Co mówią: blogerzy

Jakiś czas temu wrzuciłam filmik „Co mówią: blogerki”, który został przez Was dobrze przyjęty. Dzisiaj pozwolę więc sobie na wrzucenie drugiej wersji, czyli „Co mówią: blogerzy”. Zobaczymy, jak Wam się spodoba męska wersja 😉

Mnie osobiście bardziej podobał się pierwszy film. Może dlatego, że dotyczył reprezentantek mej płci, może dlatego, że więcej jednak znam blogerek, niż blogerów. Ale obydwa moim zdaniem gwarantują fajną rozrywkę.

Po weekendzie we Wrocławiu jestem ledwo żywa, ale było zacnie 🙂 Zdam relację niedługo!

Co mówią: blogerki

Po całodniowym szkoleniu na temat przedsiębiorczości czułam się, jakbym przerzuciła kilka ton węgla. Teraz czuję się jednak ciut lepiej, a to wszystko za sprawą jednego filmiku. Zobaczcie sami!

Ja wiem, że autorzy jadą po stereotypowym postrzeganiu tych blogerek, że przesadzają etc., ale co z tego? Ubawiłam się nieźle, a tego mi było trzeba 🙂 Teraz mogę wrócić do robienia zadań rekrutacyjnych.

Bloger to tchórz?

Siedzę w blogosferze już kilka lat. Długich lat. Miałam szansę obserwować wiele różnych sytuacji, z których buduję sobie powoli „portfolio wspomnień”. Oprócz różnorakich sytuacji fajnie obserwuje się też zachowania ludzi. W internecie wyłazi szydło z worka i tutaj najlepiej widać wszelkie nasze zachowania. Takie krzywe zwierciadło ludzkości.

Postanowiłam od czasu do czasu pisać o sprawach, która jakoś mnie ruszają, bawią, oburzają, wzruszają. Takie przemyślenia blogozaura 😉

Wiele jest zachowań, które obserwuję dosyć często, więc mogłam sobie ułożyć listę ulubionych. Jako, że wywodzę się z blogosfery ksiażkowej, to od zachowań z naszego kąta chciałabym zacząć. Pierwsze hasła, które przychodzą mi do głowy:

1. „Nie ma złych książek, jest tylko niewłaściwy odbiorca” – o matko, jakie przegięcie! W ten sposób nie byłoby podziału na dobrą i złą literaturę, nie miałaby racji bytu klasyka i kanon literatury, nie moglibyśmy sobie wyrobić i rozwijać gustu czytelniczego. Halo, jest tu kto? Naprawdę tak uważacie?

Na tej zasadzie moglibyśmy mówić: nie ma złej pizzy, to nic, że jest niedopieczona, sos jest do kitu, a ser się nie ciągnie, pewnie komuś innemu będzie smakowała. Ewentualnie: nie, ona nie fałszuje, nie ma też słabego głosu, tylko ja nie jestem odbiorcą dla którego ona śpiewa. Można byłoby też rozwinąć to założenie do poziomu wręcz metafizycznego: nie ma złych ludzi, tylko trafiają na niewłaściwe inne osoby/sytuacje 😉

Naprawdę tak bardzo boimy się oceniania literatury? Pisania: to jest do kitu ponieważ to i tamto? Uważam, że ta książka jest słaba, a opinię opieram na…? A może robimy to w cztery oczy i tylko boimy się opiniować publicznie? Skąd to tchórzostwo?

2. „Autor się napracował przy pisaniu, dlatego nie należy krytykować” – naprawdę? Serio? Skąd to założenie? Jeżeli ugotuję obiad, spędzę cały dzień w kuchni i mi nie wyjdzie, a obiad będzie bardzo kiepski, to też nie należy powiedzieć sorry, schrzaniłaś sprawę, ponieważ…? Następnym razem jednak już będziesz wiedział, żeby unikać X i zwracać uwagę na Y.

Dlaczego konstruktywna krytyka książki miałaby autora skrzywdzić? Chyba każdemu zależy na własnym rozwoju i coraz lepszym wykonywaniu tego, co się robi, prawda? A może sie mylę i wcale nie lubimy szlifować swoich umiejętności, tylko wolimy, by nas głaskać po głowach i się uśmiechać?

A może wynika to z tego, że teraz pisać i publikować może każdy, prosić o recenzję także i przez to, że zależy nam na współpracy z wydawnictwem lub autorem boimy się tak naprawdę ocenić to, co czytamy? Unikamy ewentualnej konfrontacji?

3. „Właściwie warto przeczytać, jak się komuś nudzi” – uwielbiam ten tekst 🙂 Bloger w tekście jedzie po książce, jak po burej suce, a na koniec takie zdanie. Skąd ta tendencja do „książkowej poprawności”? Takie kończenie to forma usprawiedliwiania się, coś w stylu punktu numer jeden. Czemu to ma służyć?

