Wieloksiąg różności (#14)

ludzik ksiazki
Fot. Jenn and Tony Bot

Wieki nie robiłam wpisów łączonych o książkach. W końcu nadeszła pora – mam ochotę coś napisać, a nad głową warczą i huczą mi stolarze montujący półki i szafę, nie ma więc warunków do dłuższych refleksji 😉 Do dzieła!

*****

zanim sie pojawiles ksiazka„Zanim się pojawiłeś” – Jojo Moyes

Lou Clark traci pracę. Wydawałoby się, że młoda kobieta szybko znajdzie inną alternatywę, ale w miasteczku takim, jak jej, to nie jest wcale takie oczywiste. Nagle pojawi się opcja bycia opiekunką młodego, bogatego bankiera, którego dwa lata wcześniej wypadek motocyklowy pozbawił możliwości chodzenia. I nie tylko…

Czytadło, ale czytadło takie, które wciąga, porusza, bawi i generalnie dostarcza czytelnikowi masę czytelniczej frajdy. Lou jest wkurzająca, ale jednocześnie całkiem urocza, jej bezczelność i gapowatość potrafi bawić. Z kolei Will byłby denerwujący, gdyby nie fakt, że potrafię sobie wyobrazić taki system obronny w reakcji na utratę życia, bo tak można traktować jego sytuację. Z aktywnej, odnoszącej sukcesy osoby zmienił się prawie że w – przysłowiowe – warzywo. Najpierw podboje, rozrywki i sporty sporty ekstremalne, a potem całe dnie gapienia się z wózka lub łóżka w to co akurat jest naprzeciwko. Straszna wizja. Jednakże ciągle nie potrafię się pogodzić z zakończeniem książki. Widzę, że jest dobre, literacko lepsze niż alternatywy, ale i tak się z nim nie zgadzam. A książkę polecam tym, którzy szukają rozrywki na przyzwoitym poziomie. Ja z chęcią sprawdzę, co autorka wymyśliła jako kontynuację!

samolot bez niej bussi„Samolot bez niej” – Michel Bussi

Katastrofa samolotowa, w której giną wszyscy oprócz trzymiesięcznego niemowlęcia. Tragedia setek osób, jednakże bliscy zmarłych chociaż mają pewność, że oni nie żyją. A co z dzieckiem? Okazuje się, że na pokładzie były dwie dziewczynki w tym wieku, jej tożsamość jest więc niejednoznaczna. Lyse-Rose czy Emilie? Dwie rodziny zaczynają walkę o – jak sądzą – dziecko z ich krwi. Z jednej strony bogaci i wpływowi, z drugiej stroni biedni i wzbudzający litość. Jedni regularnie zrażają do siebie opinię publiczną, z drugimi wielu z obserwatorów potrafi się identyfikować. A między nimi skład orzekający o tym, kim jest dziecko. Straszna wizja! Osiemnaście lat później detektyw, którego wynajęła bogata rodzina nagle wpada na ślad, który zmienia wszystko. Pada jednak ofiarą morderstwa, zostaje po nim tylko pamiętnik, w którym przez lata spisywał wszystkie ślady.

Czytelnicy zostają wciągnięci w rozgrywkę między rodzinami, w poszukiwania mające na celu poznanie prawdy, poznają lata przedziwnej gry i tak de facto wielkiej męki psychicznej, którą zafundowała obu rodzinom niepewność, co do prawdziwej tożsamości dziewczynki. Krok po kroku śledzimy losy Ważki (jak została nazwana mała), jednak aż do samego końca nic nie jest jasne, następuje wiele zwrotów akcji, a na dodatek czytelnik cały czas może zastanawiać się, czy przypadkiem ktoś jednak nie manipuluje zaangażowanymi w sprawę osobami. „Samolot bez niej” to powieść bardzo wciągająca, angażująca. Czy tego chcemy, czy też nie coraz trudniej jest się od niej oderwać, zastanawiamy się, co też jeszcze będzie na nas czekać dalej. Widzę pewne niedociągnięcia (pomijając już sam fakt takiej a nie innej fabuły), jednak nie zmienia to tego, że wsiąkłam w tę historię po uszy i z chęcią sięgnę po inne książki tego autora.

japoński kochanek allende„Japoński kochanek” – Isabel Allende

Alma Belasco, bogata dama z dobrego domu postanawia zamieszkać w domu spokojnej starości. Trzyma się na uboczu, jednak powoli zaprzyjaźnia się z młodą pracownicą – Iriną Bazili. Irina (wraz z Sethem, wnukiem Almy) są coraz bardziej zaintrygowani przeszłością nietypowej staruszki, zaintrygowani tajemniczym japońskim kochankiem przewijającym się w życiu Almy, próbują dojść do prawdy i poznać przeszłość starszej pani. A przeszłość ta jest bogata i interesująca…

Jest to opowieść słodko-gorzka, pełna z jednej strony melancholii, a z drugiej – głębokich uczuć. To ciekawa podroż przez kilkadziesiąt lat historii jednostek oraz kraju. To, co działo się przez kilkadziesiąt lat XX wieku w Stanach Zjednoczonych jest większości z nas nieznane, myślę, że wielu z nas z zainteresowaniem będzie czytać np. o losach Japończyków po II Wojnie Światowej. A generalnie powieść Allende jest snuta niespiesznie, delikatnie, czuć kunszt autorki. Losy bohaterów przeplatają się bardzo umiejętnie, napięcie jest dawkowane, tajemnice odsłaniane tak, by wciągać czytelnika coraz bardziej w fabułę. Lubię jej książki, mimo że nie jest to najlepsza z przeczytanych przeze mnie powieści Allende, to i tak autorka trzyma poziom, czytanie jest przyjemnością, docenia się język i umiejętności autorki.

