Podróż w nieznane ("Bramy światłości. Tom 1" – Maja Lidia Kossakowska)

abaddon

Premiera 11 stycznia

Cykl Anielski powraca!

Pan odszedł, Jasność zniknęła… Taka wiadomość dociera do regenta Królestwa – Gabriela. Jest to niepokojące, anioł nie pamięta, żeby wydarzyło się to kiedykolwiek wcześniej, ale początkowo nie napawa go to wielkim niepokojem. Do momentu, gdy z wyprawy badawczej wraca podróżniczka i naukowiec, Sereda, była uczennica Rajzela. Anielica twierdzi, że natknęła się na obecność Pana na krańcach świata, tam, gdzie nikt by się tego nie spodziewał. Tylko czy to aby na pewno światłość pańska, czy też może podstępne działanie Antykreatora? To trzeba sprawdzić!

Gabriel decyduje, że musi wyruszyć wyprawa, która sprawdzi, co tak naprawdę dzieje się w tych nieznanych i niebezpiecznych rejonach. Sereda dostaje olbrzymie wsparcie od regenta, a do opieki – ku frustracji Rajzela – przypisany zostaje Abaddon, Anioł Zagłady. I tak oto zaczyna się podróż w nieznane! Wariacka, pełna niebezpieczeństw, a na dodatek powodująca zamieszanie również w piekle, gdzie Lucyfer nie wytrzymuje i… Sprawdźcie sami, nie zamierzam spojlerować!

Powrót do tego cyklu to czysta przyjemność! Nadal uwielbiam Abaddona, Piołuna – Boską Bestię (ach, cóż to jest za koń!), Lucka, Asmodeusza i jego nietypowego kota, poznawanie ich dalszych losów to czysta przyjemność. A że autorce wyobraźni nie brakuje, to światy, które przemierzają bohaterowie są pełne niespodzianek. To, co urzekło mnie najbardziej, to stworzenie miejsca, w którym można natknąć się na taki miks bóstw, jakie mało kto nam zafundował. Mamy tu bóstwa hinduskie, syberyjskie, arabskie i wiele innych, przecudowny miks! To nie jest jednak słodki światek, pełen pyzatych aniołków i uroczych wróżek, tu czyhają na Ciebie demony, zaatakować Cię mogą Rakszasowie, a spod wody wyskoczyć może nagle leukrotta. Do tego czeka Cię pokonywanie miejsc takich jak Wodospad Dusz czy Las Noży, nie będzie łatwo, oj nie…

Bohaterom nie jest też łatwo pod względem duchowym. Jest to dla nich typowa „droga ku oczyszczeniu”, w trakcie której dojrzewają, przepracowują swoją przeszłość, zaczynają rozumieć pewne rzeczy. Bardzo lubię w tym cyklu to, że bohaterowie nie są jednoznaczni, anioły nie są idealne, diabły też nie są li i jedynie diabelskie. Często przeżywają dylematy, które dobrze znamy my, ludzie.

Są pewne drobiazgi, nieścisłości, do których mogłabym się przyczepić, ale byłoby to czepianie na siłę, więc odpuszczę. Bo generalnie to jest naprawdę solidny kawał rozrywki i to rozrywki nieschematycznej, pomysłowej. Jestem bardzo ciekawa, na kiedy przewidziany jest drugi tom, bo ten pierwszy kończy się tak, że miałam ochotę autorkę udusić 😉

Tym, którzy nie czytali jeszcze książek z tego cyklu przed lekturą tego tomu polecam przeczytanie wcześniejszych (tyle frajdy przed Wami!), ale generalnie rekomenduję tę barwną, potoczystą i wciągającą powieść wszystkim miłośnikom fantastyki.

Wieloksiąg różności (#15)

ludzik ksiazki
Fot. Jenn and Tony Bot

Pierwszy wieloksiąg od sierpnia! Długaśna przerwa, aż dziwne, bo z pisaniem ciągle tak sobie, więc wydawałoby się, że takie krótkie formy powinny mi iść łatwiej. Tak czy owak, dzisiaj mam dla Was trzy, bardzo różne książki.

*****

siła niższa„Siła niższa” – Marta Kisiel

Po sześciu latach czekania fani „Dożywocia” doczekali się wreszcie swoistej kontynuacji. O moich zachwytach nad tą książką piałam przez lata wszędzie, gdzie się dało, zaczynając oczywiście od bloga. Możecie więc sobie wyobrazić, jak wysokie były moje oczekiwania.