Rozumiem, że każdy może mieć słabszy dzień i użyć podobnego sformułowania, bo np. ma mętlik w głowie. Ale spotykam je tak często w różnych recenzjach, że albo część z nas ma naprawdę często złe dni, albo znowu brakuje nam odwagi do konkretnego i szczerego pisania. Co jest na rzeczy?

4. „Jeśli Ci się nie podoba, to nie czytaj” – taka książkowa wersja „nie musisz tego robić, skoro nie chcesz”, o której ostatnio pisał Michał na Subiektywie.

5. „Piszę dla siebie” – jeżeli by tak było, to blog byłby zamknięty na kluczyk i wiedziałby o nim tylko prowadzący. Proste.

Pewnie u części z nas pojawiały się takie teksty na pewnym etapie blogerskiego rozwoju, a potem zniknęły. U innych to jest część generalnej postawy. A ja się zastanawiam, z czego wynikają te teksty. Czy blogerzy to tchórze?

*****

To tylko pięć zachowań (czy raczej wymówek?), które przyszły mi do głowy jako pierwsze. Ciekawe, czy zrobi się z tej akcji coś cyklicznego, czy to zryw jednorazowy. Zobaczymy.

Będzie burza w szklance wody? A może pożrecie mnie żywcem? 😉

Dzielenie się jest fajne, czyli Share Week 2

Andrzej z bloga jestKultura.pl po raz drugi uruchomił akcję Share Week. O wszystkim tym, co stoi za samym pomysłem możecie przeczytać u Andrzeja. A krótko i zwięźle: chodzi o polecenie (v)blogów, które według Was warto znać. Nie jest ważna wielkość bloga, popularność, jest ważne tylko to, że go za coś cenicie. Andrzej radzi podać minimum 3, najlepiej 5 linków. Jako, że jestem gadułą, to modyfikuję zasady pod siebie i stworzyłam rozdział na dwie kategorie. Pomijam tutaj blogi książkowe, które wszyscy znamy 😉

Pierwszą kategorią jest „rozrywka i życie”, czyli blogi, które czytam tylko i wyłącznie dlatego, że lubię. Z różnych względów. Tutaj chciałabym Was zaprosić do zaglądania na blogi tych osób:

1. Mowa z Grochowa – uwielbiam jego styl, słowotwórstwo, poczucie humoru. Czytam każdą notkę!

2. Segritta – pisze dobrze, ciekawie, z jajem. Lubię jej przemyślenia na temat życia, relacje z wyjazdów, wyjść, spotkań. To blog, który znam od wieków, gdy jakieś lata świetlne temu prowadziłam mego pierwszego w życiu bloga (jeszcze na Bloxie) Segritta już pisała. Dinozaury sieci łączmy się!

3. Black dresses – fajne teksty i zdjęcia, interesujące przemyślenia. Lubię tak zwyczajnie i po babsku.

4. Moja trawa – ciekawe teksty i tyle.

5. Wittamina – niestety pisze zbyt rzadko! Uwielbiam jej poczucie humoru, sarkazm aż się wylewa z jej tekstów. Na żywo serwowany jest jeszcze z krzywym uśmieszkiem.

Drugą kategorią jest „rozrywka +„, czyli takie jak to się czasami mówi „friendship with benefits” 😉 Trochę rozrywki, trochę wiedzy, trochę ciekawostek.

1. Zero Zero Siedem – i o książkach, i o blogerach, i o social media, i o… Lubię.

2. Zombie Samurai – o internecie, blogowaniu, mediach, kulturze i sporej garści innych spraw. Moim zdaniem jeden z najbardziej estetycznych i ascetycznych blogów w Polsce.

3. Goorek.net – zestawienie trzech blogów Michała Góreckiego, ja naczęściej bywam na Subiektywie. Dużo interesujących tekstów, styl, który lubię, a i poczucie humoru mi podpasowało.

4. Blogostrefa – dla tych, którzy lubią być na bieżąco z informacjami okołoblogowymi. Chociaż dużo więcej dzieje się na profilu na Facebooku, niż na samym blogu.

5. Blogi Kominka, czyli Kominek.in oraz Kominek.es. Sama siebie zadziwiłam jakiś czas temu, gdy zauważyłam, że coraz częściej zaglądam na jego blogi. Daaaaawno temu, hm… pewnie z… oj, nie pamiętam, z siedem lat temu(?) Kominka mianowałam na własny użytek bucem i przez lata się nie zbliżałam do jego blogów. Jakoś z czasem, poszerzaniem mych zainteresowań poza blogi książkowe oraz ze zmianami na jego blogach zaczęłam dryfować w ich stronę. Teraz całkiem lubię tam zaglądać od czasu do czasu, z różnych powodów.

W związku z tą notką, nie muszę już chyba pisać, że na blog Andrzeja – jestKultura.pl zaglądam całkiem regularnie?

Poprawki! Zapomniałam o vlogach! Tutaj lista będzie skromna, bo mało z nich odwiedzam regularnie.

