Kobiecy wieloksiąg (#5)

ludzik ksiazki
Fot. Jenn and Tony Bot

Od dłuższego czasu czytam sporo, ale pisanie niezbyt mi wychodzi. Czasu mało, chęci jeszcze mniej. Do tego sporo pracy i wydarzeń pozapracowych. A że w pracy trzeba dużo pisać i wykazywać się sporą dozą kreatywności, to wieczorami już mi się nie chce. I chyba po ponad 6 latach blogowania trochę mi się materiał zmęczył 😉 Tak czy siak – mogą się częściej pojawiać notki tego typu, bym chociaż troszkę napisała o większości przeczytanych książek. A dzisiaj kolejne zestawienie powieści, których grupą docelową są głównie kobiety.

nie tracmy ani chwili„Nie traćmy ani chwili” – Jill Mansell

Dexterowi umiera siostra. Bawidamek i lekkoduch postanawia przejąć opiekę nad siostrzenicą. Opieka nad niemowlakiem oraz utrata wolności i bujnego życia singla to nie wszystko, bo dla dobra dziecka postanawia przeniesć się do małej miejscowości. A tam trafia na barwną grupę, z nową sąsiadką na czele…

Jakie to jest przeurocze, ciepłe i zabawne czytadełko! Lubię takie książki i mam dla nich prywatną kategorię – „plaster na duszę”. Obok wielkiej literatury nawet nie stało, ale też nie ma do tego pretensji. Rozrywka, zanurzenie się w opowieści i tyle. Sporo humoru, bardzo przyjemni bohaterowie. Świetnie się sprawdziło na początek gorącego okresu roboczego.

niech ci sie spelnia marzenia„Niech ci się spełnią marzenia” – Barbara O’Neal

Opowieść o czterech blogerkach kulinarnych, ich życiowych historiach oraz wielkiej międzypokoleniowej przyjaźni. Wiele kobiecych rozmów, wspierania się, pomocy w pokonywaniu trudnych sytuacji. I dużo smakołyków, w końcu blogi kulinarne zobowiązują. Nie czytać bez przekąsek u boku!

Cóż za przyjemna książka! Nierealna i słodka bajeczka, ale tak pełna ciepła, humoru i wzruszeń, że czytało się ją doskonale, świetne czytadło. Z chęcią sięgnę po inne książki tej autorki i przekonam się, czy wszystkie są w podobnym stylu. Aktualnie potrzebuję lekkości i relaksu.

ostatni bus do coffeeville„Ostatni bus do Coffeeville” – J. Paul Henderson

Eugene i Nancy przeżyli wielką miłość. Jednakże los nie dał im być razem, rozdzielił ich ścieżki. Ale Eugene zdążył jeszcze obiecać ukochanej, że gdy ta zachoruje na Alzheimera, to on pomoże jej umrzeć. Gdy po kilkudziesięciu latach nadchodzić ten moment, przed dwójką staruszków (i nie tylko) staje wielkie wyzwanie, szalona podróż do Coffeeville. Czeka na nich wiele przygód!

Ta powieść powolutku skradła moje serce… Ale jak już je skradła, to pewnie na zawsze! Chyba w ogóle nie jest znana, a to taka urocza opowieść. Trochę jak skrzyżowanie „Stulatka, który…” ze „Smażonymi zielonymi pomidorami”, tylko jeszcze dodatkowo ze wzruszającą końcówką. O poważnych, smutnych sprawach w lekki sposób. Polecam!

*****

To tyle na dzisiaj! Mam nadzieję, że niedługo podrzucę Wam kolejny wieloksiąg i dzięki temu systemowi powolutku dotrę do momentu, gdy będę już pisać na bieżąco. Oby!

Matka, która utraciła syna ("Testament Marii" – Colm Tóibin)

testament marii

Jaka była Maria, matka Jezusa? Wiemy, większość z nas zna chociaż minimum z lekcji religii. A może jednak było inaczej?  Może nie była tą cierpiącą cicho i bohatersko pokorną kobietą? Colm Tóibin postanowił pogdybać, stworzyć jedną z wersji „co by było, gdyby?”. Pewnie dla wielu wstrętną i obrażającą ich uczucia religijne.

Maria w jego opowieści, to kobieta, która stara, żyjąca z dala od innych, pełna zgorzknienia. Ma dosyć towarzyszy jej syna, którzy regularnie ją nachodzą i spisują to, co według nich jest jej wspomnieniami. Śmierć syna, to dla niej osobiście tragedia, ale nie dopatruje się w niej niczego więcej. Nie wierzy, że jej syn to Syn Boży, że jego śmierć zbawiła ludzkość. Nie, dla niej to zwykły mężczyzna, który zmarnował sobie życie, zszedł na złą drogę. Z inteligentnego, milczącego, ciepłego, stał się zarozumialcem otaczającym się nieudacznikami. A mógł być kimś, mógł wieść dobre, dostatnie życie. Mógł żyć.

