Wieloksiąg różności (#16)

ludzik ksiazki
Fot. Jenn and Tony Bot

Od siódmej rano (wrrrr!) rozpieprzają mi skwer pod oknami (bo po co mieć teren zielony, gdy można mieć parking…), więc próbuję jakoś odciągnąć uwagę od tego faktu (i hałasu), zagłuszając ich muzyką i wynajdując sobie absorbujące uwagę zajęcia. Na przykład napisanie notki. Dzisiaj będzie niezły miks – thriller, fantastyka i klasyka. A co, dla każdego coś interesującego!

*****

statek smierci„Statek śmierci” Yrsa Sigurdardottir

Do portu w Reykjaviku przypływa przepiękny, luksusowy jacht. Na brzegu czekają bliscy planujący odebrać członków załogi. Jakież jest ich zdziwienie, a następnie przerażenie, gdy odkrywają, że na pokładzie nikogo nie ma! W trakcie podróży z Lizbony do Reykjaviku zniknęła cała siedmioosobowa załoga, w tym czteroosobowa rodzina, która znalazła się na pokładzie właściwie przypadkiem. Co się wydarzyło na pokładzie? Gdzie zniknęła piątka dorosłych i dwie małe dziewczynki? Prawniczka Thora (znana czytelnikom z innych książek tej autorki) zostaje po części zaangażowana w śledztwo, a sprawa coraz bardziej się gmatwa, robi się coraz mroczniej i okrutniej. A jaka okaże się rzeczywistość?

Bardzo lubię książki Yrsy, niezmiennie jestem zaskoczona tym, że nie gości na wysokich miejscach list bestsellerów. Świetnie napisane kryminały i thrillery, atmosferka taka, że palce lizać (a w wersji dla co bardziej strachliwych – nie czytać będąc w domu samemu), ciekawe historie fabularne, fajni bohaterowie. Nie rozumiem tej absencji, imiona za trudne? Islandia nie jest modna? W każym razie ja bardzo książki Sigurdardottir polecam wielbicielom gatunku, będziecie zadowoleni.

Czeka na Was ciemność, mgła, wzburzone morze, zapach perfum pojawiający się tu i tam, ale przede wszystim… poczucie zagrożenia.

grimm city wilk„Grimm City. Wilk” Jakub Ćwiek

Grimm City, miasto, które wyrosło na ciele pokonanego przez ludzi olbrzyma. Miasto ponure, brudne, mroczne, nieciekawe. A na dodatek regularnie zasypywane pyłem, pokryte wydzielinami pochodzącymi z przemysłu bazującego na ciele giganta. Miasto, w którym nie chcielibyście mieszkać.

Od jakiegoś czasu giną taksówkarze. Nikt nie wie, dlaczego, ani też kto za tym stoi. Sprawa toczy się niemrawo do momentu, gdy ginie ustosunkowany oficer policji – Wolf. A przez zupełny przypadek w wydarzenia wplątuje się zwykły obywatel, Alfie, który zastępuje na kilka godzin swego kumpla-taksówkarza. Stara się on rozwiązać zagadkę, a u jego boku stają policjant Evans  i agent McShane.

Świetnym pomysłem jest oparcie fabuły na baśniach braci Grimm i w ogóle na opowieści jako takiej. Skonstruowane na tym społeczeństwa, kultury, religii – za to wszystko można autora tylko i wyłącznie chwalić, bo wyszło mu to bardzo ciekawie. Jednak sprawa sama w sobie przykuła mnie już mniej. Powieść czytało się dobrze, jestem ciekawa, co wyjdzie w dalszym tomie (tomach?) i kto ostatecznie za tym wszystkim stoi, ale odrobinę zabrakło mi tego uzależniającego od książki czegoś, co nie pozwala  na jej odłożenie. A i tak zamierzam przeczytać jeszcze kilka książek tego autora, szczególnie ciekawi mnie seria „Chłopcy”. Zobaczymy, jak ona przypadnie mi do gustu!

emma„Emma” Jane Austen

Emma, panna lat nieco ponad dwadzieścia, najbogatsza dziedziczka w okolicy. Podziwiana i rozpieszczana, uważana (również przez siebie samą) prawie że za kolejny cud świata. Jak to na prowincji, zajęć niewiele, Emma nie musi pracować, więc nadmiar wolnego czasu zagospodarowuje między innymi na swatanie swych znajomych. Tu najlepsza przyjaciółka, tam pastor… Sama wychodzić za mąż nie zamierza, boi się utraty swojej pozycji i wpływów. Jednak oczywiście los kryje wiele niespodzianek i nie wszystko idzie tak, jak Emma sobie wymyśliła, wręcz odwrotnie.

Cóż mogę napisać? Od lat niezmiennie uwielbiam powieści Austen, z całą ich niedzisiejszością, wkurzającymi bohaterami, fatalną pozycją kobiet, przestarzałymi poglądami etc. I tak porywa mnie klimat, cudownie narysowane życie z dawnych lat, te wszystkie szczegóły zarówno społeczne, jak i kulturalne, obyczajowe, jak i dosłownie szczegóły typu rozkładu dnia czy zwyczajów dotyczących funkcjonowania dworu. Cudowności! A na dodatek cudowności ślicznie napisane. Jako wielka fanka tej autorki straciłam już obiektywność, namawiam Was więc gorąco do czytania jej książęk

*****

W międzyczasie panowie skończyli dzisiejszą porcję rozwalania skweru,a sąsiad z góry wyłączył monotonną łupankę od której wibrowała podłoga u mnie 😉 Pełnia szczęścia, idę czytać! I życzę Wam udanego weekendu, spędzonego tak, jak macie ochotę!