*****

To byłoby na tyle. Zaczyna mnie już boleć głowa od tych hałasów, ale trudno, chce się mieć meble, to się cierpi 😉 A na razie uciekam od komputera, miłego weekendu!

polki na ksiazki stolarz

Wieloksiąg różności (#12)

ludzik ksiazki
Fot. Jenn and Tony Bot

Tym razem bez tematu przewodniego, ot, zbiór wrażeń z różnych przeczytanych książek. Ostatnio niezbyt mam ochotę na czytanie, to w przerwie w kolorowaniu postanowiłam chociaż napisać krótki tekst na bloga. W ramach motywacji 😉 Do dzieła!

*****

zagubione niebo„Zagubione niebo” Katarzyna Grochola

Jest to zbiór opowiadań, nie znam ich historii, ani dat powstania. Wszystkie je łączy motyw końca i początku, utraty i zyskania, zachwytu i rozczarowania. Pierwsze i ostatnie miłości, przeróżnego rodzaju związki, rozstania i porażki, wybaczanie i zapominanie.

Nie wiem, czy to jakieś zbierane przez lata opowiadania, czy świeże, pisane na potrzeby tego zbioru utwory, w każdym razie dużo z nich to w najlepszym razie przeciętniaki. Zbiór bardzo nierówny, od kilku, które są ciekawe i intrygujące, do zbyt wielu takich sobie. I przy okazji doszłam do wniosku, że chyba jestem za mało „babska”, by je polubić. Schemat, stereotyp i niewiele zachwytów. A ja przecież nawet lubię czytadła, nie rozumiem więc, o co chodzi.

bycie milym„Bycie miłym to przekleństwo: Jak nauczyć się asertywności i z łatwością mówić nie” Jacqui Marson

Książka to swoista sesja terapeutyczna, w trakcie której człowiek może nauczyć się mierzyć z przekleństwem bycia miłym. Stanowi niezbędne źródło wiedzy dla wszystkich osób mających problem z mówieniem „nie”.

Autorka zabiera czytelnika w podróż do poznania siebie i własnych potrzeb. Wyjaśnia przyczyny i mechanizmy zjawiska bycia miłym, nie ocenia ludzkich zachowań, lecz daje szczegółowe wskazówki, jak zrozumieć i zmienić męczące nas postępowanie – pokazuje, jak skończyć z zapominaniem o własnych potrzebach, zacząć szanować siebie i nauczyć się być miłą dla samej siebie.

Żeby nie rozpisywać się zbytnio: zdecydowanie jestem osobą, która lubi być miłą, usłużną, dążyć do zadowolenia osób dookoła i bycia lubianą przez wszystkich. Jednak z wiekiem czułam coraz bardziej, jak niezmiernie jest to dla mnie męczące i zaczęłam się zastanawiać, na ile tak de facto jest mi to potrzebne. I stąd lektura tej książki.

Byłam mocno sceptyczna, teraz jestem zdecydowanie mniej sceptyczna 😉 Generalnie wydaje mi się ciut zbyt hurraoptymistyczna, ale coś w niej jest. Coś, co zachęcia do wracania do niej i przejścia opisywanych ćwiczeń. Mam nadzieję, że ta motywacja ze mną zostanie na długo!

warszawa perla polnocy„Warszawa. Perła Północy” Maria Barbasiewicz

Jest to album dotyczący Warszawy z czasów dwudziestolecia międzywojennego, w każdym razie jej losów do 1939 roku. Zawiera masę ciekawych zdjęć, które zwiększają zainteresowanie lekturą. Znajdziecie w niej wiele różnych tematów – architekturę, planowanie przestrzeni miejskiej, szczegóły związane z warunkami bytowymi, zawodami, rozrywką, podziałem społecznym, kulturą, polityką, religią…

Odkąd mieszkam w tym mieście, moje zainteresowanie Warszawą tylko rośnie, więc miałam wysokie oczekiwania, co do tej publikacji. Może zbyt wysokie, bo o ile jest to lektura ciekawa, to potencjał był zdecydowanie większy. Mam wrażenie, że tylko przelecieliśmy po łebkach po wielu z tych tematów. Wiem, że forma albumu narzuca pewne ograniczenia, ale uważam, że można było zagłębić się bardziej w ten czas, miejsce i ludzi je zamieszkujących.

dom po drugiej stronie lustra„Dom po drugiej stronie lustra” Vanessa Tait

Oczywista inspiracja i nawiązanie do słynnej „Alicji w Krainie Czarów”. Autorką powieści jest prawnuczka pierwowzoru Alicji, dla której Lewis Carroll napisał słynną powieść. Jednakże to nie ona gra tutaj główną rolę, a guwernantka, stara panna, która opiekuje się trzema dziewczynkami – Iną, Edytą i Alicją Liddell. To dzięki nim w jej życiu pojawią się nowe możliwości, mężczyźni, a ona sama zacznie marzyć o zamążpójściu. Ale… A zresztą, sprawdźcie sami, co się wydarzy.