Nie wierzy w to, że syn jest kimś szczególnym, boi się jego cudów, a szczególnie wskrzeszenia Łazarza. Wydaje jej się ono igraniem ze śmiercią, widzi w nim przywrócenie do życia martwej kukły, a nie ożywienie pełnoprawnego człowieka. Ale przede wszystkim boi się o swoje dziecko, krew z jej krwi. Namawia Jezusa do porzucenia tego, co widzi jako błędną drogę, jako ryzyko. Śmiertelne ryzyko.

Nie oszczędza też samej siebie. Krytykuje decyzje, które podejmowała, to, co robiła. Szczególnie surowo ocenia swą ucieczkę spod krzyża. Nie jest w stanie sobie tego zapomnieć. W tej wdowie, która utraciła syna mnóstwo jest żalu, goryczy, właściwie niechęci do świata, ludzi, Boga. Odwraca się od wyznawanej wiary i zwraca sie ku dawnemu kultowi Artemidy.

W tej książce – surowej i monotonnej w stylu – pełno jest emocji. Matczynych uczuć. Tego, z czym musi poradzić kobieta, która patrząc wstecz widzi wiele zaprzepaszczonych szans, złych decyzji, niespełnionych marzeń i nadziei. Odrzucona, osamotniona. Ta, która kochała nad życie i która utraciła tego najważniejszego człowieka, cały jej świat.

To wizja Marii – kobiety, która zamiast złudnego zbawienia ludzkości, wolałaby widzieć swego syna żywego. Marii – człowieka. Autor postawił ją obok każego człowieka, który stracił w życiu kogoś ważnego. Uczucia straty, uczucia macierzyńskie, to wszystko buduje pomoc łączący Marię autora z czytelnikami.

Taka wizja może oddziaływać na czytelnika, może wzbudzać w nim pytania, skłaniać do przemyśleń. Inni mogą analizować tę historię jako dzieło literackie. Jeszcze inni skupią się na emocjach. A niektórzy tylko się oburzą. Którą opcji wybierzecie Wy?

Zbrodnie niewinności ("Niechciani" – Yrsa Sigurdardottir)

farma zima
Fot. Kristine Full (flickr)

W latach 70. ubiegłego wieku istniało zapomniane przez Boga i ludzi gospodarstwo, w którym mieścił się ośrodek wychowawczy dla tzw. trudnych chłopców. Prowadziło go małżeństwo, które nie wykazywało wielkiej troski o to, by chłopcom było tam dobrze, czy o to, by zdołali się resocjalizować. Mieli tam pracować, modlić się i po odbyciu kary wyjechać jak najdalej. Nie było wygód, dobrego słowa, chwili ciepła czy nawet szczerej rozmowy. Był chłód, rygor, zamknięcie, kary za namniejsze przewinienie.

Sytuację poznajemy z punktu widzenia Aldis, dziewczyny, która jest tam hm… służącą, posługaczką, gosposią? Jak zwał, tak zwał. W każdym razie ciężko pracuje całymi dniami, ma jeden dzień wolny na dwa tygodnie, co zostawia jej wiele czasu na obserwowanie sytuacji w ośrodku. Szczególnie, że bodźców zewnętrznych praktycznie nie ma, gospodarstwo leży na pustkowiu, dookoła tylko pola, skały i śnieg, mnóstwo śniegu.

W pewnym momencie do domu trafia chłopak, za którego sprawą sytuacja zmienia się diametralnie…

Po kilkudziesięciu latach pewien urzędnik otrzymuje zadanie – stworzenie raportu na temat tegoż domu poprawczego i tego, jak warunki w nim istniejące wpłynęły na wychowanków. Odinn cieszy się z pierwszego prawdziwego wyzwania, do tej pory nudził się w pracy. Liczy na to, że praca zajmie jego myśli. Niedawno zginęła w wypadku jego była żona, prawna opiekunka ich córki, przez co całe życie Odinna zmieniło się diametralnie. Z niczym nieskrępowanego i używajacego życia mężczyzny, widującego córkę od czasu do czasu w weekendy, musiał zmienić się w planującego, odpowiedzialnego ojca na pełen etat. Mało tego, musi zająć się dzieckiem w traumie po utracie matki. A jeszcze na dodatek dręczy go dziwne uczucie, że coś się nie zgadza a propos śmierci jego żony.