Wieloksiąg taki se (#7)

ludzik ksiazki
Fot. Jenn and Tony Bot

Czas na kolejną notkę o kilku książkach. Tym razem wieloksiąg nijaki – książka, która mnie strasznie rozczarowała i książki „letnie”, zachwytu brak, zniechęcenia brak, lekko mdły środek. O czym myślę?

witaj w„Witaj w Murderlandzie” Frederique Molay

Nathan, niespełniony profesor Harvardu, rozwiedziony i samotny, spędza wolne chwile przed komputerem, grając w Island – grę, w której wiedzie przyjemne, lekkie życie. Jednak czasu… W grze potrąca kobietę, a krótko po tym okazuje się, że zginęła ona również w świecie rzeczywistym. A to tylko początek, gra coraz mocniej splata się z rzeczywistością. A jak się kończy?

Dawno nie czytałam tak kiepskiej książki! Pisana stylem co najwyżej opowiadania dziecka z podstawówki, tłumaczenie też raczej też nie powala (chociaż nie wiem, ile tej kiepścizny pochodzi z oryginału, więc trudno mi ocenić). Brrr… Jedyna jej zaleta to objętość – nawet jeżeli ktoś się upiera przy tym, by ją doczytać, to nie traci zbyt wiele czasu. NIE polecam.

Suminska_Usmiech_m„Uśmiech gekona: Azja jakiej nie znacie” Dorota Sumińska

Ta książka to próba stworzenia osobistego przewodnika po Azji. Autorka bywa w niej od 20 lat, kocha ją całym sercem i postanowiła tą miłością zarazić innych. Książka podzielona na krótkie rozdziały opisujące przeróżne miejsca.

Krótko i zwięźle: tak, jak lubię Sumińską, tak nie mam pojęcia, po co ta książka powstała. Serio. Całość to tylko powierzchowne skakanie z tematu na temat, tu liznę, tam dodam, dorzucę zdjęć i opublikuję. Wartość naprawdę podróżniczo-przewodnicka nikła. Zdjęć niewiele, więc i pod tym względem niewiele ma do zaoferowania. Zdecydowanie wolę powieści Pani Doroty.

Okrutna-milosc_Reginald-Hill,images_product,19,978-83-7534-033-4„Okrutna miłość” Reginald Hill

Cytując opis: „Mary Dinwoodie zostaje znaleziona martwa w rowie po wieczorze spędzonym z przyjaciółmi w pubie. Następnego dnia tajemniczy nieznajomy dzwoni do miejscowej gazety i cytuje przez telefon „Hamleta”. Tak rozpoczyna się kariera Dusiciela z Yorkshire.”

Doprawdy sama nie wiem, po co uparłam się ją doczytać do końca. Najpierw myślałam, że to może dlatego, że to środek serii. Ale nie, nie było między nami iskry 😉 Nuda, wkurzający bohaterowie, jakaś taka miałkość i brak zaangażowania w lekturę. Nie będę sięgać po kolejne.

*****

Jak widać – i tak czasami musi być, że pojawi się tutaj również coś nie tylko o fajnych książkach, ale i o tych mniej fajnych. Rzadko mi się ulewa, wolę do opisywania wybierać te, które zrobiły na mnie pozytywne wrażenie, ale czasami nie wytrzymuję. Padło na dzisiaj 😉

Sensacyjny wieloksiąg (#6)

ludzik ksiazki
Fot. Jenn and Tony Bot

Czas na kolejny wieloksiąg! Dzisiaj będzie sensacyjnie, pościgowo, niebezpiecznie. Książki akcji w akcji! 😉 Zaczynamy!

wysłanniczka miller„Wysłanniczka” – Stephen Miller

Daria jest młodą fanatyczną terrorystką i nosicielką śmiercionośnego wirusa ospy. Pewnego dnia zostaje wysłana do Nowego Jorku jako rzekoma dziennikarka, by tu roznosić wirus i przynieść śmierć milionom niewinnych ludzi. Jest „strzałą”, która ma ugodzić znienawidzonego zachodniego szatana.

Miało być emocjonująco, miało trzymać w napięciu, a było tylko i wyłącznie przeciętnie. Wielki potencjał, jednakże zupełnie nie został on wykorzystany. Mogło być to faktycznie świetne studium psychologiczne terrorystki, jednakże autor nie podołał, nie ma głębi.

easylog zielke„Easylog” – Mariusz Zielke

Dziesięć lat temu zaginęła ukochana Bena – Sally, a on stracił intratną posadę głównego technologa korporacji SkyCom, najpotężniejszej firmy na świecie. Żyje, rozwinął nową firmę, jednak nie jest szczęśliwy. A na dodatek wygląda na to, że demony przeszłości powracają, w ciągu jednego dnia zmieniając pozornie ułożone życie Bena w koszmar pełen emocjonujących zdarzeń i zagadek!