Niestety, książka według mnie tylko i wyłącznie przeciętna. Wykonanie jest ok, ale kompletnie nie potrafiła mnie zainteresować, czy też wzbudzić większych emocji. A, przepraszam, jedna reakcja była – odrzucała mnie niezdrowa fascynacja Alicją.

*****

To byłoby na tyle. A teraz wracam do kolorowania, a Wam życzę udanej niedzieli!

Kobiecy wieloksiąg (#5)

ludzik ksiazki
Fot. Jenn and Tony Bot

Od dłuższego czasu czytam sporo, ale pisanie niezbyt mi wychodzi. Czasu mało, chęci jeszcze mniej. Do tego sporo pracy i wydarzeń pozapracowych. A że w pracy trzeba dużo pisać i wykazywać się sporą dozą kreatywności, to wieczorami już mi się nie chce. I chyba po ponad 6 latach blogowania trochę mi się materiał zmęczył 😉 Tak czy siak – mogą się częściej pojawiać notki tego typu, bym chociaż troszkę napisała o większości przeczytanych książek. A dzisiaj kolejne zestawienie powieści, których grupą docelową są głównie kobiety.

nie tracmy ani chwili„Nie traćmy ani chwili” – Jill Mansell

Dexterowi umiera siostra. Bawidamek i lekkoduch postanawia przejąć opiekę nad siostrzenicą. Opieka nad niemowlakiem oraz utrata wolności i bujnego życia singla to nie wszystko, bo dla dobra dziecka postanawia przeniesć się do małej miejscowości. A tam trafia na barwną grupę, z nową sąsiadką na czele…

Jakie to jest przeurocze, ciepłe i zabawne czytadełko! Lubię takie książki i mam dla nich prywatną kategorię – „plaster na duszę”. Obok wielkiej literatury nawet nie stało, ale też nie ma do tego pretensji. Rozrywka, zanurzenie się w opowieści i tyle. Sporo humoru, bardzo przyjemni bohaterowie. Świetnie się sprawdziło na początek gorącego okresu roboczego.

niech ci sie spelnia marzenia„Niech ci się spełnią marzenia” – Barbara O’Neal

Opowieść o czterech blogerkach kulinarnych, ich życiowych historiach oraz wielkiej międzypokoleniowej przyjaźni. Wiele kobiecych rozmów, wspierania się, pomocy w pokonywaniu trudnych sytuacji. I dużo smakołyków, w końcu blogi kulinarne zobowiązują. Nie czytać bez przekąsek u boku!

Cóż za przyjemna książka! Nierealna i słodka bajeczka, ale tak pełna ciepła, humoru i wzruszeń, że czytało się ją doskonale, świetne czytadło. Z chęcią sięgnę po inne książki tej autorki i przekonam się, czy wszystkie są w podobnym stylu. Aktualnie potrzebuję lekkości i relaksu.

ostatni bus do coffeeville„Ostatni bus do Coffeeville” – J. Paul Henderson

Eugene i Nancy przeżyli wielką miłość. Jednakże los nie dał im być razem, rozdzielił ich ścieżki. Ale Eugene zdążył jeszcze obiecać ukochanej, że gdy ta zachoruje na Alzheimera, to on pomoże jej umrzeć. Gdy po kilkudziesięciu latach nadchodzić ten moment, przed dwójką staruszków (i nie tylko) staje wielkie wyzwanie, szalona podróż do Coffeeville. Czeka na nich wiele przygód!

Ta powieść powolutku skradła moje serce… Ale jak już je skradła, to pewnie na zawsze! Chyba w ogóle nie jest znana, a to taka urocza opowieść. Trochę jak skrzyżowanie „Stulatka, który…” ze „Smażonymi zielonymi pomidorami”, tylko jeszcze dodatkowo ze wzruszającą końcówką. O poważnych, smutnych sprawach w lekki sposób. Polecam!

*****

To tyle na dzisiaj! Mam nadzieję, że niedługo podrzucę Wam kolejny wieloksiąg i dzięki temu systemowi powolutku dotrę do momentu, gdy będę już pisać na bieżąco. Oby!

Kobiecy wieloksiąg (#3)

ludzik ksiazki
Fot. Jenn and Tony Bot

Dzisiaj mniej typowo. Dawno temu zaczęłam stosować notki typu „wieloksiąg” (tutaj i tutaj) i pomyślałam, że książki, które opisuję dzisiaj, łapią się na jedno wspólne określenie – „zdecydowanie dla kobiet”. A więc kobiecy wieloksiąg i tyle!

dolina spelnienia tan„Dolina spełnienia” – Amy Tan

Kiedyś bardzo chętnie sięgałam po książki tej autorki, więc postanowiłam wrócić i przetestować, czy nadal robią na mnie takie samo wrażenie. Ale albo ja się zmieniłam, albo ta książka średnio jej wyszła. Pierwsza połowa mocno schematyczna – ta rozkochana właścicielka domu publicznego, ta łatwość oszukiwania innych, to porzucone dziewczę, te jej przygody – wszystko to już było w innych książkach. Druga połowa już lepsza, ale za to przekombinowana. Jako lektura dla rozrywki było ok, ale chętniej polecę inne tytuły tej autorki, np. Klub Radości i Szczęścia.

