„Droga” Cormac McCarthy

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 2010

Oprawa: twarda

Liczba stron: 268

Moja ocena: 6/6

Ocena wciągnięcia: 6/6

*****

Ziemia przysypana pyłem. W powietrzu krążą ciągle jego gigantyczne chmury, które zasłaniają słońce. Brak słońca z kolei to prosta droga do wymarcia roślin. Brak roślin? Czyli brak zwierząt. Bez słońca również nie jesteśmy w stanie niczego wyhodować. Świat pyłu, kikutów roślinności, martwych ludzi i opuszczonych budynków. Świat po apokalipsie.

Takim właśnie światem wędruje dwójka ocalałych – ojciec i syn. Dorosły i dziecko. Dokąd idą? Na południe. Po co? Bo będzie lepiej. Bo przecież gdzieś musi być lepiej, gdzieś muszą być lepsze warunki, lepsza pogoda, lepsi ocaleni. Bo nie można zostać w miejscu, gdzie zaraz zabraknie żywności i znajdą cię ludzie, którzy polują na innych, by się najeść mięsem zamordowanych. Trzeba iść…

„Droga” to właściwie opis ich wędrówki. Tego, co się dzieje po drodze, jak się czują, co udaje im się zdobyć do jedzenia, kogo spotykają, jak się bronią przed napaściami, jakie decyzje podejmują. Ale to także zapis rozmów tej dwójki. Rozmów wypełnionych strachem, miłością, niepokojem o przyszłość, głodem. Czasami któryś z nich wraca myślami do przeszłości, ale przeszłość boli, najbliższa przeszłość, to same straty, ta dalsza i już prawie zapomniana – cudowne, zwyczajne życie, którego już nigdy nie będzie. Nie należy tego wspominać, odbiera się w ten sposób sobie odwagę do życia, do przetrwania kolejnego dnia.

Podchodziłam do tej książki trochę tak, jak pies do jeża. Spodziewałam się, że mnie wymęczy, bo generalnie słyszałam, że styl jest taki, jakich ja nie lubię. Faktycznie, może nie był to ulubiony mój styl (krótkie, proste zdania, mało dialogów, a na dodatek są one jakby takie suche, teoretycznie wyprane z emocji), ale kompletnie mnie to nie zmęczyło. Cóż to za książka! Poruszająca, przerażająca, wzruszająca, z ohydną wizją przyszłości, wspaniałą relacją ojciec-syn. Dostałam więcej niż się spodziewałam!

Przeczytałam „Drogę” w pierwszych dniach grudnia, ale tkwi mi w głowie do dzisiaj, tak duże zrobiła na mnie wrażenie. Zresztą świadczy o tym też fakt, że po tak długim czasie od lektury zdecydowałam się spisać swoje odczucia związane z tą lekturą. Dawno żadna książka nie zrobiła mi takiego „kuku”. Czytając już czułam, że jest inna, świeża, potężna w swym przekazie, jednak tak naprawdę dopiero w dniach po skończeniu lektury powoli docierało do mnie, że to jest jedna z tych książek, które warto pamiętać.

W trakcie czytania będzie pojawiać się w nas wiele różnorakich pytań. O człowieczeństwo i jego granice. O to, do czego zdolny jest człowiek by przeżyć, a do czego, by uratować najbliższą osobę. O to, jak szybko potrafimy dostosowywać się do nowej rzeczywistości, przewartościowywać swe życie. O to, czym jest dobro i kim jest dobry człowiek. I czy możemy zmienić cokolwiek w tak skrajnej sytuacji?

Prosta fabuła, prosty język. Bez akcji goniącej akcję. Za to z treścią wbijającą się w mózg, niepokojącą, drażniącą umysł i serce. Czysta dawka emocji.

Wybaczcie, jednak nie umiem pisać o tej książce tak, jakbym chciała, więc musi wystarczyć ta namiastka całkowitych wrażeń. © Agnieszka Tatera