Przez większą część myślałam, że będzie mooooże dobra ocena, ale jednak ostatnia 1/3 podniosła ocenę, całkiem zgrabnie wymyślone. Zielke kolejny raz udowodnił, że jest niezłym rzemieślnikiem sensacyjnym. Mogłoby być lepiej wyważony rozkład napięć i lepsza psychologia postaci, ale rozrywka była całkiem godziwa.

browar chenczke„Browar” – Tomek P. Chenczke

Nieźle zaplątany thriller, którego akcja toczy się w czasach rodzącego się u nas wolnego rynku. Skomplikowana rozgrywka, wiele zwrotów akcji, do końca nie jest zupełnie jasne, co się wydarzy. Wielomilionowe transakcje, śmierć młodej modelki, agresywna kampania organizacji feministycznej, seksualny szantaż, a przede wszystkim wielkie interesy! Poplątane i wciągające.

Nie był to najlepszy moment na czytanie tej książki, miałam mało czasu, byłam zmęczona, co powodowało, ze musiałam mocno uważać, by się momentami nie pogubić. Ale było warto. Ciekawy debiut, będę obserwować autora, bo jeżeli postawi na rozwój, to zapowiada się bardzo ciekawa postać w literaturze rozrywkowej. Chociaż temat trudno za rozrywkowy uznać 😉

*****

Oby tak dalej, w końcu czuję, że coś się tutaj dzieje i powolutku posuwam się do przodu. Ostatnio straszna tutaj panowała stagnacja!

Co wybierzesz? ("Ene, due, śmierć" – M. J. Arlidge)

ene due śmierć telefon

Wyobraź sobie… Budzisz się nagle w dziwnym, odizolowanym i zamkniętym pomieszczeniu. Obolały, zdezorientowany, nie wiesz, o co chodzi. Spostrzegasz, że nie jesteś tam sam – może jest z Tobą żona, może przyjaciel lub współpracownik. W każdym razie ktoś, z kim łączy Cię stosunkowo lub bardzo bliska więź. Zanim zdążysz pomyśleć, o co w tym wszystkim chodzi, dzwoni telefon. Rozmowa jest krótka i zmienia wszystko. Teraz już wiesz, że przeżyje tylko jedno z Was…

Southampton i jego okolice stają miejscem szczególnej gry. Gry o śmierć i życie. Ktoś porywa po dwie osoby, zamyka je bez pożywienia i bez wody, zostawia im pistolet z jedną kulą oraz prawie rozładowany telefon, przez który informuje, że jedna osoba musi zginąć, wtedy druga odzyska wolność. Przerażająca wizja, prawda?

Gdy okazuje się, że działaniu sprawcy jest schemat, staje się też jasne, że sprawca musi mieć istotny motyw, że jest świetnie zorganizowany i przebiegły. Ale o co mu chodzi?

Wyjaśnienie sprawy przydzielone zostaje Helen Grace. To policjantka rozkochana w swojej pracy, odnosząca w niej sukcesy i poświęcająca się jej praktycznie całkowicie. Tylko czasami znajdująca chwilę relaksu w trakcie sesji BSDM, czująca, że potrzebuje bólu, by móc dalej wieść takie życie, by zapanować nad sobą i swoją – tajemniczą – przeszłością. Co takiego się wydarzyło, gdy Helen była dzieckiem?

Tajemniczy morderca (bo jak inaczej nazwać osobę, która wymyśla i realizuje takie plany?) to główny problem Helen, ale nie jest jedynym. Dochodzą różnorakie problemy w pracy, utrudnianie śledztwa, konflikty międzyludzkie. Nie ma łatwo, jak się wali, to na całej linii. To wszystko nie pomaga Helen w skupieniu się na sprawie, jak najszybszym i „najczystszym” jej rozwiązaniu. Czy osoba, która nie potrafi sobie poradzić z przeszłością i powoli gubi się w teraźniejszości jest w ogóle w stanie sobie z nią poradzić?

„Ene, due, śmierć” przykuwa czytelnika już pierwszą sceną. A później wciąga go głębiej i głębiej, nie puszczając aż do końca. Nie da się jej czytać wolno, krótkie rozdziały aż zapraszają do tego, by przeczytać jeszcze jeden i jeszcze jeden, a akcja pędzi na łeb, na szyję i nie pozwala się oderwać. Pochłaniałam tę książkę, za każdym porwaniem zastanawiałam się, jak się skończy oraz naturalnie głowiłam się, któż za nimi stoi.

Thriller thrillerem, akcja akcją, ale dwie sprawy były dla mnie bardzo interesujące. Pierwszą z nich było to, co rozgrywało się w psychice każdej z porwanych osób. Zabić? Dać się zabić? Przeżyć z piętnem mordercy? Jak straszny proces decyzyjny musiał zachodzić w ich głowach, jak przerażające musiało być podejmowanie takich decyzji! A potem? Jak żyć z poczuciem, że zamordowaliśmy kogoś, by samemu przeżyć? Jak sobie z tym radzić? Spoglądać w oczy bliskim, chodzić do pracy, funkcjonować w społeczeństwie? Właśnie to było dla mnie najbardziej interesujące w tej książce, mogłoby być nawet bardziej rozwinięte.