Po utracie Lichotki Konrad wraz z „przyległościami” ląduje w nowym domu. Staje przed wieloma wyzwaniami – utrzymanie bardzo specyficznej gromadki domowników, utratę jednych z nich, pozyskanie nowych, problemy z nierzetelnymi współpracownikami, rozchwianie psychiczne u niektórych. Ma na głowie tyle, że nic dziwnego, że nie śpi, pada na twarz ze zmęczenia i tylko myśli o tym, jak sobie ze wszystkim poradzić. Żeby nie spojlerować, to napiszę tylko, że z małą anielską pomocą. No dobra, pewien Wiking też będzie miał niemały wkład w akcję. A będzie się działo, że hej!

Muszę przyznać, że chyba postawiłam poprzeczkę zbyt wysoko. Lub przez tych sześć lat mocno się zmieniłam – i ja, i moje poczucie humoru. A może zły moment wybrałam na tę lekturę, może to skrajne wyczerpanie, zabieganie i stres nie pozwoliły mi się odpowiednio zanurzyć w rozkosznej powieści? W każdym razie tym razem nie było zarykiwania się na głos, rechotu słyszalnego u sąsiadów, płaczu ze śmiechu. Było kilka uśmiechów, ze dwa parsknięcia i tyle. Trochę rozczuleń i owszem. Bo to generalnie jest bardzo przyjemna, ciepła, urocza, rozczulająca powieść z przesympatycznymi bohaterami. Rozrywka dobrej klasy i czystej wody. Ale „efektu Dożywocia” nie było. Może to też dlatego, że ta powieść jest jednak pod mocnym wpływem rodzicielstwa, w przeróżnych odsłonach i wariacjach? Może dlatego nie odnalazłam się w niej tak dobrze, jak w pierwszej?

W każdym razie jeżeli szukacie lektury, która uprzyjemni Wam jesienne czy zimowe wieczory, przyniesie uśmiech i relaks, to jest to świetny wybór. Polecam!

pchli pałac„Pchli pałac” – Elif Shafak

Akcja powieści rozgrywa się w Stambule, w Pałacu Cukiereczek. Ten dom, który wybudowany był dla bogatej rosyjskiej rodziny stał jakiś czas opuszczony, aż pozwolono na wynajęcie wszystkich mieszkań. Powoli zapełnił się mieszanką, która odzwierciedla to niesamowite miasto – barwną, wielokulturową, przedziwną, wierzącą w różnych bogów, bogatą w różnorodny miks poglądów, doświadczeń, marzeń. Autorka przedstawia czytelnikom każdą z osób/rodzin zamieszkujących w Pałacu, a następnie zaczyna opowiadać ich historie, splatać je ze sobą i prowadzić powolutku do interesującego finiszu.

Była to druga książka Elif Shafak, którą czytałam. Myślę, że przeczytam i kolejne, bo jej twórczość mnie intryguje. Chociaż z tych dwóch bardziej podobało mi się „Czarne mleko”, co mnie samą dziwi, bo to nie jest książka, która powinna mi przypaść tak bardzo do gustu. A tu proszę, sjurpryza. W każym razie już po tych dwóch powieściach mogę powiedzieć, że autorka to bystra obserwatorka rzeczywistości, umiejętnie opowiada historie, snuje je leniwie, z dbałością o szczegóły psychologiczne i oddanie realiów. Polecam tym, którzy chcą odrobiny odmiany po literackiej kombinacji Polska-USA-trochę Wielkiej Brytanii…

Nieśmiertelny„Nieśmiertelny” Catherynne M. Valente

Książka ta powstała ponoć na bazie starej rosyjskiej bajki o Marii Morewnie, Iwanie i Kościeju Nieśmiertelnym. Valente jednak opowiada nową jej wersję, magiczną i świeżą, okraszając także dodatkami z innych podań słowiańskich, a także… socrealizmem. To właśnie w jej opowieści skrzaty domowe zawiązują komitet domowy, w społeczeństwie panuje strach przed systemem, realia brzmią znajomo.

W każdym razie główną bohaterkę – Marię Moriewną – poznajemy, gdy wypatruje kolejnych ptaków uderzających w ziemię i zamieniających się w pięknych młodzieńców przychodzących prosić o rękę jej starszych sióstr, a w końcu i jej. Ale dla niej los przeznaczył kogoś dużo bardziej spektakularnego, ma zostać żoną Kościeja Nieśmiertelnego, Cara Życia. I tak oto Maria trafia pomiędzy życie i śmierć, odwieczną walkę, która wydaje się być z góry skazana na porażkę.

