Podsumowanie miesiąca – luty 2014

podsumowanie miesiaca wrzesien

Luty był zadziwiająco aktywny, bardzo dużo się działo. Co zresztą było widać nawet na podsumowaniu fotograficznym tego miesiąca. Sprzyjał temu fakt, że od pewnego momentu zrobiło się ciut jaśniej i ciut cieplej, więc odzyskałam część chęci do życia. Oby tak dalej!

Zauważalnie zmniejszyła się liczba przeczytanych książek – przeczytałam o 1/3 mniej, niż w poprzednim miesiącu. A i tak uważam te 8 przeczytanych książek za świetny wynik, biorąc pod uwagę ilość czasu i chęci. O tak, w lutym dopadł mnie „niechciej” zarówno blogowy, jak i książkowy. Walczyłam z nim dzielnie, ale uciekł niedaleko, czai się! Nie opublikowałam żadnego stosu, co bardzo cieszy mnie serce, bo widzę, że powolutku zmienia się częstotliwość ich wrzucania, już nawet nie są raz w miesiącu, asasasasa 🙂

Statystyki “zróżnicowania czytelniczego” były tym razem zupełnie ok – 5 książek do recenzji, 1 z biblioteki, 1 własna nierecenzyjna oraz 1 robocza. Czyli prawie zachowałam balans, git!

Zdecydowanie luty był miesiącem pań! Pięć z ośmiu przeczytanych książek napisały właśnie one, a tylko trzy wyszły spod piór panów. Nie udało mi się również zachować balansu geograficznego – pięć książek zagranicznych, a tylko trzy książki polskie. Cieszy mnie za to, że aż pięć z tych książek już zdążyłam opisać na blogu. Książek roboczych tutaj nie opisuję, by nie znalazł się żaden „uroczy” hejter, który zarzuciłby mi pokątną promocję, więc chociaż bardzo bym o niej chciała napisać, to ta jedna recenzja się nie pojawi. A dwie pozostałe opiszę zapewne w którymś z „wieloksięgów”.

Średnia ocena przeczytanych w lutym książek była bardzo wysoka i wyniosła aż 4,9! W sumie przeczytałam 2832 strony (co daje aż 1546 stron mniej, niż w styczniu!). Średnia grubość czytanych książek była podobna do styczniowej – 354 stronyŚrednia dzienna to 101 stron.

Odkrycie miesiąca?

I co ja mam tu napisać?! Że wśród ośmiu przeczytanych książek znalazły się aż dwie 6 i jedna 5,5? Przecież to pewnie wstyd, bo zapewne oznacza, że za łatwo mnie zachwycić, wchodzę w tyłki komu tam tylko mogę i w ogóle straszna jestem 😉 Ale kit z tym, do rzeczy!

Pierwsza szóstka to „Zorkownia” Agnieszki Kalugi. O tym, jak przeżywałam jej lekturę i jak wielkie zrobiła na mnie wrażenie pisałam TUTAJ, więc nie będę się powtarzać. Druga szóstka to moja robocza Kate Atkinson i „Jej wszystkie życia”. Co za zakręcona fabuła i wykonanie! Dawno nie czytałam tak nietypowej książki! Trzeba się w nią wgryźć, dać jej chwilę, by porwał czytelnika świat – z jednej strony sielsko-anielskie życie brytyjskiej klasy średniej, z drugiej strony głód i bombardowania Londynu – oraz fabuła. A trzecia książka, to „Być Esther” Miriam Karmel, o której również już pisałam, więc nie powtarzam się i tylko zapraszam TUTAJ.

Gniot miesiąca?

W tym miesiącu nie było miejsca na gnioty. Najniższą ocenę – czyli tak całkiem, całkiem, bo przeciętną – uzyskała książka „Miłość bez końca” Scotta Spencera. O tym, dlaczego uważam ją za przeciętną możecie przeczytać TUTAJ.

Lista przeczytanych w lutym książek:

1. „Kilka przypadków szczęśliwych” Magdalena Zimny-Louis

2. „Brama Chaki” Wilbur Smith

3. „Rublowka” Walerij Paniuszkin

4. „Być Esther” Miriam Karmel

5. „Zorkownia” Agnieszka Kaluga

6. „Jej wszystkie życia” Kate Atkinson

7. „Miłość bez końca” Scott Spencer

8. „Kasika Mowka” Katarzyna T. Nowak

Co się działo?

Był to miesiąc, w którym pierwszy raz opublikowałam dwa nowe cykle (a przynajmniej mam nadzieję, że zagoszczą one tutaj na dłuższą chwilę!). Pierwszym jest fotograficzne podsumowanie miesiąca pod hasłem „Zatrzymane chwile”, a drugim krótkie wpisy na temat tego, co mnie zachwyca – „Piękno”. O ile pierwszy, siłą rzeczy, będzie pojawiał się regularnie, to ten drugi, to czysta improwizacja, w zależności od potrzeby i ochoty.