Powieść Arlidge’a to bardzo wciągający thriller, buzujący od emocji, kawał naprawdę fajnej literatury rozrywkowej. Rozrywkowej, popularnej, ale jednak wzbudzającej w głowie czytelnika pytania: a jak ja zachowałabym się na ich miejscu? Jak poradziłabym sobie w tej sytuacji? Czy jestem siebie pewna?

PS. W trakcie czytelniczych emocji nie zwróciłam na to uwagi, ale faktycznie, jedna sprawa wydaje się być niezbyt realna. Wyszła w trakcie rozmowy z Jankiem, który zapytał mnie – „no dobra, ale dlaczego właściwie nikt nie zadzwonił pod numer alarmowy? Do tego nie trzeba mieć karty SIM”. I myślę sobie nad tym do dzisiaj – faktycznie, opcja dzwonienia na numery alarmowe jest przecież dostępna niezależnie. Jeżeli zasięg był (a musiał, bo przecież porywacz dzwonił), to i oni powinni móc się dodzwonić. I nie wierzę w takie wycyrklowanie stanu baterii, by zaraz po telefonie porywacza się rozładowywała. Szczególnie, że różne osoby w różnym tempie odzyskiwały przytomność. No, ale to jedyna moja zagwozdka!

Granice rzeczywistości ("Przebudzenie" – Stephen King)

przebudzenie king piorun
Fot. Katie Moore (flickr)

Nie chcę umierać.

Od zawsze przeraża mnie śmierć, panicznie się jej boję. A odkąd przeczytałam zakończenie „Przebudzenia” Stephena Kinga, boję się jej jeszcze bardziej. Wizja, którą stworzył jest tak niesamowita i przerażająca, że jeżeli miałaby być prawdziwa, to zaczęłabym się zajmować poszukiwaniem metody na pozostanie wiecznie żywą. Ale do rzeczy!

Lata sześćdziesiąte, amerykańska prowincja. Znamy to, prawda? Chłopiec bawi się żołnierzykami, toczy wyimaginowaną wojnę, gdy nagle pada na niego cień człowieka, który odmieni całe jego życie. Jest to Charles Jacobs – jak określa go dorośnięciu tenże chłopiec – piąta osoba dramatu.

Charles jest nowym pastorem, który powoli zdobywa uznanie wśród wiernych. Znowu więcej ludzi chodzi do kościoła, a dzieci i młodzież uczęszczają do szkółki, gdzie słuchają o Jezusie i jego czynach. A przy okazji o… elekryczności. To właśnie ona fascynuje pastora tak, że każdą wolną chwilę spędza na eksperymentach. A, gdy w jego życiu wydarza się tragedia, to właśnie elektryczność staje się swoistą fiksacją Charlesa. Ośmielę się wręcz napisać, że go opętuje.

Mały chłopiec dorasta i po latach spotyka ponownie swe przeznaczenie. Od momentu, gdy Charles zajmuje się Jamiem, już nigdy nie znika z jego życia. Jest jak cień, który pozostaje gdzieś z boku, nie daje o sobie zapomnieć. Tak samo, jak skutki jego czynu ciągle tkwią w psychice Jamiego.

A Jamie powoli zaczyna się zastanawiać, co tak naprawdę stoi za obsesją Charlesa, o co chodzi w jego eksperymentach. Tym bardziej, że Jamiego od czasu hm… zabiegu prześladują od czasu do czasu dziwne wizje i zachowania. I nie jest jedyny, dotyczy to wielu osób, które miały do czynienia z Charlesem i jego doświadczeniach, uzdrowieniach, różnorakich projektach. Skąd te skutki uboczne? Mężczyzna zaczyna badać sprawę, a to doprowadzi do go niewiarygodnego odkrycia i zaważy nie tylko na jego życiu!

Dwójkę bohaterów obserwować możemy przez ponad pięćdziesiąt lat, co daje nam możliwość dokładnej obserwacji rozwoju ich relacji, ich samych, tego, jak się zmieniają i gdzie zmierzają. Historię poznajemy z punktu widzenia Jamiego, jest ona jego swoistym pamiętnikiem, może spowiedzią. Dzięki temu od początku wiemy, że wydarzy się coś mrocznego, że nie będzie to opowieść z happy endem.

Z książek tego autora, które miałam okazję czytać, ta ma najlepiej splecione wątki obyczajowe i nadnaturalne. Świetne połączenie tych cudownych opisów życia z mniej lub bardziej dawnych lat (kocham te jego opisy, czuję się, jakbym tam była z bohaterami książki!), ciągle zwyczajnej i wydawałoby się oswojonej już przez nas elektryczności, z wątkiem dotyczącym Matki. I więcej Wam nie zdradzę, bo nie chcę spojlerować fabuły. W każym razie – bardzo udana robota!

