Zarabiający bloger?

Natknęłam się wczoraj na bloga, którego autorka pisała pracę magisterską pod tytułem „Wpływ komercjalizacji na niezależność blogera. Na podstawie blogów Kominka”. Nie na samym Kominku się opierała, w grę weszło tam więcej blogów. A po obronie zaprezentowała swoją pracę na blogu.

Część 1

Część 2

Część 3

Część 4 pojawi się niedługo.

Ja na razie nie miałam możliwości zapoznać się z wynikami badań przeprowadzonych przez autorkę, ale jestem bardzo ich ciekawa. Czas jednak będę miała dopiero w weekend. A może ktoś z Was chciałby się z nimi zapoznać, więc pomyślałam, że wrzucę tutaj małą „zajawkę” na ten temat. Jeżeli przeczytacie, to dajcie znać, co na ten temat sądzicie!

30 myśli w temacie “Zarabiający bloger?

  1. Dzięki za cynk. Chętnie przeczytam 😉 Z moich obserwacji wynika, że blogerów zarabiających na życie tylko blogowaniem jest garstka. Za to jest spora grupa, w tym my, która ma jakieś fajne profity. Ubrania, gadżety, książki, czasami nawet wycieczki 😉 Ciekawy jestem do jakich wniosków doszła ta blogerka

    Polubienie

    1. Darek i Jasió – to dajcie znać, jakie wnioski wyciągnęliście z lektury.

      Darek – pewnie, że garstka zarabia „żywą gotówkę”, ale wcale nie tak mało ciągnie korzyści innego typu z blogowania. A to jakby nie patrzeć też zarobek, tylko „rzeczowy”.

      Polubienie

  2. No nieprzyjemnie mi się zrobiło; „sprzedajna dziwka”??? Bez przesady. Większość blogerów nie zarabia ani grosza, część dostaje książki do recenzji, artykuły (np. do gotowania, czy dla mam i dzieci), ale kokosów z tego nie ma.
    Czy przebadawszy kilku blogerów można wnosić o całym blogerskim świecie?

    Polubienie

    1. Zgodzę się z Agatą Adelajdą, to takie uogólnianie, jak kiedyś za zachodnia granicą o nas mówiono, ze Polak to złodziej bo kilku idiotów kradło w sklepach czy wywoziło kradzione auta…jestem ciekawa wniosków z lektury, ale sama nie mam na razie czasu na przeczytanie całości, poczekam na wasze wnioski.

      Polubienie

      1. Agata Adelajda i Anetapzn – ale po co zaraz takie personalne zaangażowanie emocjonalne? 😉 Tytuł jak tytuł – ma „sprzedać” treść, dobrze dobrany tytuł to już duży sukces pod względem ilości odwiedzin.

        Poza tym – tak w trakcie dwóch pierwszych Blog Forum Gdański byli postrzegani blogerzy, którzy mieli jakiekolwiek „wartości dodane” z istnienia ich blogów. Pewnie ciągle są. Same wiecie dobrze, że i wśród blogerów książkowych pojawiają się głosy, że jak współpracujesz z wydawnictwami, to się sprzedałyście.

        Polubienie

      2. Może nie od razu emocjonalne, bo przeczytałam wszystkie zalinkowane wpisy, ale – jakieś to niesmaczne, nie na poziomie. A co to za argument, że „ma się sprzedać”? Mnie to nie przekonuje.
        Nie sprzedaję się, raczej wymieniam czas i oczy na opinię o książce, którą wybieram. O wyborach książek do recenzji również było.
        Może nieświadomie ‚dajemy za darmo’ innym wydawnictwom publikując recenzje książek, które mamy z domu, czy z biblioteki. Można o tym długo dyskutować.
        Nie umieszczam banerków, ani żadnych powierzchni reklamowych, nie biorę pieniędzy. Nie znam blogerów (albo znam i o tym nie wiem), którzy prowadzą bloga ‚dla kasy’. Zresztą środowisko się przeważnie na tym pozna, ze to falsyfikat, nie bloger.

        Polubienie

      3. Wiesz, jedną sprawą jest to, co o sobie myślimy, a drugą jest to, jak widzą nas inni. I to trzeba rozgraniczyć i się z tym pogodzić, bo zawsze będą osoby, które pomyślą, że książka do recenzji to jest sprzedanie się.
        A czym się różni przyjęcie książki do recenzji od zgody na umieszczenie banerów? I to współpraca na uzgodnionych warunkach, i to? Jeżeli ktoś się zgadza na baner, to już jest sprzedajnym falsyfikatem? :>

        Polubienie

      4. Aga, to ja ci powiem, ze to kiepski zarobek. Książka kosztuje średnio 30-50zl. podzielona kwota przez ilość godzin, które poświęcamy lekturze i napisaniu recenzji…oj cieniutko:)
        A ja mam to gdzieś, jak mnie postrzegają co poniektórzy. Zdarza się, że otrzymuję (anonimowe ofkors)niezbyt mile emaile dot. współpracy z wydawnictwami, ale kasuję je i koniec.