1. Kredyt zaufania (bo znam człowieka osobiście i lubię, łebski gość i fajny) dostaje vlog Duszne sprawy.

2. Must-see, czyli Klaudia Klara. A szczególnie „Koleżanki, koleżanki”!

3. Vlog-standard, czyli Mediafun. Znają go chyba wszyscy!

Bywam na naprawdę wielu blogach. Ale te powyższe należą do grupy odwiedzanych w miarę często i systematycznie. Nie opisałam ich zbyt szczegółowo, bo wychodzę z założenia, że pewnie się skusicie i zajrzycie, ocenicie więc sami, czy warto według Was tam bywać.

Jeżeli macie ochotę, to zapraszam do dołączenia do akcji! Macie czas do wtorku, linkujcie do swoich notek pod postem Andrzeja. Akcja świetnie się rozrasta, a dzięki niej można poznać naprawdę wiele różnorodnych blogów, świetna sprawa!

blogger
Chyba nikt blogerowi wizyty w myjni nie zaoferował…

Podsumowanie działalności bloga (2012)

Czas na pierwszą część podsumowania, rok 2012 w książkach ujrzycie na blogu za jakiś czas. Najpierw podsumowanie ogólne. Tym łatwiejsze, że WordPress robi sam cudne podsumowania roczne 😉 Będzie mi tego brakowało na nowej domenie.

Obawiałam się roku 2012. Z prostego powodu – przeprowadzka, nowa praca na pełen etat, nowe życie. Faktycznie, jak kto gdzies wczoraj przeczytałam (dzięki Bibliomiśkowi już wiem, że twórcą tych słów jest naia) w tym roku „mało czytałam, dużo żyłam”. Ok, może nie do końca tak mało czytałam, ale zdecydowanie żyłam o wiele „bardziej”. Teatry, kina, różnorakie wydarzenia społeczne czy kulturalne, szkolenia, spotkania ze znajomymi, TweetUpy, imprezy blogerów, spotkania autorskie, targi, wyjazdy tu i ówdzie etc. Działo się tyle, że często w całym tygodniu miałam jeden wolny wieczór.

Ilość pojawiających się recenzji przez to spadła, było zapewne więcej notek-zapchajdziur. Ale sumując cały rok, to statystyki pozostały właściwie takie same, jak w ubiegłym roku, co przy tak drastycznej zmianie stylu życia oznacza właściwie wzrost. Bo jakby nie było napisałam w 2012 roku 180 notek, czyli o 90 notek mniej, niż w roku 2011. Notek o 1/3 mniej, a statystyki bez większych zmian = sukces 🙂

Wrzuciłam tutaj 258 zdjęć, potężną większość stanowią okładki książek. Nowy rekord odwiedzin padł 11 lutego 2012 roku. Była to notka Współpraca z wydawnictwami – część II: wydawnictwa, która zanotowała w jeden dzień 1189 odwiedzin. Zresztą cały czas jest często odwiedzana, tak samo zresztą jak podsumowanie tej dyskusji. Pozostałe trzy najczęściej odwiedzane notki to recenzje książek (i wcale bym tych tytułów w typowaniu nie obstawiała): „Porzuceni”, „Mistrz” oraz „Zapomniałam, że Cię kocham”.

Piątka najczęściej odsyłających na mój blog stron pozostała bez zmian, są to:

  1. facebook.com
  2. prowincjonalnenauczycielstwo.blogspot.com
  3. lubimyczytac.pl
  4. nasze-czytanie.blogspot.com
  5. blogger.com

Co ciekawe, zaraz po odwiedzinach z Polski na drugim miejscu są Niemcy, a na trzecim Wielka Brytania. Piątka „mistrzów komentowania” u mnie to: Zacofany w lekturze, Isadora, Kalio, Viv87 i Agnes. Jak macie ochotę, to napiszę Wam, ile razy w ubiegłym roku komentowaliście moje notki 🙂

Tyle WordPress. Teraz trochę od serca. Rok 2012 był dla mnie rokiem swego rodzaju przełomu. Totalna zmiana zarówno branży, jak i stylu pracy (przedtem prowadziłam szkolenia, jako wolny strzelec), odkrycie tego, jak się pracuje w dziale promocji wydawnictwa, zakochanie się w mojej pracy i ludziach z którymi pracowałam. To właściwie była idealna praca dla mnie w idealnym zespole, w którym czułam się świetnie. Jednakże widocznie było zbyt idealnie, bo jak wiecie – przed Świętami ogłoszono wycofanie się właściciela naszego Wydawnictwa z polskiego rynku. Tym samym rok 2013 będzie kolejnym rokiem, w którym czeka mnie sporo zmian. Ja ciągle jednak dobrze pamiętam, jak mocno kibicowaliście mi przy rozmowie kwalifikacyjnej, przeprowadzce i początkach mej pracy. Jak dobrze większość z Was przyjęła to, że oprócz blogowania pracuję też po „ciemnej stronie nocy”. To było naprawdę świetne i cenne dla mnie przeżycie! Te wszystkie ciepłe maile, które otrzymywałam, dziękuję Wam bardzo!