Zdecydowanie nie jest to horror w klasycznym tego słowa rozumieniu. Tu opowieść snuje się powoli, mamy tylko przebłyski, które zwiastują, że coś jest nie tak, jednak dopiero końcówka jest mocnym akcentem. Za to dla mnie była ona wystarczająco mocna, by zostać na długo w pamięci! Ale nawet ona nie jest typowa – oddziałuje na czytelnika bardzo mocno jako wizja, przerażające wyobrażenie tego, co ma czekać na ludzi po śmierci. Nie ma tam hektolitrów krwi, mordowania na prawo i lewo, piły czy hord upiorów. Jest tylko siła wyobraźni i ludzkiego umysłu! I świetne połączenie wszystkich wątków, które się w tej książce pojawiły.

przebudzenie kingMam wrażenie się, że „Przebudzenie” to książka bardziej dojrzała i bardziej osobista. Możliwe, że nadinterpretuję, ale miałam poczucie, że autor doprawił ją swym lękiem przed starością i umieraniem. Czuć w niej melancholię, tęsknotę za przeszłością. Wyczuwalne są też rozważania dotyczące religii, wiary w życiu człowieka, jej wpływu na naszą codzienność i nasze postępowanie.

Ja jestem zachwycona, czytało mi się tę książkę fantastycznie. A końcówka zostaje ze mną na dłuuuuugo… Bardzo dobry nie-taki-znowu-horror, polecam!

© 

Chronić i służyć ("Pokój straceń" – Jeffery Deaver)

krew

Na Bahamach ginie Robert Moreno, podejrzany o planowanie zamachu terrorystycznego. Razem z nim zostaje zamordowany jego ochroniarz oraz dziennikarz, który przeprowadzał z Moreno wywiad. Dwie dodatkowe, nieplanowane ofiary. O morderstwo podejrzewana jest tajna agencja rządowa, więc śledztwo jest niezmiernie niebezpieczne, bo można nacisnąć na odcisk osobom, które mogą wszystko. Gdy prokurator Nance Laurel proponuje uczestnictwo w nim Lincolnowi i Amelii, ci zastanawiają się ciut dłużej niż zwykle. Ale ostateczna decyzja nikogo nie dziwi… A przynajmniej nie tych, którzy tę parę kojarzą z innych tomów tej serii.

Śledztwo jest o tyle trudne, że oprócz dyskrecji, którą muszą się wykazywać, nie mogą zbytnio liczyć na pomoc, bo policja na Bahamach robi się nagle głucha i ślepa, dowody giną, a na dodatek ktoś zaczyna zagrażać prowadzącym śledztwo. Czas ucieka, a śledczy wiedzą, że niedługo zostanie zamordowana kolejna osoba, która znajduje się na liście rozkazów. Jak rozszyfrować tak zagmatwaną i trudną sprawę? Kto ostatecznie stoi za morderstwami i dlaczego akurat te ofiary zostały pozbawione życia?

Po kilkuletniej przerwie sięgnęłam ponownie po książkę Jeffery’a Deavera, chcąc sprawdzić, czy nadal tak bardzo mi one odpowiadają. Odpowiedź już znam, jest banalnie prosta: tak! Nadal uważam, że to świetne thrillery, bardzo dobrze skonstruowane i prowadzone.

Deaver naprawdę wie, jak zdobywać i podtrzymywać uwagę czytelników. To mistrz wodzenia za nos, zmian w akcji, bogatej w niespodzianki fabuły. A to, co lubię u niego szczególnie, to fakt, że zawsze się czegoś uczę. W temacie, w którym się porusza w danej książce, robi chyba wnikliwe badania, bo zawsze wplata w akcję sporo ciekawostek, dzięki czemu uczę się nowych rzeczy, sama nie wiedząc kiedy.

Na początku lektury myślałam, że siadła mu forma i jakoś dziwnie szybko dowiadujemy się ważnych dla śledztwa informacji, zastanawiałam się, co zamierza pokazać przez kolejne kilkaset stron. Ależ byłam głupia! Deaver robił ze mną, co chciał! Pomysłów mu nie brakuje, rozmachu też nie.

Wszystkim tym, którzy mają ochotę na dobrej jakości thrillery, polecam jego książki. Szczególnie właśnie serię z Lincolnem i Amelią, świetni bohaterowie! Taki trochę Dr House śledztw 😉 Uwielbiam obydwoje i serdecznie polecam ich przygody.

© 

pokój straceńWydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2013

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Liczba stron: 552

Moja ocena: 5/6

Ocena wciągnięcia: 5/6

"Doktor Sen" – Stephen King

Doktor sen2

Premiera 24 września!

Tak niedawno pisałam tutaj o „Lśnieniu”, a już mogę Wam opisać, co czułam w trakcie czytania jej kontynuacji. Czy powrót do tego tematu po tylu latach był dobrą decyzją? Czy King podołał wyzwaniu?

Po latach ponownie spotykamy Danny’ego. Mimo upływu czasu, wydarzenia, które rozegrały się w „Panoramie” ciągle w nim tkwią i rzutują na jego życie. Dorasta w cieniu swojej przeszłości. Wydarzenia z dzieciństwa tak go ukształtowały, że w pewnym momencie jego życie zaczyna coraz bardziej przypominać to, co już znamy z „Lśnienia”. Historia jakby zatoczyła koło…

Mijają lata, Danny – teoretycznie – ułożył sobie życie, znalazł miejsce na ziemi. Jednakże przeczucia go nie mylą, „Panorama” nie da mu spokoju i jeszcze raz stanie na jego drodze. A zaczyna się niewinnie, gdy pewnego razu na tablicy umieszczonej w jego pokoju pojawia się słowo „Abra”.