Książka ta, pełna baśniowych stworów, nowego spojrzenia na stare baśnie i ich bohaterów jest powieścią ciekawą, jednak nie porywającą. Czytało mi się ją powoli, lektura trochę mnie męczyła i sama nie wiem, dlaczego tak było. Czy to ze względu na specyficzny styl, czy może przeładowanie pomysłów, trudno mi zadecydować. Jednakże jest to gratka dla wielbicieli fantastyki nietypowej i dla tych, którzy lubują się w nowych wersjach baśni, opowieści, mitów, historii.

*****

To byłoby na tyle na dzisiaj. Za oknem plucha, spotkanie odwołane, więc wracam na kanapę z książką. Chociaż sumienie woła: „poćwicz! ugotuj! posprzątaj!”. Za chwilę…

Wieloksiąg różności (#13)

ludzik ksiazki
Fot. Jenn and Tony Bot

Pora na kolejny różnorodny wieloksiąg. Książki, których właściwie nic nie łączy, powiedziałabym, że dla każdego coś… potencjalnie interesującego. A co?

*****

honor złodzieja„Honor złodzieja” – Douglas Hulick

Drothe, wieloletni Kamratów, zna na wylot mroczną, niebezpieczną Ildrekkę. To miasto nie dla każdego, jednak on zna je jak własną kieszeń, wie, kto jest wart znania, mapę ma w małym palcu, wie, gdzie, co i z kim. Zresztą nie bez powodu pracuje jako informator dla szefa jednego z gangów. Pewnego dnia natrafia na wiadomość związaną z prastarą księgą. Księgą, która może zmienić losy świata… Tylko jak ją zdobyć?

„Honor złodzieja” to bardzo dobra powieść łotrzykowska. Ciekawa, dobrze napisana, wciągająca, z interesującymi bohaterami. A zakończenie nawet zdołało mnie zaskoczyć, co zdarza się coraz rzadziej. Oczywiście zaraz po zakończeniu chciałam czytać kolejny tom, ale wyszło, jak wyszło, poczeka pewnie do urlopu, ech…

samotne miłości„Samotne miłości” – Eshkol Nevo

Fikcyjne miasto w Izraelu, Miasto Cadyków. To właśnie tutaj ma powstać nowa łaźnia religijna – mykwa, sponsorowana przez bogatego Żyda z Ameryki. Jednakże jest to problem, bo jest ich w całym mieście mnóstwo, na dodatek każda jakoś powiązana z lokalną społecznością, odłamem religijnym, jakąś grupą polityczną czy społeczną. Po gruntownych oględzinach mapy włodarze decydują, że jedyne miejsce, gdzie mogą zbudować mykwę, to nowe osiedle Żydów, którzy wyemigrowali z Rosji, zwane Syberią. Od tego zaczyna się cała historia, pełna przedziwnych wypadków, ocierające się o farsę krzywe zwierciadło odbijające społeczność zamieszkującą Miasto Cadyków.

Nevo kolejny raz stworzył interesującą powieść o miłości, poszukiwaniu bliskości i zrozumienia, problemach w komunikacji, próbie zmian i odnalezienia się na nowo. Snuje swą opowieść spokojnie, nostalgicznie, skupiając się na szczegółach, dając czytelnikowi czas i możliwość refleksji, rozsmakowania się w lekturze. Nie jest to powieść dla każdego, trzeba lubić specyficzny styl tego autora. Ale warto spróbować, jest tak różny od zalewu tak podobnych do siebie książek, które od jakiegoś czasu mamy na rynku.

zemsta„Zemsta najlepiej smakuje na zimno” – Joe Abercrombie

Okrutny książe Orso od lat prowadzi wojny wyniszczające okoliczne tereny. Pomaga mu w tym Monza Murcatto, Wąż Talinsu, najsłynniejsza najemniczka. Jej popularność wśród ludu nie podoba się księciu, który nasyła na nią morderców. Jednak Monzie udaje się uciec i zaprzysięga zemstę! Pomagać jej w niej mają przedziwni towarzysze – pijaczyna i barbarzyńca z obsesją czynienia dobra. Ta trójka poluje na Orso i jego towarzyszy, a na Monzę poluje z kolei nasłany przez księcia najbardziej niebezpieczny człowiek świata…

Cóż za nierówna książka! Pomysł całkiem dobry, chociaż daleki od unikatowości, ale wykonanie już średnie, tak samo, jak tłumaczenie. Przykłady? Szczery zapach, heroicznie falujące piórko i bohaterowie warczący w trakcie zarówno walki, jak i seksu 😉 Do tego jest straszliwie przegadana, ciachnęłabym jak nic 200 stron, może nawet więcej!

*****

To byłoby na tyle, ciekawe, czy w tym wieloksięgu znajdziecie coś, co Was zainteresuje! Ja ostatnio czytam coraz mniej, życie, ćwiczenia, praca, teatr, spotkania, to wszystko zjada mi tyle czasu, że na czytanie zostaje niewiele. Ale nic to, i tak jest super!