Był to pierwszy rok, w którym miałam okazję uczestniczyć trzykrotnie w Targach Książki – w Warszawie, w Krakowie i w Katowicach. Każde inne, każde niezapomniane. Spotkałam naprawdę wielu blogerów książkowych, przeżyłam urocze chwile w trakcie mniejszych i większych spotkań z Wami, a każde z nich było czaderskie! 🙂 Naprawdę wierzę w to, że większość blogerów, to są bardzo pozytywni, kreatywni i interesujący ludzie, nie sposób się nudzić w ich towarzystwie! Było mi dane także koordynować lub pomagać w organizowaniu różnych spotkań autorskich. Po raz trzeci byłam także zaproszona (a drugi raz obecna) na Blog Forum Gdańsk. Było wyśmienicie, a znajomości tam zawarte utrzymują do dzisiaj z wielką przyjemnością. Realizuję także krok po kroku to, co sobie w trakcie forum wymyśliłam. Uczestniczyłam także w dwóch przecudnych warszawskich spotkaniach blogerów, o których pisałam tutaj i tutaj.

Odbyła się także druga edycja Złotej Zakładki, naszej wspólnej nagrody książkowej. Przyznam, że tym razem pracowało mi się nad nią gorzej, miałam wrażenie wypalenia zarówno ze strony ekipy, jak i ze strony osób biorących udział. Momentami czułam wręcz, że wyciągam ludziom z gardeł te nominacje, głosy i maile 😉 Mam nadzieję, że to tylko kryzys numeru drugiego – tak, jak często tom drugi trylogii jest najgorszy, tak samo mam nadzieję, że następne edycje będą pod różnymi względami lepsze.

W sierpniu 2012 roku blog skończył trzy lata, czyli osiągnął wiek całkiem rasowego przedszkolaka 😉 Ten rok był także przełomowy dla mnie jako blogerki. Nie dość, że zdobycie pracy, którą właściwie zawdzięczam blogowaniu, to jeszcze dwukrotne udzielenie wywiadu – pierwszy – w sierpniu – dla Literadaru, a drugi – w grudniu – dla portalu Book z nami. Bardzo mi się to podoba, nie ukrywam 😉 Urywek recenzji pojawił się też w ramach rekomendacji w nowym wydaniu książki „Wyrok”, przynajmniej o tym jednym wiem.

Ciągle mnóstwo wędruję po blogach, bo interesuje mnie to zarówno prywatnie, jak i zawodowo. Myślę, że tygodniowo odwiedzam sporą część spośród istniejących blogów. Nie czytam oczywiście wszystkich notek, ale jestem w miarę na bieżąco z tym, co się u większości z Was pojawia. Komentuję baaardzo rzadko, po pierwsze dlatego, że jak mam napisać głupkowaty komentarz typu „nie dla mnie”, to wolę zastosować zasadę, że milczenie jest złotem, a po drugie – zwyczajnie często czasu starcza mi tylko na zapoznanie się z notką, na pisanie komentarza i logowanie się, by go dodać – już nie. Brutalna rzeczywistość. Zapewne i dlatego u mnie pojawia się tak niewiele – w porównaniu z poprzednimi latami – komentarzy. Ludzie jednak lubią wzajemność 😉 Tutaj wypowiadają się najczęściej tylko stali bywalcy.

Uważnie też obserwuję wszelkie okołoblogowe i okołoksiążkowe dyskusje, chociaż staram się już praktycznie nie brać w nich udziału, z różnych przyczyn. Jednak wiem, co się dzieje dookoła mnie 😉 U mnie z kolei zachodzą zmiany. Pojawia się coraz więcej notek nieksiążkowych, związanych z blogosferą, różnymi działaniami społecznymi, troszkę notek o kulturze. I ta tendencja raczej się utrzyma, nie chcę się ograniczać. A przecież nie ma obowiązku czytania każdej notki, więc jak kogoś dana nie zainteresuje, to zawsze może wrócić, jak pojawi się recenzja książki.

Rozpisałam się przerażająco, ja się chyba jednak nie nadaję na te dzisiejsze czasy „szybko-krótko-łatwo”. Na koniec chcę podziękować wszystkim, którzy tu bywają, bo przecież piszę dla czytelników. Dla siebie i swej pamięci też, ale jakbym nie chciała, by to ludzie czytali, to bym prowadziła blog zamknięty 😉 Dzięki!

„CeWEBryci. Sława w sieci” – Michał Janczewski

cewebryci slawa w sieciWydawnictwo: Impuls, 2011

Oprawa: miękka

Liczba stron: 222

Moja ocena: 5/6

Ocena wciągnięcia: 4/6

*****

Czy jesteś cewebrytą? Kim właściwie jest cewebryta? Jak zapewne łatwo się domyślić, jest to osoba znana w sieci. Bogactwo i możliwości internetu umożliwiają bycie cewebrytą osobom, które normalnie by o tym nawet nie pomyślały. Szczególnie  że aby zostać celebrytą, może wystarczyć nawet kilkunastu – byle wiernych – fanów. A kilkudziesiętu zaangażowanych emocjonalnie fanów potrafi czasami wręcz zapewnić życie z tego, że jest się cewebrytą. Ale od początku!