*****

jezioro cierni zimniak„Jezioro cierni” Magdalena Zimniak

Bardzo długo nie mogłam się zabrać za opisanie tej książki, więc cieszę się, że chociaż teraz napiszę o niej kilka zdań. Całkiem interesujaca fabuła, jednakże momentami szwankujące wykonanie, trochę niewiarygodnych momentów, które wpłynęły na mój odbiór książki. Bardzo dużo silnych emocji, skomplikowane relacje między bohaterami, sporo psychologicznego podbudowania bohaterów oraz tajemnice z przeszłości – taki miks zafundowała autorka czytelnikom. Do przemyśleń o osądzaniu ludzi, ferowaniu wyroków, cierpieniu, szukaniu odpowiedzi na pytania z przeszłości. Tej autorki czytałam jeszcze tylko „Willę”, która podobała mi się bardziej od tej książki.

*****

wciaz czekam young„Wciąż czekam” Louisa Young

To była książka niespodzianka. Nie kupiłam, nie zamówiłam do recenzji, dostałam w prezencie. Nie znam poprzedniej książki tej autorki, ale jasnym dla mnie jest, że można czytać tę nie znając poprzedniej, zapewne tracimy pogłębione zrozumienie bohaterów, ale historia i tak jest zamknięta. Książka ta była dla mnie interesująca ze względu na temat „powrotu do normalności” po wojennych przeżyciach żołnierzy i ich kobiet. Nie czytałam jeszcze chyba nic na temat tego, jak żołnierze radzą sobie po zakończeniu walki, gdy po latach wracają do domu, a głowę mają pełną wspomnień wojny, utraconych przyjaciół, zabitych podkomendnych, okaleczonych towarzyszy broni. Dusza poszatkowana na wieki, jak tu wracać do codzienności? Pod tym względem to bardzo ciekawa lektura, ale coś mi szwankowało w tym wykonaniu. Żebym tylko wiedziała, co! Może to, że jakoś nie połączyło mnie nic z żadnym z bohaterów? Sama nie wiem.

*****

A teraz uciekam się pakować. Wracam dzisiaj do siebie, koniec leniuchowania u Rodziców 😦 Ale najpierw spotkanie z przemiłymi molami książkowymi i – w części – blogerkami!

Wir historii ("Fortuna i namiętności. Klątwa" – Małgorzata Gutowska-Adamczyk)

miecz rycerz klatwa
Fot. Tor-Sven Berge (flickr)

Takie powieści autorka mogłaby pisać i co pół roku!

Rok 1733. Na stosie ginie niewinnie młoda kobieta posądzona o bycie czarownicą. Przed śmiercią rzuca klątwę na wszystkich, którzy się do jej śmierci przyczynili. Czy klątwa faktycznie ich dosięgnie?

A w Turowie się weselą – kasztelanka wychodzi za mąż, za człowieka, który wiele znaczy na dworze. Wesele jednak łączy się ze smutkiem, bo umiera król. I tak oto otwiera się furtka, która przynosi tak wiele zmian – elekcję, rozgrywki u władzy, szarady między możnymi tego świata, które wpływają na tych mniej możnych i na maluczkich.

Wielka polityka wpływa na życie bohaterów książki, czasami dosyć drastycznie, jednak to tylko jeden z głównych wątków. Bo na pierwszy plan stopniowo wysuwają się oni. Ona – piękna wdowa, dwudziestotrzyletnia miecznikowa Zofia oraz w gorącej wodzie kąpany Kacper Hadziewicz, podstarości, któremu grozi imfamia. Zofia to smakowity kąsek dla niektórych sąsiadów, a i kasztelan włącza ją w swoje rozgrywki, chociaż nie w taki sposób, w jaki zamarzył sobie jego syn – Jan.

Zofia zresztą ma dylemat – tu piękny kasztelanic, do którego od dawna czuje słabość, ale od którego dzieli ją klasa, majątek i ludzie, a tu mniej znaczny szlachcic, ale miłujący ją prawdziwie. A ona między nimi, z dziećmi u spódnicy i Moskalami u bram. Co robić?

Wątek miłosny przeplata się z politycznym, honor ze zdradą, dobroć z intrygami, chęć ustatkowania się z chęcią ratowania ojczyzny. Pięknie zbalansowana historia. Próby zdobycia serca miecznikowej pięknie łączą się z walką z intrygami kasztelana i chaosem dwuelekcyjnym (czasy Stanisława Leszczyńskiego i Fryderyka Augusta II). A w tle przewija się jeszcze wątek klątwy i tego, co ona przyniesie osobom, na które została rzucona.

Przyznaję bez bicia, że zdecydowanie wolę taką powieść Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk od tych, w które wpleciony jest wątek współczesny. Według mnie dużo lepiej wychodzi jej pisanie o dawnych czasach, porywa czytelnika i nie wypuszcza aż do końca opowieści!