Na drodze Dana staje szczególna dziewczynka. Ma masę wdzięku, piękny uśmiech, dobrze poukładane w głowie i moc tornada. Jednak właśnie Jasność przyczyni się do tego, że Abra stanie na drodze Prawdziwego Węzła, niesamowitych stworów, które moc sprawczą czerpią z wysysania „pary” z dzieci obdarzonych Jasnością. W trakcie torturowania dzieci uzyskują najwięcej „pary”. A dziewczynka z tak silnym darem, to dla nich gratka, która zdarza się raz na kilkaset lat. A gdy dziewczynka jest na dodatek jeszcze bezczelna i nie daje się potulnie zaprowadzić na rzeź, to jest już prawdziwym rarytasem.

Polowanie się rozpoczyna… Jednakże Prawdziwy Węzeł nie zdaje sobie sprawy na jak szczególnego przeciwnika trafił. Nie wiedzą też, że Abra ma sojuszników. Szczególnych, tak, jak ona. Rozgrywka będzie pasjonująca!

Nie wiem, co mam powiedzieć! Bardzo mi się ta książka podobała, to zdecydowanie. Pomysły na Prawdziwy Węzeł, na wszystko, co łączy Danny’ego z przeszłością, na rolę „Panoramy” – świetne. Czuć, że ta książka jest bardzo przemyślana, spójna, a do jet też tego arcyciekawa! Ostrzegam jednak – jeżeli oczekujecie straszliwego horroru, to nie czytajcie. To jest wyśmienita książka z dreszczykiem, ale zupełnie nie jest to horror. Nawet ja się nie bałam, mimo tego, że jestem strasznym tchórzem. Owszem, poczułam kilka razy „ciary” na plecach, ale to tyle.

Wpadłam w tę książkę, jak w bagno, kibicowałam Danny’emu i Abrze z całych sił i zachwyciłam się pomysłem na całokształt. Jednak jedno Królowi nie wyszło – ostateczna rozgrywka z Prawdziwym Węzłem. Jak dla mnie poszło za szybko i za łatwo. Niby z wysiłkiem, ale jakoś tak… nie do końca wiarygodnie (jakby to w ogóle mogło być wiarygodne!).  Chyba pierwszy raz przy czytaniu jego książek czuję niedosyt związny z zakończeniem. Chociaż ten autor ponoć słynie ze świetnych książek i średnich zakończeń. Może to jest sztandarowy przykład?

Świetnie została stworzona postać Danny’ego i jego rozwój jako osoby. Genialnie powiązane z „Lśnieniem” oraz wzbogacone o wiele nowych poziomów. Przeszłość połączona z teraźniejszością i potrzeba rozliczenia tego wszytkiego zanim pójdzie się do przodu. Majstersztyk!

W każdym razie książkę „Doktor Sen” polecam z czystym sumieniem! Tylko nie oczekujcie przerażającego horroru i przeczytajcie najpierw „Lśnienie”! A ja już rozglądam się za kolejną książką tego autora. Człowiek łatwo przyzwyczaja się do dobrego!

doktor sen Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2013

Oprawa: miękka

Liczba stron: 656

Moja ocena: 5/6

Ocena wciągnięcia: 6/6

© 

"Lśnienie" – Stephen King

lśnienie

Klasyka horroru, mówili. Horror wszech czasów, czytaj, bo wstyd nie znać, mówili. A ja opierałam się przez długie lata. W końcu jednak otrzymanie drugiego tomu zmotywowało mnie do przeczytania pierwszego. Przeżyłam.

„Lśnienie” to dla mnie historia szaleństwa, opętania, nieufności i miłości. Opowieść o walce z demonami, zarówno wewnątrz siebie, jak i tymi spoza własnej głowy.

Jack to mężczyzna niespełniony. Wydawało się, że jego talent pisarski zawiedzie go ku wielkiej przyszłości, a ukochana kobieta u boku oraz wspaniały synek będą dla niego motywacją, by dążyć ku takiej właśnie przyszłości. A jednak demony, które od dzieciństwa tkwią w jego duszy, nie dają mu spokoju. Jack coraz częściej zagląda do butelki i w ten właśnie sposób decyduje o losie swoim i swoich bliskich. To takie typowe – najpierw impreza od czasu do czasu, potem coraz częstsze popijanie, pierwsze odwołane lekcje, przychodzenie do szkoły ciągle jeszcze pod wpływem alkoholu, a na końcu wydarzenia, które spowodowały, że Jack postanowił zostać abstynentem. Szło mi nawet dobrze, szkoda tylko, że na jego drodze stanęła w pewnym momencie „Panorama”.

W wyniku splotu okoliczności (które post factum wyglądają ja zaplanowane działanie sił, które stoją za wszystkim, co spotkało rodzinę w hotelu) Jack otrzymuje propozycję nie do odrzucenia – razem z rodziną mają przezimować w hotelu „Panorama”, najwyżej położonej ostoi luksusu w Stanach. Ma on być zimowym dozorcą, nadzorującym prace porządkowe, utrzymanie hotelu w stanie używalności, palenie w piecu etc. Dla postanowionego na krawędzi mężczyzny jest to ostatnia szansa na utrzymanie aktualnego życia i rodziny. Jeden krok, a zmiecie wszystko. Tylko czy aby przyjęcie tej posady to nie właśnie taki krok?

