w trakcie męczącego dnia. Pościg z burzą i ulewą zakończył się tym, że zdążyłam na spotkanie ze znajomą dotrzeć sucha, ale gdy rozchodziłyśmy się do domów, to i tak nas nieźle zmoczyło. Dobrze chociaż, że ciepło było, bo takich ulew kompletnie nikt się tego dnia nie spodziewał.

Pierwsze foto prezentuje mą dumę – storczyk, którego uratowałam od śmierci ponownie mi sie odwdzięcza i ślicznie kwitnie. Jaka to satysfakcja! Wydawnictwo Bellona sprezentowało mi przemiłe czytadełko oraz zaproszenie na przedpremierowy pokaz jego ekranizacji. To już jutro, więc mam nadzieję, że za kilka dni opiszę i jedno, i drugie.A obok opisów pyszności, pyszności na żywo – te kupione na pobliskim bazarze. Tyle dobra i to prawie za połowę ceny w porównaniu do okolicznych sklepów! Szkoda, ze nie mam tego bazaru po drodze z pracy.

A na dole kolejny sobotni poranek z ciekawą książką i smakowitościami. A te wszystkie butelki to bilety wstępu na imprezę urodzinową u Mati. Dosyć monotematyczni jesteśmy 😉 Ostatnie zdjęcie to powrót do dzieciństwa, czyli delektrowanie się smakiem papierówek. Na wieki wieków będzie mi się kojarzył ze szczenięcymi latami i poszukiwaniem tych już dojrzałych, bo inaczej będzie kwaaaaśno!

A chwilę po tych urodzinach Cola mówi mi takie rzeczy! Fajnie było, to fakt, ale każda impreza musi się skończyć 😉 „Banklady” to niesamowita historia pierwszej w historii Niemiec kobiety napadającej na banki. To ponoć właśnie przez nią trafiły do nich tzw. ciche alarmy! Na następnym zdjęciu widzicie mojego nowego przyjaciela – dysk zewnętrzny, który ma za zadanie pomóc mi w ogarnięciu zdjęć i dokumentów rozrzuconych na trzy komputery. Trzymajcie kciuki za sukces!

Na dole jarskie leczo, które uwielbiam, a które zrobiłam pierwszy raz w tym roku. Wyszło mniamuśne! A ostatnie zdjęcie to kwiaty, które kocham całym sercem, a które widuję – szczególnie w miastach – coraz rzadziej. I między innymi dzięki nim uwielbiam dzielnicę, w której mieszkam!

Oż w mordę, duuuużo tego! Ciekawe, czy ktoś w ogóle dotrwał do końca!

Piękno #1

Miała być recenzja, ale wpadli nagle goście i nie zdążę, będzie jutro. A na razie chciałam tylko podzielić się z Wami tym, co zachwyca mnie niezmiennie od dzieciństwa i chyba nigdy nie przestanie!

Wielka szkoda, że moje mieszkanie w Warszawie jest bardzo zacienione, wychodzi na podwórko-studnię i słońca nie widuję w ogóle. A co tu mówić o zachodach słońca 😦 Jednak na razie muszę w nim jeszcze pomieszkać przynajmniej kilka miesięcy, potem zobaczymy, może wrócę do etapu, gdy mogłam podziwiać takie widoki codziennie, jak za czasów, gdy mieszkałam na pięterku u Rodziców. Tego mi życzcie!

PS. Przepraszam za jakość, foty z Instagrama 🙂