Napisałam też o spełnieniu marzenia, które miałam od lat, czyli o obejrzeniu w końcu na żywo musicalu „Metro” oraz o moich „chciejkach”, z którego to wpisu stworzyłam ostatecznie podstronę w górnym menu, co pozwoli mi łatwiej sprawdzać, jak mi idzie 🙂 Wypytywałam Was również o to czy i jak wpływają na Wasze czytanie pory roku i pogoda, a dyskusję można znaleźć TUTAJ. Dzięki za wszystkie głosy, bardzo było to dla mnie ciekawe!

Plany na marzec?

Zaczyna się dla mnie trzymiesięczny gorący czas pod względem pracy, mnóstwo będzie się działo, więc podejrzewam, że czas wolny jeszcze bardziej mi się skurczy. Co mnie akurat średnio cieszy, bo przecież zaczyna się wiosna i piękna pogoda. Pewnie będę jednak padać na nos i czytać coraz mniej. Chyba, że sama siebie zaskoczę, zobaczymy!

Podsumowanie miesiąca – luty 2013

Pióro i książka

Luty był dziwacznym miesiącem. Z jednej strony ostatni miesiąc pracy, z drugiej pełno spotkań, wyjazd do Wrocławia, masa różnych wydarzeń. Dużo dziwnych jazd nastrojowych, potężny dół też zaliczony. Właściwie to dobrze, że już ten miesiąc minął. Mimo że zakończył się tym samym pewien piękny etap mego życia.

W lutym przeczytałam 8 książek plus dwie kolejne po połowie, więc teoretycznie można przyjąć, że dziewięć 😉 Zaprezentowałam tylko jeden stos z nowymi nabytkami. Pod koniec lutego zakończył się 13 miesiąc bez kupienia książki. Jak widać, rok nie okazał się dla mnie datą graniczną, kompletnie mnie nie ciągnie do kupowania. Chwila, gdy mam ochotę kupić książkę pojawia się mniej więcej raz na 2-3 miesiące, jest krótka i mało intensywna.

W lutym przeczytałam:

– 3 książki do recenzji,

– 2 książki własne nierecenzyjne,

– 2 książki pożyczone,

– 1 książkę w ramach zlecenia roboczego.

W lutym na mej liście czytelniczej zdecydowanie rządzili mężczyźni! Aż 7 przeczytanych przeze mnie książek napisali panowie, a tylko 1 książka wyszła spod pióra kobiety. Za to idealnie zbalansowana była relacja autorów polskich i zagranicznych – przeczytałam po 4 książki z każdej z tych kategorii. 6 z tych książek już opisałam na blogu, 1 czeka na recenzję, a tej roboczej nie będę tutaj opisywać. Uważam to przełożenie za świetny wynik!

Średnia ocena przeczytanych książek była w lutym bardzo wysoka i wyniosła aż 4,9!  Jak jasno widać – czytałam bardzo dobre książki. W sumie przeczytałam 2332 strony, co daje średnio 292 strony na książkę, czyli o kilkadziesiąt mniej niż w styczniu. To wyjaśnia też, dlaczego suma przeczytanych stron jest mniejsza niż styczniowa, mimo tego, że przeczytałam niby o jedną książkę więcej.

Odkrycie miesiąca? Tutaj wybiło się ponad inne książki „W odbiciu” Jakuba Małeckiego. Pisałam o tej książce TUTAJ, wiec się nie powtarzam. Ale w tym miesiącu aż 5 książek otrzymało piątkową ocenę, to naprawdę spora liczba porównując do liczby przeczytanych w całym miesiącu książek 😉

Gniot miesiąca? Naprawdę nie mogę tym mianem określić żadnej przeczytanej przeze mnie w lutym książki. Jest to zwyczajnie niemożliwe w sytuacji, gdy najniższa wystawiona ocena to 4,5! Sama jestem w szoku, dawno nie było takiego miesiąca, czuję się wręcz nieswojo 😉

Luty był dalszym miesiącem zmian i adaptacji tematycznych. Były filmiki – okołoksiążkowe (jak ten czy ten), ale też taki lekko od czapy, związany z blogerami. Były notki okołoksiążkowe – o unikaniu myślenia i o zakładkach. Były też dwie relacje z wydarzeń – z debaty “Blogerzy i dziennikarze – czy powinny ich obowiązywać takie same zasady?” oraz szkolenia „PR i reklama w blogosferze”. Wiem, że nie wszystkim mym czytelnikom te zmiany się podobają, ale cóż, ten blog ma odzwierciedlać to, co dla mnie ważne i co mnie interesuje, więc nie przewiduję – nie wiem czy już na zawsze, czy na jakiś czas – powrotu do pisania tylko i wyłącznie recenzji. Blog to twór żywy, odzwierciedla to, co mi w duszy gra.

Plany na marzec? Nie ma takowych. Zbyt wiele się w mym życiu dzieje i zmienia, bym robiła jakiekolwiek plany. Oczywiście, będę czytać tyle, ile się da i na ile będę miała ochotę, ale poza tym nic innego nie zakładam.

©