Wydaje się więc, że robienie tego raportu będzie świetną okazją do zajęcia umysłu czymś innym, przynajmniej na kilka godzin dziennie. Okazuje się jednak, że będzie to wyzwanie, które zupełnie odmieni Odinna i jego życie. Jak przeszłość łączy się z teraźniejszością? I czy w ogóle się jakoś łączy? Czy śmierć żony Odinna to nieszczęśliwy wypadek czy morderstwo?

„Niechciani” to kolejna powieść spoza cyklu o Thorze. Miałam dłuższą przerwę w czytaniu książek tej autorki i powrót do jej prozy był prawdziwą przyjemnością. Już powoli zapominałam, jak sprawnie tworzy ona swoje kryminały z dreszczykiem! Dobrze skonstruowane, wciągające, zawsze z jakimś haczykiem z przeszłości, zwodzące na manowce, często z zakończeniem, które stawia wszystko na głowie. Ta książka również posiada te cechy. I chociaż miałam poczucie, że mogłaby troszkę porozwijać niektóre wątki (szczególnie te z przeszłości), to jednak uważam, że to jedna z lepszych powieści tego typu, które czytałam w tym roku.

Jak na ciut ponad trzysta stron, to książka porusza sporo wątków. Mamy tu samotność, błędy i ich naprawianie (lub nie), zagubienie w swoich rolach społecznych, śmierć, wychowywanie dzieci, pełno różnorakich emocji, dzieje się naprawdę wiele. A to wszystko zaserwowane umiejętnie – z narastającym klimatem grozy i z zaskakującym zakończeniem. Jej książki wydają się być – na ile mogę to ocenić – przesiąknięte Islandią. Jej chłodem, pustką, długą zimą. I tym, że losy mieszkańców tego słabo zaludnionego kraju potrafią się mocno splatać, w najbardziej zaskakujący sposób.kuldi yrsa

Surowy klimat, dobry warsztat, umiejętne budowanie napięcia, zaskakiwanie czytelnika – to wszystko w swoich książkach serwuje nam Yrsa. Ja od lat lubię czytać kolejne jej powieści, sprawiają mi masę czytelniczej frajdy (i sporo dreszczy na plecach). Zapraszam Was do poznania twórczości tej autorki, naprawdę warto!

PS. Świetna i bardzo nastrojowa jest okładka oryginału, znakomicie oddaje treść książki

NiechcianiWydawnictwo: Muza, 2014

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Liczba stron: 336

© 

Małe radości #1

Muszę wrzucić ten post, bo inaczej nie wytrzymam, pęknę i w ogóle 😉 Jeżeli zapoznacie się z całością, to będziecie się pewnie śmiać, wzruszać, uśmiechać i rozczulać. Coś u mnie się zrobiło emocjonalnie ostatnio, ale to dobrze!

Tym razem wrzucam filmiki. Zróbcie to dla mnie i obejrzyjcie je w całości, szczególnie ten pierwszy. On mnie rozwalił, jakaż to przecudowna akcja! Z każdą minutą jest bardziej rozkoszny! Najpierw się uśmiechałam, potem śmiałam w głos, potem spłakałam z uśmiechem na twarzy! Zobaczcie sami…

Muszę w wolnych chwilach obejrzeć inne pierwsze razy” na ich stronie, to musi być bardzo ciekawe i poruszające!

Drugi film jest wzruszającym zapisem miłości i upływu czasu. Piękny! Podziwiam tego ojca – za pomysł i konsekwencję w wykonaniu. Jakaż to cudowna pamiątka!

Trzeci jest tylko i wyłącznie rozkoszny 🙂 Nie chcę teraz analizować, dlaczego trzymają tygryska w domu, co się z tym wiąże i co to oznacza. Patrzę tylko na tego figlarza i się rozpływam z zachwytu, jest przesłodki! Taki Tygrysek z Kubusia Puchatka.

Poprawka! Wprawdzie miały być trzy, ale właśnie natknęłam się na to wykonanie i padłam! Gdy tylko słucham, bez wizji, to mam wrażenie, że to śpiewa zdecydowanie ktoś inny. Mega!

Za takie skarby kocham Internet! Inaczej nie miałabym okazji zobaczyć tylu wspaniałości, posłuchać utalentowanych ludzi, wzruszać i śmiać się z ludźmi z całego świata. Pewnie, jest w nim wiele śmiecia, ale większość można omijać i tworzyć sobie swoistą „enklawę zachwytów”. Do tego właśnie dążę, trzymajcie kciuki!