Chorobowy stos

Część z Was widziała moje wczorajsze zdjęcie z prawą ręką w ortezie i na temblaku, które wrzuciłam na FB. Nabawiłam się jakiegoś przedziwnego zapalenia kaletek maziowych czy czegoś w ten deseń i wylądowałam z unieruchomioną ręką na zwolnieniu do końca tygodnia. Minimum! 😦

Mam więc czas, by przez pół dnia klepać w lierki i po jednej lierce, powoli, lewą ręką tworzyć wpis. Ale wybrałam mniej obciążającą notkę, czyli stosik. Tym chętniej, że wieki tu takowego nie było!

  • aktualnie czytany „Wodny nóż” Bacigalupiego – od Wydawnictwa Mag.
  • „Krew nie woda” Pawlak – prezent od autora.
  • „Dom po drugiej stronie lustra” Tait – prezent od pewnej blogerki.
  • „Zaginięcie” Mróz – od Wydawnictwa Czwarta Strona. Wczoraj doczytałam, teraz poczeka na opisanie.
  • „Srebrny orzeł” Kane – od Wydawnictwa Znak.
  • „Ember in the Ashes. Imperium Ognia” Tahir – od Wydawnictwa Akurat.
  • „Między młotem a piorunem” i „Raz wiedźmie śmierć” Hearne oraz „Księżyc nad Soho” Aaronovitch – pożyczone od Oisaja.

stos ksiazek

Szkoda tylko, że nawet czytanie książek średnio mi teraz idzie. Najlepiej na czytniku, więc korzystam i zczytuję swoje książki styczniowe. Ale powyższe też ciągną, więc kombinuję.

Jak Wam się podoba mój stosik?

PS. Uffff… szalenie męczące takie pisanie!

Wyzwanie ("Srebrzyste wizje" – Anne Bishop)

brzytwa

Nienawidzę pisać o kolejnych tomach serii czy cyklu, bo takie wpisy interesują właściwie wyłącznie tych, którzy czytali poprzednie tomy. A gdy do tego dochodzi fakt, że tomy są równie dobre, to dopiero powstaje zagwozdka! I co ja mam zrobić?

„Srebrzyste wizje” Anne Bishop to trzeci tom cyklu, który jest zarąbisty! Inaczej tego nie mogę nazwać i tyle. Podsumowując rozwój fabuły: toczy się ona dwutorowo. Jedną kwestią jest sprawa wieszczek krwi, które po uwolnieniu z rąk przetrzymujących ich ludzi stają się kartą przetargową w rozgrywce między ludźmi a Innymi. A druga sprawa to wzrastająca rola ruchu Ludzie Ponad i Nade Wszystko oraz ich wpływu na rzeczywistość. Coraz większe problemy z zasobami surowców i zapasami jedzenia, tajemnicze zniknięcia klejnotów, sprawa związana z córeczką policjanta, zamachy na Innych, przemyt wieszczek i wiele, wiele innych rzeczy. Na brak akcji nie można narzekać!

Nie zamierzam spojlerować więcej, musicie więc wierzyć mi na słowo – warto poznać ten cykl. Dlaczego?

Po pierwsze jest świetnie napisany. Po drugie – ma fantastycznych bohaterów! I to zachwyca mnie chyba najbardziej. Meg to Meg, wieszczka jak wieszczka. Ale Simon i cała jego wataha, ród Sanguinatich (wampirów, które potrafią zmieniać się w dym), żywioły przyjmujące formę kucyków, duchowy przywódca – niedźwiedź, Intuici, te wszystkie odmiany Innych – cudeńka! A już najbardziej rozbudzili mą ciekawość ci tajemniczy Inni, którzy zamieszkują interior i którzy (na razie?) jeszcze się nie pojawili, poza enigmatycznymi wzmiankami.

Co jeszcze? Konsekwencja, spójny rozwój z tomu na tom, widać, że autorka wie, gdzie chce poprowadzić czytelników. Interesujący rozwój akcji, wzrastający poziom trudności, a jednocześnie świetnie prowadzony wątek relacji między Meg a Simonem oraz wątek wpływu dziedzińca w Lakeside jako przykładu dla Innych. Poczucie humoru i odrobina absurdu (jakby komuś było mało np. dziewczynki wołającej, że chce pojeździć na kucyku-trąbie powietrznej czy lawinie…). Talent autorki, która z mocno już oklepanego tematu zmiennokształtnych zrobiła coś nowego, od czego kompletnie nie można się oderwać. Na kolejne tomy czekam z lekką obsesją i nie wyobrażam sobie tego, że już za dwa lata będzie koniec tego cyklu!