Wspaniale opisane tło obyczajowe – te wszystkie tradycje, zachowania, sposób funkcjonowania społeczeństwa, rodzin, współżycia sąsiedzkiego, zależności klasowych etc. Świetni bohaterowie, pełnokrwiści, z całą paletą wad i zalet, wzbudzający w czytelniku wiele różnych uczuć. Potoczysty język i dobrze zrobiona stylizacja. Klimacik zaiste lekko sienkiewiczowski! Widać też dużą dbałość o szczegóły, czuć, że autorka przykładała wagę, by nie pisać bzdur, konsultowała się, badała różne kwestie, całość wygląda na dopracowaną.

Interesująca fabuła, sprawnie splecione wątki, fajne osadzenie w tle historycznym fikcyjnych bohaterów, a do tego te wszystkie smaczki! Intrygi, bandyci, zajazdy, spełnianie misji, więzienie, wielka miłość, namiętność, mała i duża polityka, to wszystko tak dozowane, że czyta się z wypiekami. Mnie się bardzo podobało i nie mogę się doczekać drugiego tomu! Tym bardziej, że razem z bohaterami książki miałam okazję wstąpić do dawnej Warszawy, co bardzo mi się podobało.

Świetna powieść, polecam!

Tak blisko, tak daleko ("Smaczne życie Charlotte Lavigne 2. Bąbelki szampana i sucre à la crème" – Nathalie Roy)

laduree paris charlotte lavigne

Charlotte na nowo w akcji! A wyzwań przed nią sporo – ślub, przeprowadzka do Paryża, teściowa, pasierbica, nowa praca, bycie żoną. Jak da sobie radę?

Drugi tom zaczyna się z przytupem – planowanie ślubu i wesela pod okiem kamery? To może przytrafić się tylko tej bohaterce! A że jej przyszły mąż nie chce słyszeć o tym, by ekipa telewizyjna nagrywała te uroczyste chwile? Furda z tym, Charlotte da sobie radę!

Pierwsza część książki jest bardziej w stylu pierwszego tomu i zwariowanej Charlotte, którą tam poznaliśmy. Planuje swoje wesele na podobnej zasadzie, jak wcześniej. Podoba jej się sala w pałacyku? To nic, że nie jest do wynajęcia na wesela, a dwunastogodzinny wynajem kosztuje 6500 dolarów, Charlotte się podoba. I jakoś dziwnym trafem zawsze udaje jej się dopiąć swego. Kolejno załatwia sprawy związane ze ślubem, kamera zagląda jej przez ramię, a kobieta kombinuje, jak to wszystko załatwić, by narzeczony nie zdał sobie sprawy z tego, że jest na antenie programu telewizyjnego.

Jednakże druga część powieści jest już odrobinę cięższa treściowo – pojawia się teściowa, która jest rozhisteryzowanym babsztylem. Świata nie widzi poza synem i wnuczką, a zdolna jest na bardzo wiele, by pozbyć się tej dzikiej obcej kobiety z Kanady. Ostro daje popalić Charlotte, na dodatek robi wszystko, by źle do niej nastawić trzynastoletnią córkę Maxou z pierwszego małżeństwa.

Do tego dochodzi nagłe postawienie życia na głowie – nowy kraj, nowe miasto, zwyczaje, tryb życia, brak pracy, oddalenie od przyjaciół i rodziny. To wszystko bardzo dokucza Charlotte. Nie potrafi się odnaleźć w Paryżu, na dodatek Maxou wydaje jej się tutaj inny, bardziej szowinistyczny macho-pracoholik, niż ten mężczyzna, którego poznała w Kanadzie. A jeszcze w ich otoczeniu na nowo pojawia się była dziewczyna Maxou, co dodatkowo zagęszcza atmosferę. Nie można też zapomnieć o instynkcie macierzyńskim, który nagle budzi się w Charlotte. Ufff… Sporo tego!

W drugim tomie ciągle mamy sporo jedzenia i picia, miks tęsknoty za przysmakami kanadyjskimi oraz odkrywania smaków nowej ojczyzny. I niekończące się zachwyty winem, które we Francji jest tak tanie w porównaniu z Kanadą. Ponownie więc radzę czytać będąc najedzonym, bo inaczej można nagle ocknąć się przy drzwiach lodówki z książką w ręku!

Charlotte nadal (chociaż w pierwszej części bardziej) mnie wkurza, strasznie z niej głupiutka, niemyśląca, kompulsywna i niedojrzała osoba. Mając 34 lata ciągle zachowuje się, jakby ich miała o połowę mniej. Jednakże wydaje się, że ma szansę zmądrzeć w ostatnim tomie, na co bardzo liczę.

Książka kończy się w taki sposób, że zostawia czytelnika z wielkimi znakami zapytania w oczach i pytaniem „no i co teraz?!?” w głowie. Pozostaje czekać i przekonać się, co też szalona Charlotte wymyśli!

PS. Moje wrażenia z lektury pierwszego tomu znajdziecie tutaj.