        Polubienie

      5. A Ty jak myślisz? Jesteśmy sprzedajne, czy nie? A jak książka na przykład totalnie rozminęła się z moimi oczekiwaniami, albo zwyczajnie jest do bani, to to jest jeszcze sprzedawanie się? Czy sprzedawanie, to tylko te dobre recenzje?

        A jeszcze do tematu ‚dziwek’ – to tyle, jeśli chodzi o apel o zaprzestanie wulgaryzacji języka.
        Poza tym, sorki, ale ja żadnego Kominka nie znam i dla mnie nie jest autorytetem. Może jestem jakaś wiejsko-nieobyta, ale serio nic mi nie mówi ten nick.
        I jeszcze jedna kwestia – środowisko blogerów jest niejednorodne. Są takie panie kasie Tusk, które z bloga trzepią kasę, i są takie szare mysze, co to biorą książki, czy szampony.

        Polubienie

      6. Agata, jak książka jest do bani to piszę to subtelnie, delikatnie, ale piszę.
        Jeżeli widzę, że jest niezła, ale nie w moim guście, staram się wypunktować jej walory.
        Eee to dobrze, ze Kominka nie znasz.
        Dla mnie to żaden autorytet, ale kilka razy zajrzałam na bloga.

        Polubienie

      7. Nie mam teraz czasu na dłuższe wypowiedzi, ale tylko napiszę, że mam wrażenie, że zmierzamy w kierunku, który może nas do niczego nie zaprowadzić. Raz, że chyba jednak bierzecie to emocjonalnie, a nie obiektywniej patrząc na całą blogosferę. A dwa – skąd to zafiksowanie na Kominku? Praca była zrobiona w oparciu na różnych blogach, w tym np. na jestKultura i na wypowiedziach ponad 1500 czytelników blogów.
        Z drugiej strony pracę magisterską trzeba oprzeć na jakimś wycinku i starać się wyciągnąć ogólne wnioski.

        Polubienie

      8. A to prawda. Niektórzy dla zasady (jak twierdzą!!) nie współpracują z wydawnictwami, żeby się nie sprzedawać.
        Fakt, chwytliwy (nawet wkurzający) tytuł pół sukcesu.

        Polubienie

  3. No właśnie „Sprzedajna dziwka????” ze znakami zapytania. Autorka wcale nie twierdzi,że tacy są wszyscy blogerzy,wręcz przeciwnie.
    Ciekawe zestawienia i wnioski.Polecam poczytać dokładnie:)

    Polubienie

      1. Ale „sprzedajna dziwka” to nie jest stwierdzenie wymyślone przez autorkę. Ono się już wcześniej pojawiało w dyskusjach o reklamach na blogach. Nie wiem czy nie zaczął go używać Kominek. W każdym razie on go często używał, więc nie jest niczym dziwnym, że użyła go też autorka pracy w dużej mierze opierającej się na doświadczeniach Kominka. Nie będę się tu może rozpisywała, ale sprawdźcie sobie w jakim kontekście to było używane, te teksty były głównie na kominek.tv

        Polubienie

    1. Ło Jeeeezu, co, znowu coś chlapnęłam? Ilekroć zabiorę głos w dyskusji, od razu spuszcza mi się mentalny łomot;) Przeczytałam zalinkowane teksty, ale nie podoba mi się stwierdzenie. A że było na początku…

      Polubienie

  4. Blogerzy twierdzą, że nie tracą niezależności prowadząc kampanie reklamowe, czytelnicy twierdzą, że prowadzenie kampanii nie podważa wiarygodności blogerów. Miód na serce:) Szkoda, że w naszym zakątku pająki, a nie poważni reklamodawcy:)

    Polubienie

  5. Nie zapoznałam się jeszcze z treścią pracy, ale chciałam dodać kilka słów o blogosferze kulinarnej. Tam to dopiero się dzieje… – jedni obwieszają reklamami swojego bloga jak choinkę, inni podlizują się każdemu producentowi za byle puszkę pasztetu lub sos w proszku, inni wypisują same pozytywne posty w zamian za ściereczkę kuchenną, a jeszcze inni odżegnują się od sprzedajności blogów lub mieszają z błotem tych zarabiających. Co jakiś czas wybucha na jakimś kulinarnym forum lub na czyimś blogu dyskusja, kończąca się niezmiennie pyskówką, a w najlepszym razie śmiertelnym obrażeniem się blogerów na siebie. Faktem jest jednak to, że większość producentów traktuje blogerów (szczególnie początkujących) jak prostaczków, którzy połaszczą się na byle ci. I takie blogi oczywiście kokosów nie zarabiają.
    Kominek to przykład faceta, który zaistniał pewną prowokacją blogową w bardzo odpowiednim czasie (jako prekursor) i teraz z tego ciągnie kasę. Kto naiwny ten się nabiera na jego teksty.
    Ja nie lubię reklam jako takich, więc u siebie na blogach nie zamieszczam. To jest prywatny wybór każdego – autor bloga chce, to coś reklamuje, a ja mam wybór i nie muszę takiego bloga odwiedzać.
    Pozdrawiam 🙂

    Polubienie

  6. Hm, przeczytałam sobie ten tekst i doszłam do wniosku, że żadnych szokujących informacji tam nie ma. To w sumie dobrze, bo potwierdza moją nieśmiałą tezę, że większość czytelników to ludzie rozsądni, tylko cisi, zaś nieliczni hejterzy robią dużo szumu (przynajmniej tak mi się wydaje – za mała szprotka jestem, żeby jakiegoś hejtera przyciągnąć, więc u mnie oni w ogóle nie istnieją;)).