Cykl-narkotyk, gratka dla wielbicieli świetnej, ciekawej, zabawnej i pełnej akcji fantastyki rozrywkowej! Niezmiennie polecam z całego serca!

Dożywocie za grosze!

No dobraaa, nie za grosze 😉 Ale już tej jesieni nie będziecie musieli wydawać 100 – 150 – 200 czy więcej złotych, by kupić książkę Marty Kisiel pod tytułem „Dożywocie”! Pierwszy nakład rozszedł się błyskawicznie, nawet e-booków nie kupicie, bo prawa wygasły, więc od jakiegoś czasu jest to prawie biały kruk. Ja o tej książce pisałam TUTAJ i TUTAJ. Generalnie od lat opowiadam znajomym o tej książce, pewnie część z Was ma mnie już pod tym względem dosyć 😉 Jednak niezmiennie polecam!

Ale jest dobra wiadomość dla wszystkich, którzy chcieliby tę książkę mieć!

dozywocie nowe wydanie

PS. Ja wiem, wczoraj kilka(?) osób spamowało tą wieścią Facebooka i blogi, ale co tam, może ktoś z Was jeszcze tej wiadomości nie widział i go ona ucieszy?

Czy widzisz ocean? ("Ocean na końcu drogi" Neil Gaiman)

ocean

Wyobraźcie sobie, że powróciliście do rodzinnego domu po latach, na dodatek przy bardzo smutnej okazji. Jeździcie sobie samochodem bez celu, gdy nagle natykacie się na gospodarstwo… tych tam… Nieważne, jak im było, ważne jest to, co Wam się przypomina. A przypomina się wszystko, o czym nie pamiętaliście przez lata!

Cofamy się w czasie do momentu, gdy główny bohater ma siedem lat, a do jego domu rodzinnego wprowadza się lokator, który krótko potem popełnia samobójstwo. Jakby tym nie narobił dosyć problemów, przy okazji budzi ze snu pradawne moce, złe moce! Do świata ludzi wkradają się przedziwne stwory, których celem jest sianie zamętu, niszczenie tego, co w ludziach dobre. W ich pokonaniu mogą chłopakowi pomóc tylko trzy kobiety, które mieszkają na końcu drogi. Oraz ocean, który znajduje się na ich posiadłości. A może zwykłe oczko wodne? Jak zawsze – wszystko zależy od tego, kto patrzy…

Neil Gaiman od lat należy do moich ulubionych autorów, cieszę się więc bardzo, że ponownie mnie nie zawiódł! „Ocean na końcu drogi” to wspaniała współczesna baśń dla dorosłych. Jest w niej sporo grozy, pełno magii, garść melancholii, ukrytego w głębi smutku i tęsknoty za utraconym czarem dzieciństwa.

Ale przede wszystkim to dla mnie popis autora, kolejny pokaz jego talentu i wyobraźni. Owszem, schemat jest odrobinę podobny do „Koraliny”, ale to byłoby na tyle. Gaiman stworzył niesamowitą historię, pełną dziwnych stworów, a do tego znaczącymi postaciami historii uczynił trzy kobiety stare, jak hm… świat? Kim są? Skąd pochodzą? Jaką mają władzę nad złymi mocami? Te i wiele innych pytań przewijały się przez mą głowę w trakcie czytania. Z chęcią widziałabym rozwinięcie losów rodziny Hempstock, bo aż się prosi więcej informacji na ich temat. A ile dają możliwości!

Perspektywa dziecka obdziera tę opowieśc z ułudy wielkiej odwagi i bohaterstwa, z gry pozorów. To, że z potworami zmagają się dzieci (bo najmłodsza z pań Hempstock to ponoć jedenastolatka), pozwala spojrzeć na wydarzenia w szczery, niepozowany sposób. I chociaż na początku dorośli widziani są jako wszystkomogący, to szybko okazuje się, że wcale nie są odpornii  na magii, a ich czyny  i intencje wcale nie są tak nieposzlakowane.

To także swoista analiza dorastania i tracenia większości z naszego wewnętrznego małego dziecka. Dorosłość to zapomnienie, obdarcie z magii. Bo przecież w codziennym schemacie życia, między pracą, rodzinną, przyjaciółmi i może hobby, gubimy często umiejętność dostrzegania rzeczy szczególnych, czasami wręcz pozbywamy się większości ciekawości świata. Nie chcemy zbaczać z obranego szlaku tylko po to, by zajrzeć pod most czy sprawdzić, co znajduje się w dziupli.

Jednakże książka ta nie jest pełna negatywów. A wszystko to dzięki sile przyjaźni i wierze w to, że razem możemy pokonać zło, które na nas czatuje.