Zabłądziłam… ("Ulica Pogodna – Aleksandra Domańska)

uliczka
Fot. Giancarlo Gallo (flickr)

Marta ma życie, które przez lata wydawało jej się wspaniałe – zamieszkała na stałe w mieście, ma pracę na etat, znanego w środowisku, poważanego męża, dla którego jest podporą. Taka kobieta-tło, kobieta-bluszcz, kobieta-ozdoba. Przez lata jej to nie przeszkadza, jednak nagle każdy aspekt jej życia robi się problematyczny. Przestają jej się podobać stosunki z mężem, sam mąż, praca, wszystko jest nie tak. Jednak stara się o tym nie myśleć, skupiać na wizji, która dotychczas tak bardzo jej odpowiadała.

Jednak pewnego dnia trafia na przedziwną ulicę Pogodną, którą zamieszkują bardzo specyficzni ludzie. Towarzystwo to całkowicie odmieni jej życie; krok po kroku zacznie zmieniać się Marta i jej decyzje. Jej nowi znajomi, jak i nowe miejsce na ziemi zafundują kobiecie wiele niespodzianek…

„Ulica Pogodna” to debiut powieściowy Aleksandry Domańskiej. Debiut, który wywołał we mnie sprzeczne uczucia. Bo z jednej strony historyjka jest przyjemna, część bohaterów całkiem fajna. Jest to sporo ciepła, troszkę uśmiechu, a to wszystko z dodatkiem wątków dotyczących np. przyjaźni, bliskości, starości.

Ale z drugiej strony – styl jest jakiś taki zgrzytający. Trudno zarzucić nierealność tak z założenia nierealnej opowieści, ale cały czas nie mogłam się opędzić od uczucia, że coś mi tu nie gra. Takie to wszystko jakieś powierzchowne i niewiarygodne. A na dodatek Marta… O mamuniu! Momentami miałam ochotę ją trzasnąć przez łeb. Zastanawiałam się, czy jest na serio taka niemyśląca, niezdecydowana, taka ciepła klucha, że to aż niesamowite. Za grosz nie mogłam jej chociaż trochę polubić. Niby nie potrafiła się odnaleźć w roli kobiety-tła, ale jednocześnie nie potrafiła zdobyć się na podejmowanie jakichkolwiek decyzji, które by to zmieniły. Pewnie, tylko do czasu, ale miałam wrażenie, że to los za nią decydował w końcu, a nie ona sama. Nie lubię takich bohaterek-mimoz! Zapewne zaraz mi ktoś zarzuci, że są takie kobiety i zapewne będzie miał rację, ale w kontekście tej książki nie pasowało mi to wybitnie.

Zdecydowanie bardziej wyszły autorce postaci drugoplanowe. Są według mnie barwniejsze, ciekawsze, bardziej ludzkie. I to właśnie im zawdzięczam to, że w ogóle doczytałam tę książkę do końca, bo mniej więcej w połowie miałam spory kryzys.

Sami zadecydujcie, czy chcecie poznać tę powieść. Ja Wam ani jej nie polecę, ani nie będę odradzać jak lwica 😉 Do mojego życia nie wniosła nic, bo chwila rozrywki została zniwelowana przez wkurzanie się na główną bohaterkę. A szkoda, bo pomysł wydawał się bardzo fajny!

ulica pogodnaWydawnictwo: Świat Książki, 2014

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Liczba stron: 304

© 

Kicz czy magia? ("Miód na serce" – Sarah-Kate Lynch)

miód pszczoły
Fot. Peter Shanks (flickr)

Z czym kojarzy Wam się miód? Mnie głównie z dzieciństwem, gdy mama używała go do walki z chorobami, na które często zapadałam. Ona uwielbiała kombinację mleko + miód + masło + czosnek, ja tego napoju nienawidziłam z całego serca. Teraz rozumiem, że ta mikstura to symbol troski i miłości. Kocham cię, więc chcę ci pomóc.

Bohaterka tej powieści – Sugar Wallace – lubi ludzi i też chce im pomagać. Wyczuwa, co ich trapi i stara się być blisko, by móc działać. Ma też pomocnice, dużo małych pomocnic. Sugar podróżuje z ulem pełnym pszczół. To dziedzictwo po ukochanym dziadku, od którego dostała pierwszy rój, z bardzo szczególną królową, która przekazuje swe niesamowite geny kolejnym pokoleniom. Miód Sugar pomaga leczyć ludzi, ich ciała, i ich dusze. A ona o tym bardzo dobrze wie i stara się wykorzystywać płynne złoto najlepiej, jak jest to możliwe.

Jednak Sugar sama potrzebuje pomocy. Przez lata nigdzie nie jest w stanie zagrzać miejsca, stale ucieka dalej i dalej. Ma wyrzuty sumienia, bo przed laty zraniła wiele osób i nie potrafi sobie tego wybaczyć. Tym razem ląduje w Nowym Jorku, gdzie na najwyższym piętrze jednej z kamienic znajduje urocze mieszkanie z wielkim tarasem, na którym może postawić ul i posadzić kwiaty. Powoli obecność Sugar zaczyna wpływać na wszystkich mieszkańców tego domu… Czy jednak pozwoli im (i nie tylko) odmienić również swoje życie? Czy przestanie uciekać i stawi czoła przeszłości?