Michał Janczewski podszedł do sprawy bardzo rzetelnie. Książka składa się z trzech części. W pierwszej z nich najpierw cofniemy się w czasie aż do starożytnego Rzymu – stamtąd ruszamy w podróż po historii sławy i pragnienia popularności, bycia sławnym i podążania za idolami. Zatrzymamy się na dłużej w ubiegłym stuleciu, czasie, który rozpowszechnił ideę „gwiazdy” i w którym pojawiło się także określenie „celebryta”. Michał analizuje czynniki wpływające na to, czy ktoś zostanie gwiazdą, czy nie, jaka jest rola danej osoby, jak widziana jest przez wytwórnie, media, fanów. Dokładnie analizuje też to, co steruje ludźmi – dlaczego tak bardzo lubimy przyglądać się temu, co się dzieje ze sławnymi osobami i skąd bierze sie w nas samych pragnienie bycia popularnymi. Przejdziemy też do kwestii tzw. „pokolenia Ja”, czyli pierwszego pokolenia, które od małego przekonywano o tym, że ich poczucie własnej wartości jest najważniejsze, co m.in. skutkuje tym, że jest wśród niego tak wielu egocentryków, tak wiele osób jest przekonanych, że są bardzo ważnymi osobami, że zdecydowanie to właśnie oni będą świetnie zarabiać, wspaniale żyć i na bank będą sławni. Z drugiej strony autor ukazuje też sławę w aspekcie postrzegania jej jako swoistej terapii – mają przez nią zniknąć wszystkie problemy, ma się być lepszym, ciekawszym, „prawdziwszym”.

Druga część to galeria cewebrytów. Mamy tutaj naprawdę barwną grupę! Jest mężczyzna, który sławny został dzięki swej pasji do filmu „Tron”; bezdomny kierowca tira; nauczycielka, która wykorzystując stereotypową wizję seksbomby udziela lekcji dotyczących etymologii słów angielskich; eks-śpiewaczka operowa i była narkomanka; polski były żołnierz; turecki Casanowa i kilkoro innych. Cechują ich zakręcone historie, często niełatwe życie, które wiedli (lub wiodą). Część z nich zabłysnęła w sieci niechcąco, nie planowali tego, część zaczęła swoje projekty świadomie. Łączy ich też to, że vlogują, głównie prowadzą wideoblogi na Youtube.

Trzecia część to teoretyczne definiowanie cewebryty oraz skontrastowanie go z celebrytą. Analizuje przeszłość, teraźniejszość, stara się prognozować na przyszłość. Ukazuje też silne strony bycia celebrytą i cewebrytą. Cewebrytą łatwo jest zostać w skali mikro, trudniej zaistnieć w świadomości szerszej publiczności, a bardzo rzadko udaje się cewebrytom przebić do masowej publiki, szczególnie poza internet. Jednakże ma on zdecydowanie bardziej osobiste relacje ze swoimi fanami, co jest jego siłą oraz jednocześnie barierą w wychodzeniu do szerszej publiczności (bo jak długo można utrzymywać takie relacje przy rosnącej publice?). Tutaj też autor cytuje klasyfikację cewebrytów:

Promotorzy kariery – sława w sieci jest rozszerzeniem ich pozainternetowej kariery.
Krewatywni promotorzy – ci, którzy coś po prostu tworzą.
Autopromotorzy – promują siebie jako produkt
Mimowolni celebryci – nikt z nich swojej sieciowej sławy nie zaplanował.

Do jakiej grupy zaliczycie siebie samych?

cewebryci
Razem z innymi cewebrytami na B(v)logoWigilii 😉

„CeWEBryci. Sława w sieci” to według mnie bardzo interesująca lektura. Dowiedziałam się bardzo wielu interesujących mnie rzeczy, szczególnie, że internet, rozwój społeczności w sieci oraz właśnie cewebrytyzm interesuje mnie już od jakiegoś czasu. Autor zalał mnie informacjami, jednak zrobił to w sposób przystępny, w lekkim stylu i z humorem.  Brakowało mi właściwie większej ilości polskich vlogerów, ale przyjęłam do wiadomości wyjaśnienie, że w czasie, w którym Michał pisał swoją książkę nie było w Polsce takiej różnorodności vlogerów, jaką mamy teraz. Była garstka, którą znali wszyscy, a on chciałby znaleść kogoś wartego opisania, a mało jeszcze znanego masom.