Bajeczna, świetnie napisana opowieść, kolejny popis Neila Gaimana. Ten facet ma łeb na karku i bezkres wyobraźni do czerpania pomysłów na kolejne książki. Polecam!

© 

ocean na koncu drogiWydawnictwo: MAG, 2013

Oprawa: twarda

Liczba stron: 216

Moja ocena: 5/6

Ocena wciągnięcia: 5,5/6


"Zwycięzca bierze wszystko" – Aneta Jadowska

anioł

Pod koniec poprzedniego tomu Dora wraz z Mironem i Joshuą zostali połączeni w swoisty wiedźmio-anielsko-diabelski związek. Teraz przechodzą przez skutki przemiany, cierpią fizycznie i psychicznie, a na dodatek ich przemiana ma skutki uboczne dla całej magicznej gromady zamieszkującej Thorn. Dlatego trójka ta zostaje wysłana w bezpieczne miejsce, gdzie mogą oczekiwać końca transformacji oraz uspokojenia się sytuacji. Jednakże to zesłanie ma swoje konsekwencje. Lądują w miejscu z przeszłości Dory, które to miejsce przypomina jej o bolesnym wydarzeniu i dosyć mocno na nią wpływa. A na dodatek zjawiają się goście przyprowadzając pisklaka – mieszańca, którego wyrwano z niewoli, a którego Dora ma przechować. A to znowu uruchomi efekt kuli śnieżnej…

Wydarzenia z przeszłości, nieobliczalne w trakcie przemiany moce, wariujący Miron, pokiereszowane psychicznie pisklę, a do tego: zabójczyni czatująca na życie Dory, polujący na nią archanioł, anioł śmierci z wyrokiem na pisklaka, groźba wygaśnięcia linii magicznej, potrzeba uratowania innych mieszańcow z rąk zwyrodnialca, groźba Sądu Ostatecznego nad Dorą. Hm… Ciekawe, czy o czymś zapomniałam! W każym razie już jasno widzicie, że w tym tomie nie ma co liczyć na nudę, o nie!

Zastanawiałam się, co też autorka zaprezentuje nam w trzecim tomie. Teraz widzę, że jej kreatywność chyba nie zna granic. Nowi bohaterowie, akcja przypominająca jazdę na kolejce górskiej, fabuła nieźle poplątana, a to wszystko stworzone w taki sposób, że kompletnie nie ma się ochoty odrywać się od lektury. Ten cykl na dobre rozgościł się już na liście moich ulubionych „tasiemców”.

Widzimy ciekawą ewolucję zarówno bohaterów, jak i ich związku. Dora coraz bardziej staje się częścią grupy, z indywidualistki zamienia się w waderę, która zawsze i wszędzie stanie w obronie członków swego stada. Ba! Ona bardzo chętnie to stado powiększa i to w jaki sposób! Tylko takiej bohaterce może przyjść do głowy, by rozczulić się nad losami anioła zagłady – Abbadona czy też zaprzyjaźnić z Baalem. Ja tam się jej zresztą nie dziwię, bo w tej książce przedstawieni są w taki sposób, że z Abbadonem chciałoby się pójść na kielicha, a z Baalem mieć ognisty romans.

W tym tomie mamy również okazję poznać lepiej samą Dorę i jej historię. Widzimy też, jak jej związek z Mironem wchodzi w kolejny stopień rozwoju. A autorka dorzuciła jeszcze smaczek związany z Joshuą, przyznaję, że bardzo mi się to podobało!

„Zwycięzca bierze wszystko” to kolejne godziny wyśmienitej zabawy! Aneta Jadowska pokazuje już wyraźnie, że rozwija się z każdą książką, szturmem zdobywa kąt na scenie fantastyki rozrywkowej. I tworzy tak cudownych bohaterów, że tylko Ci z „Dożywocia” Marty Kisiel im dorównują! To naprawdę rzadkość, bym lubiła (lub wręcz uwielbiała!) bohaterów pierwszo-, drugo- i trzecioplanowych. A to właśnie jest taki przypadek.

Kończąc już to maślenie, polecę tylko wszystkim, którzy lubią się dobrze bawić przy czytaniu i są otwarci na przedziwnych bohaterów oraz ekhm… nieco nietypowe relacje między nimi.

PS. Obrazek u góry, to coś najbliższego memu wyobrażeniu, co mogłam zrobić. Czy Fabryka Słów mogłaby rozważyć rozpoczęcie ilustrowania tego cyklu? Moim zdaniem tu jest genialny potencjał dla grafika, byle dobrego!