Lubię książki Lynch, są pełne ciepła, jedzenia, barw, smaków, zapachów. Mają tą naiwną atmosferę dobra, przyjaźni, miłości, ludzi wzajemnie dbających o siebie. Są nierealne, lekko zabawne, mocno ocierają się o kicz. Jednak i takich książek od czasu do czasu mi trzeba! „Miód na serce” sprawiła mi więc masę przyjemności. Było lekko bajkowo, uroczo, słodko do bólu, pozytywnie. Jest to książka, która wywoływała często uśmiech na mej twarzy, pełno w niej pozytywnej energii.

Ta autorka nie pisze arcydzieł, powieści głębokich, refleksyjnych, filozoficznych. Ona pisze ku pokrzepieniu serc. Jej opowieści wydają mi się idealnie wpasowywać w teraźniejszość, w czas, gdy często boimy się samotności, zagubienia, braku przyjaciół czy ukochanych osób. Gdy tęsknimy za czasami, gdy sąsiad interesował się sąsiadem i pożyczał szklankę cukru. Gdy ludzie witali się z obcymi i przejmowali ich losem. Gdy w pędzie zauważali starszego pana, który się przewrócił i pomagali mu wstać. I gdy mówili dziękuję, proszę i nie stosowali „k…” jako przecinka. W jej książkach panuje klimat bliskości, człowiek jest tam na pierwszym miejscu, ludzie – nawet jeżeli się nie lubią – się szanują.

Lubię to, że jej książki mają odrobinę magii, tej magii w stylu „Czekolady”. Tutaj uwiodły mnie pszczoły, a szczególnie ich królowa. Co za fajna bestyjka! Pod wpływem tej powieści będę odrobinę cieplej myślała o tych owadach, kto wie, o czym tam sobie bzyczą między sobą 😉

Jeżeli szukacie książki z półki, którą nazywam na swój użytek „książki-plastry na duszę”, to będzie to idealny typ! Już sam tytuł zresztą najlepiej oddaje atmosferę książki. Siądźcie więc wygodnie w fotelu, weźcie ze sobą kubek herbaty z cytryną i miodem i zatopcie się w świat Sugar i jej przyjaciół!

miod na serceWydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2014

Oprawa: miękka

Liczba stron: 320

© 

Zabójcza miłość ("Kobieta z Impetem" – Mariola Zaczyńska)

czarna wdowa
Fot. Laurence Grayson (flickr)

Recenzję „Szkodliwego pakietu cnót” kończyłam słowami: Liczę więc na Mariolę i jej fantazję! Muszę powiedzieć, że tego, co mi zaserwowano się nie spodziewałam!

Po tej drugiej książce mam wrażenie, że Mariola jest polską mistrzynią wielowątkowości! Irena, martwiąca się o dzieci, matkę, przyjaciół, ukrywająca romans ze znanym politykiem. Olga, stale romansująca z młodszymi mężczyznami, prowadząca firmę, która ma coraz większe kłopoty, a od niedawna mająca na głowie ojca, który sądzi się o alimenty. Janusz, znany restaurator, który spektakularnie rozstał się ze swoim partnerem, a nie może poświęcić się omdlewaniu z rozpaczy, bo na jego terenie pojawiają się „agenci” Michelina, którzy mają zadecydować, czy jego restauracja jest godna gwiazdki. Mikołaj, którego niepokoi przemyt śmiertelnie niebezpiecznych zwierząt i możliwy udział bliskich mu osób w tym niecnym procederze. Zuzanna, uciekająca przed miłością swego życia. Regina poszukująca miłości i silnego, męskiego ramienia, na którym można się oprzeć. Ignac, niespełniony malarz. A do tego jeszcze dzieci Ireny, jej kochanek, dalsi i bliżsi znajomi, a przede wszystkim… czarny charakter, śmiertelnie niebezpieczny wielbiciel egzotycznych zwierząt.

Macie już zadyszkę?

Jednak tym razem autorce udało się lepiej ogarnąć wszystkie te wątki, spiąć je całkiem zgrabnie wątkami związnymi z przyrodą i zwierzętami. W trakcie lektury wiele razy posiłkowałam się Internetem, by sprawdzić, jak wyglądają kolejne z opisywanych zwierząt i sprawiło mi to sporo frajdy. No i jestem ciut mądrzejsza. Chociaż jednocześnie opisy tych wszystkich jadowitych pająków, skorpionów i innych paskudztw były na tyle sugestywne, że mam wrażenie, że na nowo obudziła się ma arachnofobia. Aktualnie w mym mieszkaniu pojawił się wielki pająk, którego nie mogę ubić, więc mam pole do walki ze strachem. Na razie wygrywa strach 😉

„Kobieta z Impetem” to przesympatyczna komedia kryminalna. Taka… z impetem! Widać w niej przebojową naturę autorki, co dodaje tej książce jeszcze więcej uroku. I chociaż znowu ucięłabym to i owo z fabuły (np. wątek matki Ireny), bo ciągle jest w niej duuuuuużo wszystkiego, to jednak zdecydowanie podobała mi się ta książka bardziej od poprzedniej. Szczególnie podoba mi się wyobraźnia autorki i to, że w zalewie schematycznych powieści tego typu zdołała znaleźć chyba kompletnie nie poruszany temat. Nie przypominam sobie innej książki, która miałaby jakiś związek z niebezpiecznymi zwierzętami, ich przemytem, farmami śmierci itp. sprawami. Brawo za inwencję!