Polecam lekturę wszystkim zainteresowanym tematyką! A ja teraz czekam na książkę dotyczącą blogerów. Stop, przecież jest „Bloger” Tomka Tomczyka, chyba pora w końcu zdobyć i przeczytać 😉

PS. Na koniec kilka wybranych filmików stworzonych przez bohaterów książki:

© 

Impreza na koniec roku, czyli blogerzy nie mogą bez siebie żyć!

Wygląda na to, że grono warszawskich (i okołowarszawskich) blogerów chyba zapałało do siebie sympatią. Zapewne w dużej części jest to wynik działań Ilony z BlogoStrefy, ale wygląda na to, że my sami łyknęliśmy bakcyla spotkań, bo o Wigilię B(v)logerów prosiło przynajmniej kilka osób. Ilona kolejny raz błysnęła talentem organizatorskim, Marianna z Warsaw Spotted załatwiła nam ciekawą miejscówkę – Prochownię Żoliborz (czynne będzie dopiero za jakiś czas, mieliśmy więc okazję zrobić tam przedpremierową imprezę), a niezawodna Wyborowa wspomogła nasze humory butelkami smakowych wódek oraz winami Campo Viejo, które dopiero wchodzą na polski rynek. W Pernod Ricard wiedzą, jak dopieszczać blogerów 😉 Blogerzy kulinarni zadbali o przekąski słodkie i słone, inne osoby dostarczyły napoje niealkoholowe oraz fanty do konkursów, których było sporo.

* Po kliknięciu na zdjęcia możecie zobaczyć ich większe wersje.

Wigilia blogerów - przygotowania

Zjawiło się naprawdę sporo osób, szczerze pisząc, nie spodziewałam się, że będzie nas tylu. Ostatni tydzień przed Świętami, czas, kiedy większość z nas ma przeważnie przynajmniej 1-2 Wigilie robocze/studenckie/branżowe/inne do „zaliczenia”, miałam więc miłą niespodziankę. Było też sporo nowych osób, co według mnie jest świetną sprawą! Kolejne osoby, kolejne blogi, wspólny czas razem. I to w offline 🙂 Ucieszył mnie też fakt, że skusiłam na przyjście również Maję (która zresztą została jedną z gwiazd imprezy :D), a także pojawiła się – dla mnie niespodziewanie, nie wiedziałam, że będzie – Avo_lusion. Tym razem były więc już trzy blogerki książkowe i oby ta zwyżkowa tendencja się utrzymywała dalej!

Wigilia blogerów - konkursy

W trakcie wieczoru mieliśmy okazję uczestniczyć w warsztatach zapachowych zorganizowanych przez jedynego w Polsce(?) blogera – Marcina (zapewne pań piszących o tej tematyce jest sporo, ale o innym panu jeszcze do tej pory nie słyszałam). Było pachnąco, interesująco, również zabawnie. Chociaż nie wszystkie zapachy podbiły nasze serca 😉

Było też sporo różnych konkursów, w których można było wygrać różności – buteleczki Porto, książki, różnorakie gadżety, zamrożone jagody Acai i wiele innych rzeczy. I to jest fajne – nie dość, że lubimy obdarowywać innych, to zawsze jest przy tym mnóstwo zabawy i śmiechu, bo większość konkursów jest od czapy 😉

B(v)logowigilia

Był też pokaz zdjęć z Brazylii oraz możliwość zakupu cegiełki-kuponu z kodem do audiobooka Loko, nagranego przez blogerów. W ten sposób można pomóc dzieciakom, o czym pisałam kilka postów wcześniej!

Jednak przebojem dużej części imprezy była sesja fotograficzna, którą zorganizowała dla nas ekipa Kobiecego Punktu. Przytaszczyli ze sobą sprzęt (co było sporym wyczynem biorąc pod uwagę ilość śniegu, jaka wtedy była na zewnątrz i całkiem spory mróz) i pozwolili nam szaleć przed obiektywem ile tylko chcieliśmy. Działo się, oj działo! Były harce i swawole, a oglądając zdjęcia zrobione w trakcie tej arcydługiej sesji można jasno powiedzieć: blogerzy lubią być w centrum uwagi i lubią się przytulać 😀 Zobaczcie sami!

Wigilia blogerów - sesja

Koło północy – wraz z pięcioma innymi osobami – pojechaliśmy na drugą Wigilię (tzw. branżową). I muszę to napisać – blogerska była fajniejsza 😀 W naszej grupce było nam oczywiście dobrze i zabawnie, ale generalnie impreza blogerów była bardziej wyluzowana i odjechana. Co nie zmienia faktu, że z piątką mych towarzyszy spędziłam świetną resztę wieczoru. Tylko poranek po zmieszaniu trunków był trochę bolesny, szczególnie, że trzeba było wstać do pracy 😉 Ale podróż w szóstkę jednym autem, opowieści w obcych językach, grę w szachy między zdziwionymi imprezowiczami i picwąsa będę wspominać jeszcze jakiś czas 😉 A tak a propos – zna ktoś z Was słowo picwąs i wie skąd pochodzi i jaka jest jego etymologia?