Na początku wszystko jest wręcz sielankowo, przynajmniej z punktu widzenia dorosłych. Jack z zapałem porządkuje hotel i jego otoczenie, a wieczorami kończy sztukę, której skończyć nie mógł przez długie miesiące. Wendy krząta się po hotelu, ciesząc się tym, że jej mąż nie pije i że wrócił do pisania. Jedynym, który nie odnalazł w „Panoramie” szczęścia jest ich mały synek – Danny. Mały już przed przeprowadzką zaczął mieć wizje, które tylko narastały po przeprowadzce. Tu widzi atakującego węża zamiast węża strażackiego, tam krew i kawałki mózgu, a w pokoju 217… Ale cicho-sza! Nie będę zdradzać szczegółów. W każdym razie czeka na niego mnóstwo straszliwych chwil, które mogłyby doprowadzić do szaleństwa dorosłego, a co dopiero takiego malucha.

Danny ma szczególny dar, potrafi m.in. widzieć rzeczy, które dopiero się wydarzą. Jego dar jest silny, bardzo rzadko spotykany. I to właśnie on przyciąga uwagę tego czegoś, co włada „Panoramą”. Tylko co to tak naprawdę jest? Jaka to siła czy siły? Skumulowane emocje setek ludzi? A może coś innego? W każdym razie Danny jest na celowniku tego złego, a ono nie zawaha się, użyje wszystkiego, co może by chłopca dorwać. Również jego własnego ojca.

„Lśnienie” to genialne studium psychozy, szaleństwa w czystej postaci. Jack podaruje chyba każdemu czytelnikowi ostrą jazdę po emocjach. I tu wcale nie chodzi o krew, młotek czy duchy, ale o to, jak powolutku i na początku niezauważalnie pojawia się coś, co steruje naszymi myślami, pojawiają się przemyślenia, które w zdrowym umyśle nigdy by się nie pojawiły. Podszepty, namowy… Do tego kusi powrót do alkoholu, który zapewne – tak sobie to tłumaczy Jack – rozwiązałby wszystkie jego problemy. „Panorama” wyciąga na wierzch wszystkie jego złe doświadczenia, koszmary z dzieciństwa, używa każdej słabostki przeciwko Jackowi, a to wszystko po to, by dorwać jego syna. Czy ojciec zwróci się przeciwko własnemu dziecku?

Bałam się czytać tę książkę. Jestem strasznym tchórzem. Drugie wyjaśnienie – zbyt łatwo jestem w stanie wyobrazić sobie to, co czytam. Nie wiem, które jest prawdziwe, wiem tylko, że właściwie nie chciałam jej czytać, bo bałam się, że nie doczytam. Ale otrzymanie drugiego tomu – „Doktor Sen” – spowodowało, że postanowiłam się przełamać. A i tak czytałam tylko w komunikacji miejskiej, w domu bałabym się za bardzo 😉

Ale przezwyciężyłam własne lęki. Przed tym samym staje młody bohater tej książki. Tylko jego wyzwanie jest niewymiernie większe od mojego. Ten maluch wzbudzał we mnie szacunek ilością wewnętrznej siły, był też nad wiek dojrzały, ale to łatwo tłumaczy dar, który posiadał.

Jednak największe wrażenie zrobiła na mnie postać Jacka. Jak niesamowicie rzeczywisty był ten psychopata! Do tego doskonale opisana została jego droga do szaleństwa. Jedna z najlepiej dopracowanych, najbardziej realistycznych postaci literackich, z jakimi miałam do tej pory do czynienia.

„Lśnienie” – paradoksalnie! – było pierwszą książką Kinga, jaka zrobiła na mnie wrażenie przegadanej i trochę niedokończonej. Zastanawiałam się, o co chodziło z tymi wszystkimi mafiosami, którzy posiadali hotel na przestrzeni lat i czym tak naprawdę było to coś, które się tam zagnieździło. Mam więc nadzieję, że drugi tom zamknie całą historię!

Przegadana czy nie, ta książka i tak zasługuje na miano wyśmienitej lektury! Horror czy nie, ta książka to i tak genialny portret pewnego szaleńca. Polecam!

PS. Ekranizacji nie obejrzę, bo tego nie wytrzymam, ale uwielbiam Jacka i jestem pewna, że zrobił wyśmienitą robotę jako odtwórca głównej roli!

© 

lśnienieWydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2009

Oprawa: miękka

Liczba stron: 520

Moja ocena: 5/6

Ocena wciągnięcia: 5/6

"Klinika" – Sebastian Fitzek

szpital

Nikt ich nie zgwałcił. Nikt nie torturował. Nie zabił.

Przytrafiło im się coś znacznie gorszego

Dawno nie czytałam tak dobrze dobranego urywku opisu książki. To właśnie „coś gorszego” przytrafiło się trzem ofiarom łamacza dusz. Młode kobiety zostają „zamknięte” w swoim ciele – zostały złamane psychicznie, nie ma z nimi kontaktu, są jakby pogrążone w koszmarnej śpiączce. Z której może wybudzić je jedno słowo-klucz. Albo zamęczą się na śmierć…

Człowiek, który je tak urządził grasuje na wolności. A pewnego dnia, w trakcie największej od lat zamieci śnieżnej, trafia do prywatnej kliniki psychiatrycznej. Budynek zostaje odcięty od świata, z Łamaczem w środku. A wśród osób przebywających w klinice jest tajemniczy Caspar, mężczyzna cierpiący na amnezję, który wydaje się być jakoś powiązany z Łamaczem. Dookoła szaleje śnieżyca, a w środku toczy się gra na śmierć i życie. Jaki będzie jej rezultat?