© 

ZwycięzcaWydawnictwo: Fabryka Słów, 2013

Oprawa: miękka

Liczba stron: 480

Moja ocena: 6/6

Ocena wciągnięcia: 6/6

Cykl Dora Wilk:

1. „Złodziej dusz”

2. „Bogowie muszą być szaleni”

3. „Zwycięzca bierze wszystko”

„Złodziej dusz” – Aneta Jadowska

dora

Historia zaczyna się od trupa. Ginie starsza pani, która była wręcz powszechnie nielubiana przez właściwie wszystkich, którzy ją spotkali. Kompletnie mnie to zresztą nie dziwi, straszliwa z niej byłą jędza! Na miejsce zbrodni przybywa policja, z Dorą na czele. Dora to bardzo skuteczna, ale mocno niesforna policjantka, która też uzbierała sobie wianuszek wrogów w miejscu pracy. I to takich, którzy zrobią wiele, by uczynić jej życie mniej przyjemnym.

Ale Dora to nie tylko policjantka, dziewczyna jest także wiedźmą. I to wiedźmą nietypową, bo łączącą różne rodzaje magii. A alternatywnym do Torunia – Thornie – prowadzić będzie ona nie mniej interesującą (a o wiele bardziej niebezpieczną) sprawę porwań. Ktoś porywa i torturuje różne stworzenia magiczne, a to właśnie ona ma się dowiedzieć kto i dlaczego to robi. A potem ma ustąpić pola Starszyźnie, która ma pozbyć się kłopotu. Ale to jakby nie w stylu Dory…

Dora – mimo swych nietypowych umiejętności – nie zdołałaby raczej daleko zajść w swym śledztwie, gdyby nie pomoc, którą dostarczają jej przyjaciele. A są to osobnicy mocno nietypowi. Jeden z nich jest wnukiem Lucyfera, a drugi wnukiem Gabriela. Anioł i diabeł, obaj nieziemsko przystojni, wpływowi i pełni mocy. Już przy samych opisach ich wyglądu można w mig poczuć, że chciałoby się mieć takich opiekunów. Jednakże nie tylko oni mają pomóc Dorze, lecz i ona ma rolę do odegrania w ich życiu, sporo zadań przed nią stoi!

Po heksologię o wiedźmie sięgnęłam nie po bożemu. „Złodzieja dusz” miałam od dawna, czekał na swoją kolej wieki. Jednakże najpierw przeczytałam „Bogowie muszą być szaleni”, tak wyszło, totalnie nieświadomie. Ale już nadrobiłam mą gafę, przyszłe tomy będę już czytać tak, jak to było zaplanowane.

Nieporządek czytelniczy nie zmienia faktu, że obydwie te książki są świetne! Trio głównych bohaterów jest wręcz rozkoszne! Pyskata Dora, która potrafi kląć jak szewc, ma niewyparzony jęzor i nie szanuje hierarchii, od samego początku wzbudzała mą sympatię. A jej smakowici towarzysze są… smakowici na tyle, że bardzo, ale to bardzo jestem ciekawa, jak bohaterka poprowadzi dalej losy tej trójki. Ja tam najchętniej widziałabym szczęśliwe stadło wiedźmo-diabelsko-anielskie, ale ciekawe, czy się na to odważy 😉

Bardzo podoba mi się świat Thornu – wypełniające go magiczne stworzenia, wprowadzenie różnych schematów istnienia (opartych na religiach lub ich braku, w każdym razie wierzeniach etc.), ciekawa Starszyzna. Do tego wciągająca fabuła i sporo humoru i już mamy przepis na świetną książkę, a właściwie książki.

„Złodziej dusz” to świetna mieszanina kryminału i urban fantasy, przyprawiona sporą ilością dobrego humoru oraz napięcia erotycznego. Mieszanka wybuchowa!

anioł

PS. Jedyny mój zarzut dotyczy bruneta na okładce. Nie wiem, czy dobrze zgaduję – czy to ma być ten arcyprzystojny diabeł? To chyba nie wyszło… Za to ta grafika ze środka książki bardzo mi się podoba. Wybaczcie, zdjęcie robione na szybko telefonem komórkowym.

 

złodziej duszWydawnictwo: Fabryka Słów, 2012

Oprawa: miękka

Liczba stron: 448

Moja ocena: 5,5/6

Ocena wciągnięcia: 6/6

Cykl „Dora Wilk”:

1. „Złodziej dusz”

2. „Bogowie muszą być szaleni”

©

„Portret pani Charbuque. Asystentka pisarza fantasy” – Jeffrey Ford

uczta wyobrazni

„Portret pani Charbuque. Asystentka pisarza fantasy” to ponownie (MAG chyba polubił taką strategię w tej serii) połączenie zbioru opowiadań i powieści w jednym tomie. Do tej pory wychodziło im to nieźle, jak sprawdziło się tym razem?