zbiorowo blogerzy

To druga impreza dla blogerów, w której miałam okazję ostatnio uczestniczyć (pierwszą opisałam w notce pod tytułem „Lans i bans na 22 piętrze, czyli spotkanie blogerów„). Znowu mam te same odczucia – jestem zachwycona! 🙂 A nawet więcej – podobało mi się (siłą rzeczy, bo czułam się już bardziej swojsko, znałam dużą część uczestików etc.) jeszcze bardziej niż za pierwszym razem! Blogerzy, których spotykałam to naprawdę fajni, kreatywni, zabawni i inteligentni ludzie. Cóż, znowu pewnie ktoś mi zarzuci tworzenie koła wzajemnej adoracji, ale nic mnie to nie obchodzi – ja tych „blogierów” zwyczajnie lubię i dobrze mi z nimi. A te spotkania dają mi jeszcze wielką ilość pozytywnej energii, kopa do działania i często sporo ciekawostek do przemyśleń. Mam więc nadzieję, że będzie mi dane uczestniczyć jeszcze w wielu podobnych wieczorkach towarzyskich 😉

PS. Zdjęcia należą do BlogoStrefy, Kobiecego Punktu, Agaty, Iwony oraz Kamila.

Komu fajną bajeczkę, komu?

Pamiętacie mój wpis o blogerach nagrywających bajkę dla dzieci? Poszło im to sprawnie i szybko, mogę z przekonaniem napisać, że akcja zakończyła się sukcesem 🙂

w studio nagrań
Łukasz Jakóbiak oraz Maciej Budzich

„Loko” to historia marionetki, która musi uratować teatr lalek przed złym dyrektorem. By osiągnąć cel – uchronić przyjaciół przed odcięciem sznurków przez żądnego wiecznej sławy dyrektora – Loko musi wykonać 3 zadania, w realizacji których pomagają mu napotykani nowi przyjaciele.

Taką właśnie bajkę nagrywali blogerzy. Grupa zebrała się w pewien weekend, wytrwale ćwiczyła tekst, a w końcu zabrała się za nagrywanie.

studio nagrań

Co z tego wyszło? Urywek możecie posłuchać tutaj. Moim zdaniem wyszło całkiem fajnie, a kupując można pomóc dzieciakom. Jak to?

Cały dochód ze sprzedaży zostanie przekazany na Stowarzyszenie Rodziców i Przyjaciół Dzieci Niewidomych i Słabowidzących „Tęcza”. W ten sposób blogerzy chcą osiągnąć potrójny cel – pomóc potrzebującym, dać ciekawą alternatywę na prezent oraz pokazać, że polska blogosfera, to grono kreatywnych, zgranych i życzliwych osób z wielkimi sercami. Może też dołączycie? Wiem, że późno na kupowanie prezentów, ale to plik, który można ściągnąć w każdej chwili, zapisać i puścić dziecku do posłuchania nawet w noc wigilijną 🙂

Autorem bajki i reżyserem audiobooka jest jeden z czołowych polskich reżyserów – Krzysztof  Czeczot, który reżyserował również pierwszego polskiego audiobooka 3D „Blade Runner” oraz laureat Złotej Kaczki za „Grę o tron”. To się nazywa współpracownik!

970x200_02

Możecie też obejrzeć dwa filmiki, które powstały w trakcie tworzenia audiobooka. Jeden krótszy i bardziej oficjalny 😉

*****

A drugi dłuższy i mniej oficjalny 😉

*****

Jak wszyscy stali czytelnicy wiedzą, tkwi we mnie duch społecznika, więc popieram takie akcje i z chęcią – jak jest okazja – właczam się do działania. Jestem więc na tak i tym razem! I dla jasności – blogerzy nagrali całość za darmo, bez jakiegokolwiek wynagrodzenia a Audioteka sprzedaje gotowe nagranie nie pobierając żadnych opłat.

* Wszystkie materiały pochodzą ze strony internetowej projektu.

Wielka Orkiestra Książkowej Pomocy

WOKP - cover

Wiele więcej chyba pisać już nie muszę 😉 A tak na serio, to:

STARTUJE WIELKA ORKIESTRA KSIĄŻKOWEJ POMOCY

Wielka Orkiestra Książkowej Pomocy to akcja, w ramach której wielbiciele książek wesprą WOŚP. Każda osoba dysponująca jakimikolwiek książkami jest w stanie pomóc. Wystarczy poświęcić jedną ze swoich „cegiełek”.

Zważywszy na to, że już 13 stycznia 2013 roku odbędzie się 21. finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, wielbiciele książek łączą swoje siły i zagrają wspólnie z Jurkiem Owsiakiem oraz innymi ludźmi dobrej woli. Rusza właśnie Wielka Orkiestra Książkowej Pomocy, której głównym zadaniem jest zebranie 210 książek. Następnie pełen zestaw zostanie wystawiony na aukcję na stronie http://aukcje.wosp.org.pl. Cała wylicytowana kwota trafi na konto  Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Zwycięzca nie musi przejmować się kosztami wysyłki paczki, która może ważyć nawet do 50 kilogramów. Transport zapewnia nowoczesna poczta, InPost.