Autor sprawnie prowadzi akcję książki, wielokrotnie zaskakując czytelnika. Już pierwsze strony witają nas sugestywnymi opisami tortur, a dalej dzieje się jeszcze więcej. Atmosfera narastającego zagrożenia była całkiem nieźle odczuwalna, a Fitzek mieszał mi w głowie, dozował informacje, zmieniał bieg akcji. Konstrukcja fabuły jest ciekawa – razem z bohaterami czytamy akta medyczne, w ten sposób poznając historię. Ale mało tego – informacje pokrywają się z aktami, jeżeli w nich jesteśmy na stronie tej i tej, to tak samo jest w książce. Nie umiem chyba tego sprawnie opisać, musicie przekonać się sami. A na koniec autor jeszcze raz pogrywa sobie z czytelnikiem, niby mruga okiem, a zasiewa ziarno niepewności.

Poza dobrze napisanym thrillerem, możemy się z tej książki dowiedzieć więcej o kilku terminach medycznych i psychologicznych. Nie chcę zdradzać jakich, bo nie chcę Wam psuć frajdy samodzielnego poznawania fabuły!

Jeżeli lubicie thrillery, na dodatek oparte na psychologii – zapraszam do lektury!

© 

klinikaWydawnictwo: G+J Polska, 2009

Oprawa: miękka

Liczba stron: 288

Moja ocena: 4,5/6

Ocena wciągnięcia: 4,5/6


„Tajemniczy uśmiech” – Nicci French

uśmiech

Jak ważnym może być – wydawałoby się – zwykłe spotkanie na lodowisku! To właśnie tam Miranda spotyka Brendana. Przeskakuje między nimi iskierka zainteresowania, która doprowadza do pierwszego spotkania, potem kolejnego. Brendan szybko czuje się pewnie, wręcz zbyt pewnie. Pewnego dnia Miranda przyłapuje go na czytaniu jej pamiętników i pod wpływem gniewu zrywa znajomość. Mężczyzna znika z jej życia. A przynajmniej ona ma taką nadzieję…

Jednakże Brendan ma inne plany. Błyskawicznie i z wielką finezją przeprowadza akcję osaczenia dziewczyny. Krok po kroku odbiera jej pewność siebie, uwagę rodziny, ich uczucia, rozbija wszystko, co tylko może. Jest niebezpieczny i Miranda nie jest w stanie sobie z nim poradzić. Nic nie skutkuje, a on znajduje kolejne bastiony do zdobycia, by tylko uprzykrzyć jej życie jeszcze bardziej. Manipuluje jej rodziną i przyjaciółmi, właściwie robi to, co chce. Potrafi sobie owinąć praktycznie każdego wokół palca, ludzie wierzą jemu, a nie Mirandzie. Dziewczyna czuje się coraz bardziej osaczona, opuszczona, wpada w depresję. A zagnana w kąt ofiara ma dwa wyjścia – albo się poddaje, albo rzuca się do ataku. Jak postąpi Miranda?

To była pierwsza książka tego duetu, którą miałam okazję przeczytać. Wręcz muszę się przyznać, że nawet do niedawna nie wiedziałam, że to duet 😉 Myślałam, że to jeden pisarz. Ale wracając do meritum – pierwsza, ale raczej nie ostatnia, bo bardzo mi się podobała. Owszem, mogłabym się czepiać rzeczy, które wydawały mi się nielogiczne, postępowanie bohaterów czasami robiło na mnie wrażenie takiego od czapy, ale co z tego? To wszystko blednie przy poziomie mego wciągnięcia w akcję tej książki! Już dawno nie poczułam się tak schwytana w sidła. Mimo tego, że widziałam pewne niedociągnięcia w tej książce, to nie mogłam się od niej oderwać. I tym bardziej cieszę się, że to akurat tę pozycję zabrałam ze sobą w podróż do Warszawy, minęła mi ona w takim tempie, że nim się zorientowałam, to byłam na miejscu 😉

Mało tego! Autorzy potrafili sprawić, że zwątpiłam. O ile na początku całym sercem kibicowałam Mirandzie, to jakoś niepostrzeżenie, nagle złapałam się na tym, że właściwie to nie jestem pewna swoich uczuć, tego, co sądzę. Bo może faktycznie to Brendon ma rację, a ona zmyśla? Może to wszystko jej wina? Czułam się totalnie rozdarta, już dawno żadnemu autorowi się to nie udało. Poprowadzić akcję tak, by czytelnik zwątpił w to, co czuje, to jest sztuka!

„Tajemniczy uśmiech” to niezmiernie wciągający thriller o osaczeniu, zniszczeniu, wręcz psychozie. Ja mam zanotowane, by poszukać innych książek tego duetu, a Wam polecam zapoznanie się z tą właśnie!

tajemniczy usmiech Wydawnictwo: Książnica, 2010

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Liczba stron: 360

Moja ocena: 4,5/6

Ocena wciągnięcia: 5,5/6

©