    Jednak ze względu na obiekty badań, praca ma się raczej nijak do warunków blogosfery książkowej (chodzi o reklamodawców, bo czytelnicy jak myślę są raczej podobni). Tutaj dzięki blogowi można raczej ograniczać wydatki, niż zarabiać.;)

    Polubienie

  7. Dotarłam do domu i w końcu mogę na spokojnie napisać, co mi leży na wątrobie 😉

    Co do Kominka (wiem, wiem, dużo blogerów książkowych nie wie, kto zacz, ale to mnie nie dziwi w tym kącie blogosfery) – można go lubić, nie lubić, to już prywatny gust danej osoby 😉 Ja jednak go szanuję chociażby z jednego względu – dawno temu przyjął sobie, że będzie prowadził bloga, rozwijał go w tym kierunku, będzie z tego żył i konsekwentnie do tego dążył. Analizował, dostosowywał plany, potrafił wszystko zmienić, kiedy uważał to za słuszne i osiągnął cele. Jak dla mnie szacun, mało kto ma taką głowę do planowania długoterminowego i konsekwencję w realizacji swoich zamierzeń.

    Co do „sprzedajności” – powiem krótko i dosadnie: jeżeli bloger otrzyma propozycję, którą uważa za odpowiednią dla siebie i swojego bloga, to niech ją przyjmuje jeżeli ma taką ochotę. Jeżeli ktoś mi coś zaproponuje i będę uważała, że to dobry pomysł i że mi pasuje – przyjmę ją (oczywiście po rozważeniu plusów i minusów), jak się komuś nie będzie to podobało – trudno, problem danej osoby. Ktoś będzie uważał, że się sprzedałam? Cóż, sajonara, blogosfera obfituje w blogi, nie musi zaglądać do mnie. Hejterów też się dorobiłam, więc wisi mi kolejny 😉
    A tak szczerze pisząc, to dziwi mnie rozgraniczanie: współpraca za produkty jest ok, a wieszanie banerów czy inne formy współpracy reklamowej są be. O co kaman? Już przy pisaniu recenzji dla wydawnictw słyszymy o tym, że tracimy obiektywność i piszemy laurki, to gdzie tu różnica? :>

    Mam wrażenie, że potrzeba nam tu trochę więcej luzu, dystansu i wiary w siebie i inne osoby. Podchodząc do wszystkiego i wszystkich z podejrzliwością troszkę jednak tracimy. Chociaż jako nacja jesteśmy genialni w teoriach spiskowych 😉

    Dobranoc Państwu 😉

    Polubienie

  8. Przeczytałam to co zarzuciłaś i nic odkrywczego nie dostrzegłam, może gdybym przeczytała całą pracę autorki to by było lepiej.

    A co do tematu zarabiania na blogu to zazdroszczę Kominkowi i Seg ale nie potencjalnie zarobionej kasy tylko frajdy, przygody, poznawania nowych miejsc i ludzi. Moim zdaniem „zarabianie” to nie tylko żywa gotówka w portfelu ale też samorozwój oraz rozwój dziecka (blogu). Mi to na (nie)szczęście nie grozi. Jakoś nigdy nie zabiegałam o to, aby moje dziecko miało wielu obserwatorów. Ale też zarabiam: rozwijaniem siebie, możliwością poznania książek, na które nie mogłabym sobie pozwolić, nową wiedzą. To dla mnie też zarobek.

    Polubienie

    1. „To co zarzuciłam” w sensie, ze te linki, które wrzuciłam w notce? Bo chyba nikomu nic nie zarzucałam, o ile jestem wszystkiego ciągle świadoma 😀

      Ja osobiście nie mam nic przeciwko zarówno materialnemu i niematerialnemu zarabianiu. Jednocześnie nie potępiam tych, którzy uznają tylko jedną z tych opcji, o ile oni nie potępiają mnie i moich poglądów 😉 I o ile wszyscy robimy to, co robimy zgodnie ze swoim sumieniem i nie na odwal traktując czytelników i bloga.

      Polubienie

    1. Jarku – pewnie, przy blogu książkowym jest to trudne. Najczęściej zyski są materialnego rodzaju lub te finansowe, ale nieduże. Ale są osoby, które spokojnie z blogowania żyją, nawet w Polsce 😉

      Polubienie

Dodaj komentarz