„Asystentka pisarza fantasy” to zbiór szesnastu opowiadań tak bardzo zróżnicowanych, że to aż niewiarygodne! Na dodatek autor bawi się gatunkami i koncepcjami, opowiada te często wymykają się więc kategoriom, nie jest łatwo je przyporządkować do jakiejkolwiek z nich. Mamy tu fantasy, science fiction, horror, obyczajówkę, odrobinę kryminału, romansu, otarcie się o dramat, naprawdę spora mieszanina! Ten zbiór jest pełen opowiadań na bardzo wysokim poziomie. Mnie bardzo spodobało się to o autostopowiczach Jezusie i diable, którzy zafundowali kierowcy niesamowitą jazdę; to o naukowcu i zombie (a może zombie-naukowcu?); o planecie robali, które zafascynowane są ziemskimi gwiazdami XX-wiecznego kina; o asystentce pisarza fantasy, która dostaje się do stworzonej przez niego magicznej krainy; o domokrążcy, który zakochuje się w mózgu, który ma na sprzedaż; o chłopcu, który niebacznie stworzył drewnianego stwora. I wiele innych, Ford ma chyba nieograniczoną ilość pomysłów. Kilka opowiadań jest trochę mniej ciekawych, a ze dwa przyprawiły mnie o taką minę:

what

Głównie to opowiadanie, w którym autor bawi się konceptem, że wszystko, w różnych wymiarach, dzieje się w tym samym czasie. To króciutkie (ze cztery strony?) opowiadanie ukazuje historię, w której naprawdę wszystko dzieje się jednocześnie. Po jego przeczytaniu rozbolał mnie mózg 😉

Po każdym opowiadaniu jest króciutka nota od autora, w której wyjaśnia on genezę powstania danego tekstu. Bardzo ciekawy pomysł, który dla mnie jest dodatkowym plusem tej książki.

„Portret pani Charbuque” to pełnowymiarowa powieść. Nowy Jork, rok 1893. Uznany portrecista, Piero Piambo, otrzymuje dziwaczne – ale potencjalnie niezmiernie lukratywne – zlecenie, ma namalować portret pani Charbuque. Zadanie wydawałoby się mało skomplikowane, gdyby nie fakt, że kobieta ta ukrywa się za parawanem, a Piambo ma namalować jej portret tylko na podstawie własnej wizji artystycznej. Jeżeli będzie podobny do oryginału, to stawka wzrośnie. Piero może zadawać pytania, jednakże nie te, które dotyczą jej wyglądu. Codzienne sesje szybko zamieniają się więc w opowieść o życiu modelki, a Piambo wpada w sidła fascynacji tajemniczą kobietą. Na dodatek jej życie jest niezwykłe, nie ma w nim nic codziennego, więc portrecista ma tym trudniejsze zadanie, bo dodatkowo jeszcze stara się dotrzeć do tego, co jest prawdą, a co fantazją. Sprawy nie ułatwia tajemniczy mężczyzna, który podaje się za męża zleceniodawczyni oraz fakt, że nagle zaczynają umierać kobiety, które dotyka zjawisko „krwawych łez”. Poczucie tajemniczości i grozy narasta z każdą kartką…

„Portret pani Charbuque. Asystentka pisarza fantasy” to kolejny dowód na to, że seria Uczta Wyobraźni stoi na naprawdę wysokim poziomie! Ford bawi się konceptami, fabułami, łączy pomysły, które u innego autora wyszłyby kiczowato, a u niego wychodzą niezmiernie ciekawie i inspirująco. Okrasza je także pytaniami egzystencjalnymi, dotyczącymi człowieka, życia, miłości, wplata je jednak w treść swych utworów w taki sposób, że czytelnik nie czuje się nimi przytłoczony, zauważa te kwestie jakby mimochodem. A to wszystko opisane w sposób elegancki, subtelny, stonowany, jednocześnie bardzo obrazowy.

To była faktycznie Uczta Wyobraźni! Po raz kolejny…

© 

portretWydawnictwo: MAG, 2013

Oprawa: twarda

Liczba stron: 528

Moja ocena: 5,5/6

Ocena wciągnięcia: 5/6

Inne do tej pory opisane książki z serii Uczta Wyobraźni:

 “Córka żelaznego smoka. Smoki Babel” – Michael Swanwick

– “Pompa nr 6 i inne opowiadania. Nakręcana dziewczyna” Paolo Bacigalupi

– “Pieśń czasu. Podróże” – Ian R. MacLeod