Mały Książę. Wielki temperament, tzw. „gorąca głowa”, co to często najpierw robi, potem myśli. Wielkie plany, ale niemożność ich realizacji. Rozkochany w Jadwini, ale traktujący ją jako nieświadomą niczego kobietkę, a nie kobietę inteligentną, wiele widzącą, potrafiącą kalkulować i widzieć długofalowe skutki decyzji. Rozmiłowany w walce bardziej niż w strategii. Zdeterminowany by osiągnąć zamierzony cel. Władysław, który w akcie pokory i refleksji sam nadał sobie przydomek – Łokietek.
To właśnie on jest głównym bohaterem „Niewidzialnej korony”. Zrządzeniem losu to został mianowany następcą Przemysła II, wbrew temu, co zostało ustalone wcześniej. Taka decyzja rady to dodatkowy przyczynek do problemów, które spadają na królestwo po śmierci Przemysła. Z zachodu, południa i północy nadciągają czarne chmury, a i na wschodzie ludzie zaczynają przebąkiwać o hordach dzikich zaczynających pojawiać sie na horyzoncie. A tu nie tylko sama wojna siłowa się liczy, ważna jest przecież również dyplomacja, spiski, intrygi, a Władek z nimi sobie nie radzi (a Jadwigi nie słucha…), co skutkuje wygnaniem z terenu królestwa. Ale to wszyscy wiemy z lekcji histori.
To, czego w potężnej części nie wiemy, to jak dokładnie potoczyły się jego losy i co działo się dookoła naszego rozczłonkowanego kraju. A jeszcze mniej wiemy o tym, jaką rolę pełniły kobiety w tamtych czasach. Jaka była Jadwiga? Jakie były losy Rikissy Przemysławówny? Obydwie bohaterki zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Jadwiga mądrością, wyczuciem tego, co zrobić, by strategia odniosła jak najlepszy skutek, wytrwałością, znoszeniem losu swego i swych dzieci z wielką godnością. A Rikissa… jest niesamowita! Wiem, że to tylko fikcja literacka, ale ta bohaterka – tak, jak jej matka – została wykreowana tak, by ją kochać, by wzbudzała zachwyt, wzruszenie, byśmy ją podziwiali i wielbili. Ja jednak miłością wielką pokochałam księżniczki z dynastii Piastów, którym z różnych powodów nie znaleziono męża i które umieszczono w zakonie klarysek we Wrocławiu. Co za cięte języczki, poczucie humoru, inteligencja i spostrzegawczość! Uwielbiałam siostrzyczki i mam wielką, ale to wielką nadzieję, że pojawią się w kolejnym tomie!

I znowu mamy momenty przejmujące, wręcz wzruszające, chwile podniosłe czy też pełne magii, jak momenty związane z Jakubem Świnką czy też wizytą Władysława w Rzymie. Ale dla balansu jest sporo momentów, gdy uśmiech sam wpływał na usta, a przy klaryskach to już wręcz zdarzyło mi się chichotać. A to wszystko opisane w tak soczysty, barwny sposób, że nie chciało mi się odkładać jej nawet na chwilę. Gdyby tylko nie trzeba było chodzić do pracy…
Dawno nie miałam takiego wrażenia, że nie, nie zgadzam się na to, by to był już koniec! Przecież pokochałam tych bohaterów, stali się mymi przyjaciółmi (czy też wrogami), jak więc mogą teraz zniknąć?! Czytałam coraz wolniej i wolniej, a po zakończeniu poczułam pustkę, wręcz swoistą książkową samotność. Bo jakże to tak?
Elżbieta Cherezińska na nowo rozbudza we mnie miłość do czasów dawnych, chęć ich poznawania, zaprzyjaźniania się z historią, obyczajami, religią, ubiorem, wierzeniami etc. Robi to w sposób, od którego można się uzależnić, zaczynam się bać, jak zareaguję na trzeci tom!
Jeżeli tylko macie ochotę dać się wciągnąć w wir pasjonującej opowieści snutej przez tę autorkę, chcecie poczuć, że jesteście tam razem z bohaterami, to książka dla Was! A ja kończę te moje farmazony, bo tylko się wściekam na siebie samą, że znowu nie potrafię oddać tego, jak cudowna, wielowątkowa, przejmująca i warta przeczytania jest ta powieść, argh!
PS. Można czytać „Niewidzialną koronę” jako oddzielną opowieść, ale o wiele smaczniej będzie się Wam ją czytało po zapoznaniu się z „Koroną śniegu i krwi”.
Wydawnictwo: Zysk i S-ka, 2014
Oprawa: miękka
Liczba stron: 764