Jeśli ktoś chce wesprzeć WOKP, wystarczy, że poświęci na ten szczytny cel jakąkolwiek książkę.Wystarczy, że wyślesz nam jedną książkę, która następnie wejdzie w skład 210 wszystkich egzemplarzy. Żeby zdobyć adres, na który należy ją dostarczyć, wyślij e-mail na adres: radek.karbowski@gmail.com. Każda podarowana pozycja zostanie zamieszczona w formie zdjęcia na fanpage’u – http://facebook.com/wielkaorkiestraksiazkowejpomocy. Żeby wynagrodzić darczyńców, chętnie zamieścimy obok fotografii dostarczony link. Jeśli akurat nie dysponujesz wolnymi zasobami książkowymi, wystarczy, że przekażesz informacje związane z naszą akcją swoim znajomym.

Wielka Orkiestra Książkowej Pomocy to akcja organizowana przez Agnieszkę Taterę oraz Radka Karbowskiego, wielbicieli książek i rynku wydawniczego. Akcję popiera Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy i gorąco jej kibicuje, namawiając jednocześnie miłośników książek do włączenia się do niej.

*****

Jako, że jestem w akcję bezpośrednio zaangażowana sercem, głową i ciałem, to zależy mi na jej powodzeniu! Gorąco Was więc zapraszam do przyłączenia się. Niech wszyscy zobaczą, jak fajnie blogerzy książkowi potrafią „zagrać” razem! 🙂

A na koniec przedstawiam Wam dziewuszkę, Marynę, która będzie naszym dobrym duszkiem, zachęcać będzie do dołączenia do akcji. Zobaczcie sami, czyż nie jest urocza? Jest z nami dzięki Justynie z Merry Design, dzięki!

WOKP

Bloginar #1: wiarygodność blogerów w oczach mediów tradycyjnych

Goethe powiedział „Kto nie idzie do przodu, ten się cofa”. Wiem, że wielu z Was myśli podobnie i stara się rozwijać, uzyskiwać nowe umiejętności, rozbudowywać wiedzę, słuchać opinii innych, które potem można przemyśleć i do których można sie ustosunkować. Możliwości rozwoju jest tyyyyyyle!

Postanowiłam więc wrzucać tutaj od czasu do czasu jakieś prezentacje, filmy wideo, teksty, które mogą pobudzać w Was refleksje na różne tematy, informować o czymś nowym, czy też zwyczajnie wzbudzić chęć do przedyskutowania własnego zdania.

Dlaczego bloginar? Bo jestem leniem 😉 Myślałam nad nazwą i przypomniało mi się wiele różnych, w tym „webinar” (lub webinarium), przyszedł mi do głowy pomysł bloginar, czyli pewna modyfikacja webinaru. Wrzucam tutaj materiał, a czytający/oglądający decydują, czy chcą wchodzić w jakąś interakcję tutaj, pod prezentowanym tekstem, czy w ogóle. Jednakże, gdy poszperałam w necie, to wyszło na to, że jednak nie jestem bardzo innowacyjna, bo określenie „bloginar” na zachodzie już funkcjonuje. Wyjaśnienie znajdziecie tutaj.

Przechodząc jednak do pierwszego tematu – nie bez powodu wrzuciłam do wczorajszej notki taką ilustrację. Na pierwszy ogień chciałabym Was zaprosić do obejrzenia jednej z prezentacji z tegorocznego Blog Forum Gdańsk. Prezentacja ta nosi tytuł „Wiarygodność blogera i współpraca z mediami tradycyjnymi”, prowadził ją Tomasz Machała. Jest on redaktorem naczelnym i dyrektorem zarządzającym naTemat.pl. Wcześniej pracował jako dziennikarz Telewizji Polsat, TVN24, BBC Polska, oprócz tego przez pewien czas prowadził blog Kampanianazywo.pl. Posłuchajcie, co ma do powiedzenia na temat postrzegania blogerów przez tradycyjne media (nie zrażajcie się tylko jakością dźwięku i obrazu). Jeżeli oprócz oglądania nagrania, macie też ochotę sprawdzić prezentację, którą pokazywał prowadzący, to możecie ją znaleźć tutaj.

Nie było mnie wtedy na tej prezentacji, wybrałam inną, ale w końcu to nadrobiłam. Trochę tam dla mnie takiego „błyszczenia” typu: kto z kim i gdzie, trochę informacji nie do końca na temat 😉 Ale clue jest, a to najważniejsze. Żeby nie go nie zdradzać tutaj, to podyskuję z zainteresowanymi osobami w komentarzach. Jeżeli znajdzie się oczywiście ktoś, kto będzie miał ochotę tę prezentację obejrzeć i podyskutować…