Ironiczny, zabawny styl, fajni bohaterowie, ciekawa fabuła, troszkę życiowej goryczy, to wszystko znalazłam w tej książce. A do tego cudowne opisy okolic Bugu, narobiłam sobie wielkiej ochoty, by też tam pojechać i odkryć te cuda na własną rękę!

Mariola Zaczyńska potrafiła w komedii kryminalnej zastosować zmodyfikowaną zasadę Hitchcocka – na początku trzęsienie ziemi, potem napięcie rośnie. Książka zaczyna się silnym wstępem, a potem dzieje się dużo, szybko i barwnie. Jej lektura sprawiła mi sporo przyjemności. A na dodatek nie zdołałam odgadnąć tego, kto jest czarnym charakterem, wstyd! No i cóż mogę napisać? Jestem bardzo ciekawa, co autorka wymyśli w kolejnych książkach!

Idealna lektura na urlop, polecam!

PS. Okładka jest urokliwa, ale kompletnie nie pasuje. Pies nie tej rasy – to po pierwsze. A po drugie – ta skulona na kanapie babeczka kompletnie nie pasuje mi do bohaterek tej książki, zero impetu 😉

PPS. Tak sobie myślę – tą książką autorka skłoniła mnie do poszukiwań w necie, rozwoju wiedzy, a na dodatek wzbudziła zaciekawienie nieznanym mi rejonem Polski. Szacun!

kobieta z impetemWydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2014

Oprawa: miękka

Liczba stron: 488

© 

Klęska urodzaju ("Szkodliwy pakiet cnót" – Mariola Zaczyńska)

zatrute jabłko
Luigi Montebello (flickr)

Kalina, dziennikarka, cierpi pod rządami nowej szefowej. Jakby nie dosyć było dotychczasowych zmian – naczelna wysyła ją do Siedlec, by zrobiła relację z offowego tygodnia mody. Kalina i moda! I to na dodatek w Siedlcach! Tylko, że na miejscu okazuje się, że to dopiero czubeczek góry lodowej! Trupy dawne, trupy niedawne, stalking, problemy rodzinne różnego rodzaju, przemoc i wiele innych tematów. A to wszystko w jeden tydzień!

Całość opowiedziana jest w lekki, nawet zabawny sposób. Autorce nie brak polotu i rozmachu, widać, że lubi pisać i ma wyobraźnię. Styl, który generalnie bardzo lubię, uważam, że za mało jest takich lekkich powieści obyczajowo-kryminalnych polskiego autorstwa. Szczególnie takich, które tak ważne tematy poruszają w lekki sposób.

Jednak nie mogę bezkrytycznie piać z zachwytu…

Po pierwsze – za dużo wszystkiego. Mnóstwo bohaterów, z których część jest do siebie dosyć mocno podobna w myśleniu i wypowiedziach, co nie ułatwia wczuwania się w ich losy. Za dużo tematów – nie liczyłam, ale chyba kilkanaście wątków upchniętych w jednej książce! A co drugi zasługiwałby na osobną powieść.

Po drugie – nie wiem dlaczego redaktor nie zrobił porządku z jedną sprawą – podziałem narracji. Narracja jest zróżnicowana, a zlewa się w jedno. Momentami miałam wrażenie, że jedno zdanie kończy jedna bohaterka, a kolejne zaczyna druga. A przecież wystarczy powiększony odstęp, akapit czy też inny sposób oznaczania zmiany narracji i już byłby porządek. A tak zatrzymywałam się co jakiś czas z mniej więcej taką miną…

wtf house

Lubię, gdy robi mi się wodę z mózgu, ale dlatego, że dzieje się coś nagłego, jest jakaś zmiana w fabule etc., a nie dlatego, że nie rozumiem, kto teraz myśli jako narrator 😉

Ostatnim – ale już malutkim minusem – były „nagłówki” rozdziałów. Takie niby złote myśli. Moim zdaniem niczego do fabuły nie wnoszą, są zwyczajnie niepotrzebne.

A największym plusem tej powieści – oprócz wyobraźni autorki! – są bohaterowie drugoplanowi. Wyszli o wiele barwniejsi, ciekawsi niż główne bohaterki. Uwielbiam Finkę i bliźniaków, cudni są! Szczególnie Finka, ona sama by zasługiwała na bycie główną bohaterką jakiejś powieści, jest komiczna.

Mimo powyższych minusów jest w prozie Marioli Zaczyńskiej coś, co powoduje, że z chęcią sprawdzę, jaka będzie jej najnowsza – wychodząca w lipcu – powieść. Mam wielkie nadzieje, bo naprawdę uważam, że brakuje nam tego typu literatury, przydałaby się fajnie pisząca autorka. Liczę więc na Mariolę i jej fantazję!

PS. A dlaczego takie groźne jabłko w nagłówku? Sprawdźcie sami – w książce!

szkodliwy pakiet cnótWydawnictwo: Prószyński 2013

Liczba stron: 448

©